– Niewystarczająco duży stopień korzystania z ulgi B+R ma dwie przyczyny– ocenia wiceminister finansów Filip Świtała w odpowiedzi na interpelację poselską nr 27 712.
Po pierwsze, ulga B+R jest nowym rozwiązaniem obowiązującym dopiero od początku 2016 r. Po drugie, w roku jej wprowadzenia limity odliczeń były zbyt niskie.
Zmiany na korzyść
– Dane statystyczne wskazują, że stopień wykorzystania tej preferencji ma tendencję wzrostową – podsumował wiceminister Świtała.
Zaznaczył, że kwota ulgi była zwiększana w kolejnych nowelizacjach ustaw podatkowych. Za 2016 r. firmy mogły odliczyć – w zależności od wielkości – od 10 do 30 proc. kosztów kwalifikowanych, czyli ponoszonych we własnym zakresie wydatków na cele B+R. W 2017 r. było to już od 30 do 50 proc. wydatków. Natomiast w 2018 r. kwota ulgi została zwiększona do 100 proc. wszystkich kosztów kwalifikowanych bez względu na wielkość przedsiębiorstwa.
– Zgadzam się, że ulga zyskała na atrakcyjności. Jednak mimo iż jest to rozwiązanie korzystne, to wciąż niezbyt popularne. Część winy ponoszą tu organy podatkowe, które wydawały początkowo wiele niekorzystnych interpretacji. Stawiane w nich wymogi nie wynikały z przepisów – mówi adwokat Arkadiusz Stępniewski.
Wyjaśnia, że przedsiębiorcy nie mają często pewności, czy prowadzoną przez nich działalność można zakwalifikować jako badania i rozwój. Jednak największym problemem firm było odliczenie kosztów osobowych, czyli wynagrodzeń pracowników i składek na ubezpieczenia społeczne. Fiskus potwierdzał zwykle w interpretacjach, że dana firma prowadzi działalność B+R, ale kwestionował odliczenie wydatków pracowniczych.