Informacje o potężnym ataku na MON gen. Krzysztof Bondaryk podał w listopadowym numerze miesięcznika „Raport". W latach 2008–2013 generał był szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a później, do 2015 r., – doradcą ministra obrony do spraw bezpieczeństwa cybernetycznego. To za czasów jego pracy w MON resort zorientował się, że jest celem ataku. Czytaj więcej

Hakerzy mieli działać bez zakłóceń przez co najmniej cztery lata. Ustalenia gen. Bondaryka dotarły do Tomasza Siemoniaka w 2013 roku. Były szef MON zapewnia, że niezwłocznie podjęto decyzję o wdrożeniu programu naprawczego pod przewodnictwem generała Bondaryka. Plan zakładał uszczelnienie wewnętrznych sieci informatycznych MON-u.

Siemoniak powiedział, że w ręce hakerów nie dostały się istotne informacje. Przestępcy mieli mieć dostęp wyłącznie do otwartej poczty. Generał Bondaryk uważa, że hakerzy mogli zdobyć notatki z natowskich spotkań czy wrażliwe dane z postępowań modernizacyjnych. - Nie wiem na jakiej podstawie tak mówi generał Bondaryk. To on i odpowiednie służby oceniali wrażliwość skradzionych danych. Ja nie dostałem informacji, jakoby w ten sposób zostały wykradzione wrażliwe dane - uważa Siemoniak.

Ministerstwo obrony narodowej negatywnie skomentowało doniesienia o hakerskim ataku. Rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz uważa, że generał Krzysztof Bondaryk powinien w pierwszej kolejności spotkać się w tej sprawie z ministrem Antonim Macierewiczem. By uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości, rozwijane będzie Narodowe Centrum Kryptologii.