W demonstracji KOD - według szacunków stołecznego ratusza - mogło wziąć udział nawet 60 tys. osób (organizatorzy liczyli na ok. 20 tys.). Według Protasiewicza demonstracja, związana z konfliktem wokół Trybunału Konstytucyjnego, miała bardziej ogólny cel niż tylko obrona niezależności TK. - Byłem i słyszałem, co mówią Polacy. A tam było jedno hasło: czas obronić demokrację, bo Polakom jest duszno po miesiącu rządów PiS - mówił polityk PO. A kandydat na szefa SLD Krzysztof Gawkowski przekonywał, że jeśli PiS "w takim tempie będzie zmieniał Polskę na gorsze", to wkrótce na ulice wyjdzie 5 milionów ludzi.

Protasiewicz przekonywał, że w Polsce obecnie istnieje ośrodek władzy poza rządem i prezydentem - jest nim prezes PiS Jarosław Kaczyński. - Mamy do czynienia nawet nie z naczelnikiem państwa, ale z osobą, która nie biorąc żadnej odpowiedzialności, chce interpretować decyzje prawne, mówić co jest poprawne, a co nie - podkreślił. A Gawkowski zasugerował, że prezes PiS "albo ma kwity na prezydenta", albo zagroził Dudzie, że jeśli nie będzie słuchał poleceń władz PiS, wówczas nie będzie kandydatem partii w kolejnych wyborach prezydenckich.