We wtorek prokurator generalny Jeff Sessions ogłosił decyzję o uchyleniu rozporządzenia Baracka Obamy, zapewniającego ochronę przed deportacją tym, którzy przybyli do USA jako dzieci.

Były prezydent chciał zalegalizować ich pobyt. W roku 2012 wydał dekret dający „marzycielom” gwarancję, że nie zostaną deportowani. Około 800 tysięcy osób zyskało wówczas prawo do pracy, nauki i amerykańskiego prawa jazdy, musieli jedynie się zarejestrować i co dwa lata składać wniosek o przedłużenie pozwolenia.

Nie zgadzając się z decyzją Trumpa, burmistrz Chicago wygłosił przemówienie, w którym powiedział: "Do wszystkich marzycieli, którzy są w mieście Chicago: to wasz dom. Nie musicie się martwić".

Dodał także, że Chicago będzie „strefą wolną od Trumpa”. - Nasze szkoły, nasze dzielnice, nasze miasto, będą strefą wolną od Trumpa. Nie macie się czego obawiać. Chcę żebyście wy i wasze rodziny o tym wiedzieli. Bądźcie pewni, że chcę, abyście podążali za swoimi marzeniami - podkreślał.

„Marzyciele” najczęściej przedostawali się do Stanów przekraczając nielegalnie granicę z Meksykiem u boku swoich rodziców. Mówią biegle po angielsku, zwykle więcej łączy ich z USA niż z ojczyzną.