Przedsiębiorcom miało ubyć biurokratycznych obowiązków związanych z korektą podatków. Nie wyszło. Rząd zrobił nowelizację, ale zepsuł przepisy przejściowe.
– Wynika z nich, że nowe regulacje stosujemy tylko do starych transakcji. To bubel dużego kalibru – mówi doradca podatkowy Tomasz Piekielnik.
Chodzi o rozliczanie często zdarzających się w obrocie gospodarczym zwrotów towarów, reklamacji, rabatów czy zmian prognozowanej wcześniej przez strony kontraktu ceny. Fiskus chce, aby w takich sytuacjach zawsze, niezależnie od przyczyn poprawki, robić wsteczne korekty.
Dużo pracy dla księgowych
To duży problem, zwłaszcza wtedy, gdy przedsiębiorcy cofają się do zamkniętego już okresu rozliczeniowego, np. poprzedniego roku. Muszą jeszcze raz przeliczyć zobowiązanie i złożyć ponownie deklaracje. Na dodatek czasami się okazuje, że przez taką wsteczną korektę wychodzi im zaległość podatkowa.
Nic dziwnego, że firmy z utęsknieniem czekały na nowelizację zdejmującą z nich ten uciążliwy obowiązek. Doczekały się, od 1 stycznia 2016 r. ma obowiązywać zasada, że jeśli pierwotna faktura jest prawidłowa, a korygującą wystawiamy z przyczyn powstałych już po transakcji (np. obniżenie ceny w wyniku ugody czy uwzględnienie reklamacji), to można ją rozliczyć na bieżąco.