Exit tax, zwany podatkiem od wyjścia albo od przeprowadzki, będzie obowiązywał już od nowego roku. Obciąży przenoszone za granicę przedsiębiorstwo lub prywatny kapitał. Exit tax liczony będzie od hipotetycznego dochodu, który firma osiągnęłaby, gdyby sprzedała swój majątek w Polsce.
Ministerstwo Finansów od początku podkreślało, że jest to zabezpieczenie przed wyprowadzaniem zysków z Polski. Exit tax ma zapobiec agresywnej optymalizacji polegającej na przenoszeniu majątku, np. wartości niematerialnych, do powiązanej spółki w innym kraju po to tylko, żeby sprzedać go tam bez podatku. Nowe przepisy spowodują, że takie działanie będzie nieopłacalne.
Skarbówka podkreśla też, że do wprowadzenia nowej daniny zobowiązują nas unijne przepisy. A konkretnie dyrektywa ATAD z 12 lipca 2016 r. Ale polski fiskus przyspieszył termin (bo dyrektywa mówi o 2020 r.).
Stawka podatku wyniesie 19 proc. dla podatników CIT oraz podatników PIT w sytuacji, w której ustalana jest wartość podatkowa składnika majątku. Podatek nie będzie naliczany od całej wartości rynkowej, lecz jedynie od nadwyżki nad wartością podatkową, czyli kwotą, jaka zostałaby przyjęta jako koszt uzyskania przychodu przy sprzedaży. Niższa stawka, 3 proc., dotyczy podatników PIT i pojawi się wtedy, gdy nie będą ustalane koszty uzyskania przychodu. Exit tax obejmie majątek o wartości ponad 4 mln zł. Ten limit dotyczy tylko rozliczających się PIT, w ustawie o CIT go nie ma.
Polski fiskus zdecydował się też na objęcie nową daniną osób fizycznych, które nie są przedsiębiorcami. Podatek zapłaci jednak tylko ten, kto przenosząc się za granicę, dysponuje np. udziałami w spółkach, akcjami bądź pochodnymi instrumentami finansowymi. Ich wartość musi przekraczać 4 mln zł. Jest jeszcze warunek przebywania w Polsce przynajmniej pięć lat w okresie dziesięcioletnim (przed przeprowadzką).