Wieloletnie batalie rozwodowe to chleb powszedni. Na przedłużającym się konflikcie może zyskać... fiskus. Potwierdza to historia matki, która przegrała ze skarbówką spór o ulgę na dziecko.
Długie rozstanie
We wniosku o interpretację kobieta wyjaśniła, że jest w trakcie rozwodu z mężem, z którym od dawna nie żyje razem. Z trudem udało się jej wywalczyć alimenty na syna, nad którym posiada władzę rodzicielską. Utrzymują się z nich i jej pensji. Jej roczne dochody nie przekraczają 56 tys. zł. Zapytała więc, czy ma prawo do ulgi na dzieci.
Fiskus odpowiedział, że nie. W przypadku ulgi na jedno dziecko rodziców pozostających w związku małżeńskim obowiązuje też limit roczny dochodów dotyczący obojga – obecnie to 112 tys. zł. Ponieważ podatniczka oficjalnie jest mężatką, nie jest w formalnej separacji, to należy zsumować dochody jej i męża. A wówczas suma grubo przekracza limit, więc nie może skorzystać z ulgi. Zrozpaczona kobieta postanowiła walczyć przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Poznaniu. Tłumaczyła, że żoną jest tylko na papierze. Między małżonkami istnieje wieloletnia, faktyczna separacja. A ojciec nie interesuje się wychowaniem dziecka.
Sąd uznał jednak, że faktyczna separacja to za mało do skorzystania z ulgi (I SA/Po 992/14). I tak kryterium dochodowe dla tych, którzy wychowują jedno dziecko, pozbawiło ją odliczenia.
– Wyrok jest kontrowersyjny. Sąd dokonał w nim wyłącznie literalnej wykładni przepisów dotyczących ulgi prorodzinnej – uważa adwokat Anna Chrobot, partner w kancelarii Olesiński & Wspólnicy.