Wyścig z czasem między Madrytem i Barceloną

Puigdemont zapowiada, że „w ciągu kilku dni ogłosi niepodległość Katalonii”. Madryt może to jednak wcześniej uniemożliwić.

Aktualizacja: 04.10.2017 22:15 Publikacja: 04.10.2017 20:27

Wyścig z czasem między Madrytem i Barceloną

Foto: PAP/EPA

We wtorek późnym wieczorem z Pałacu Zarzuela w Madrycie do narodu zwrócił się król. Ubrany w czarny garnitur stwierdził m.in.: „Przechodzimy niezwykle groźne chwile dla naszej demokracji. Określone siły w Katalonii w sposób umyślny, stały i świadomy łamią konstytucję i statut autonomii. To może doprowadzić do destabilizacji gospodarczej i socjalnej Katalonii i całej Hiszpanii. Rząd i parlament regionalny postawiły się całkowicie poza prawem i demokracją”. Felipe VI wezwał rząd do zrobienia wszystkiego, aby przywrócić rządy prawa. Zaapelował także do tych Katalończyków, którzy są wierni Hiszpanii: „Nie jesteście sami i nie będziecie nimi. Macie całe wsparcie i solidarność pozostałych Hiszpanów, a także pełną gwarancję naszego państwa w obronie wolności i należnych praw”.

Pomijając tradycyjne życzenia bożonarodzeniowe, takie wystąpienie monarchy jest niezwykle rzadkie. Ojciec Felipe VI, Juan Carlos, wykorzystał podobną formułę, aby zapobiec zamachowi stanu 23 lutego 1981 r. Wiele wskazuje więc na to, że orędzie, które było konsultowane z Mariano Rajoyem, jest wstępem do bardziej zdecydowanego działania premiera, w tym przejęcia przez Madryt bezpośrednich rządów nad Katalonią zgodnie z art. 155 konstytucji.

Rusza prawdziwy wyścig z regionalnymi władzami Katalonii. W Barcelonie na poniedziałek zwołano posiedzenie katalońskiego parlamentu. Marksistowsko-anarchistyczna partia CUP, bez której rząd Carlesa Puigdemonta nie miałby większości, wezwała do ogłoszenia tego dnia niepodległości nowego kraju. Puigdemont musi uwzględniać nacisk radykałów, ale sam się waha. W środę późnym wieczorem miał zwrócić się w tej sprawie do Katalończyków. Jednak kilka godzin wcześniej w wywiadzie dla BBC oświadczył nie wiedzieć czemu po hiszpańsku, że wbrew wcześniejszym planom wciąż nie ogłosił niepodległości, „bo nie zostały podliczone głosy osób, które głosowały za granicą”. To mało przekonujący pretekst. Puigdemont przyznał także, że nie ma żadnego kontaktu z Rajoyem.

Przewodniczącego władz Katalonii powstrzymuje rozwój wydarzeń zarówno w prowincji, jak i za granicą. Ada Colau, burmistrz Barcelony, której urząd znajduje się naprzeciwko siedziby rządu regionalnego (Generalitat), zaczęła się dystansować od secesjonistów.

„Obudziłam się dziś bardzo smutna. Nie chcę ani jednostronnej deklaracji niepodległości, ani artykułu 155. Potrzebujemy dialogu bardziej niż kiedykolwiek” – napisała Colau, która wywodzi się z populistycznej partii Podemos.

W samej dyrekcji PDeCat, partii Puigdemonta, opinie w sprawie ogłoszenia niepodległości są podzielone – ujawnił „El Periodico”.

Szefa Generalitat powstrzymują także wydarzenia w Strasburgu, gdzie w trakcie debaty w Parlamencie Europejskim wszystkie frakcje uznały – tak jak Colau – że „konieczny jest dialog”. Jednostronna deklaracja niepodległości zniweczyłaby wsparcie z zagranicy dla secesjonistów.

Na razie jasno za niepodległością opowiedzieli się tylko przywódcy skrajnej prawicy, w tym lider austriackiej FPO Heinz-Christian Strache, jego odpowiednik z holenderskiej PVV Geert Wilders oraz brytyjski zdeklarowany przeciwnik Unii Nigel Farage. Dla katalońskich władz deklarujących przywiązanie do integracji to nie jest dobra rekomendacja.

Sygnałem, że Madryt jest coraz bardziej zdecydowany na twarde rozwiązanie kryzysu, jest decyzja prokuratury o postawieniu przed sądem szefa katalońskiej policji Mossos d’Esquadra Josepa Lluisa Trapero za wzywanie do buntu, zdradę państwa. Chodzi o bierność podległych mu jednostek w trakcie nielegalnego referendum.

Zaniepokojony perspektywą deklaracji jest wielki biznes Katalonii. Juan Luis Brugera, przewodniczący Circulo de Economia, stowarzyszenia barcelońskich przedsiębiorców, uznał w środę, że „byłoby to niezwykle złe dla gospodarki”.

We wtorek późnym wieczorem z Pałacu Zarzuela w Madrycie do narodu zwrócił się król. Ubrany w czarny garnitur stwierdził m.in.: „Przechodzimy niezwykle groźne chwile dla naszej demokracji. Określone siły w Katalonii w sposób umyślny, stały i świadomy łamią konstytucję i statut autonomii. To może doprowadzić do destabilizacji gospodarczej i socjalnej Katalonii i całej Hiszpanii. Rząd i parlament regionalny postawiły się całkowicie poza prawem i demokracją”. Felipe VI wezwał rząd do zrobienia wszystkiego, aby przywrócić rządy prawa. Zaapelował także do tych Katalończyków, którzy są wierni Hiszpanii: „Nie jesteście sami i nie będziecie nimi. Macie całe wsparcie i solidarność pozostałych Hiszpanów, a także pełną gwarancję naszego państwa w obronie wolności i należnych praw”.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"