O ile Ministerstwo Finansów obszernie uzasadnia nałożenie CIT na spółki komandytowe (traktując je jako narzędzie agresywnej optymalizacji), o tyle w uzasadnieniu projektu próżno szukać szerszego wyjaśnienia dla nowych rygorów dla spółek jawnych. Napisano tam wprawdzie o „zapewnieniu możliwości weryfikacji prawidłowości rozliczeń" udziałowców, a także o potrzebie identyfikacji podmiotów zarabiających dzięki danej spółce.
Co się stanie, gdy spółka jednak dostarczy odpowiednią informację fiskusowi, choć po terminie? Tego w ogóle w projekcie nie przewidziano. Literalnie czytając ustawę, oznaczałoby to, że taka spółka pozostanie podatnikiem CIT już do końca swojego istnienia. Jedyną metodą na wyjście z tej sytuacji byłaby likwidacja spółki i założenie jej na nowo. Takie przepisy mogłyby być zatem groźną pułapką dla spółek jawnych, których udziałowcami są np. spółki z o. o.
Mnożenie oświadczeń
Przepis byłby zatem surowy, ale równie surowo ocenia go Przemysław Pruszyński, ekspert podatkowy Konfederacji Lewiatan. Jego zdaniem, podwójne opodatkowanie na trwałe to zbyt surowa sankcja, a obowiązki informacyjne są nadmierne.
– Przecież administracja skarbowa i tak ma dane z Krajowego Rejestru Sądowego, a także z Centralnego Rejestru Beneficjentów Rzeczywistych, mówiące, kto i w jaki sposób czerpie zyski ze spółek zarejestrowanych w Polsce – przypomina Pruszyński. Zwraca też uwagę, że projekt przygotowano niestarannie. – Wykonanie nowego obowiązku przez zakładane spółki będzie niemożliwe, bo przed pierwszym rokiem obrotowym spółka po prostu nie istnieje. Dlatego warto dodać możliwość dostarczania informacji w ciągu pierwszych 30 dni – proponuje ekspert.
Kwestia składania danych posiadanych już przez fiskusa albo inne urzędy została uregulowana w art. 306d ordynacji podatkowej. Wyraźnie zabrania on fiskusowi żądania informacji, które ten już ma albo może uzyskać z różnych publicznych rejestrów. Podobny przepis istnieje np. w kodeksie postępowania administracyjnego.
– Najwyraźniej spółki jawne zostały potraktowane przez projektodawców jako z góry podejrzane o nieuczciwe optymalizacje, podobnie jak spółki komandytowe – ocenia Przemysław Pruszyński. Tymczasem, jak wynika z danych GUS, w 2018 r. na 40 tys. spółek komandytowych tylko 2,2 tys. było częścią struktur międzynarodowych. Natomiast tych, które można uznać za narzędzie unikania opodatkowania, z udziałowcami z Malty, było zaledwie 129. – Może zatem wysiłki Ministerstwa Finansów powinny pójść raczej w kierunku identyfikacji i kontroli tej garstki spółek, a nie dokładania obciążeń podatkowych ogółowi spółek danego typu – sugeruje Pruszyński.