Pojawiające się w kampanii wyborczej propozycje dodatkowych podatków od obrotu niektórych firm (np. supermarketów) nie są pomysłem polskim ani nawet węgierskim. Różne kraje Unii Europejskiej już próbowały je wprowadzać. Nie wszystkim udało się obronić legalność takich pomysłów.
Podstawowa zasada z unijnych dyrektyw jest prosta: można nakładać podatki od obrotu inne niż VAT (np. akcyza), pod warunkiem że różnią się one konstrukcją od VAT. Trybunał Sprawiedliwości UE w licznych wyrokach uznał, że za „vatopodobny" może być uznany podatek, który: 1) jest powszechny (pobierany ogólnie od towarów i usług), 2) jest naliczany proporcjonalnie od ceny sprzedaży, 3) pobierany na wszystkich etapach obrotu, a podatnik może odzyskać podatek zapłacony od zakupów, 4) obciąża ostatecznie konsumenta.
– Okazało się, że w wielu przypadkach podatki obrotowe nakładane przez państwa unijne nie spełniają tych kryteriów, i to pozwoliło je uznawać za legalne – zauważa Łukasz Dębkowski, doradca podatkowy i menedżer w PwC. Zwraca uwagę, że do tych kryteriów należy też brak dodatkowych formalności przy przekraczaniu granic.
Austria i Włochy górą
Właśnie zbyt duże podobieństwo do VAT spowodowało, że luksemburski Trybunał zakwestionował duński podatek obrotowy wprowadzony w 1988 r. W wydanym w 1992 r. wyroku w sprawie Dansk Denkavit (C-200/90) sędziowie zwrócili uwagę na cechę odliczalności podatku zapłaconego we wcześniejszych fazach obrotu. Danina o stawce 2,5 proc. poszła do kosza.
Inne kraje skonstruowały swoje podatki obrotowe już inaczej. Tak stało się w Austrii, gdzie wprowadzono podatek od firm turystycznych z często odwiedzanych regionów Karyntii, Styrii i Tyrolu. Trybunał uznał w wyroku z 1999 r. (C-338/97, Pelzl i inni), że jego konstrukcja nie przypomina VAT, i zalegalizował go.