W czasach przed pandemią zachęcani do przedsiębiorczości Polacy chętnie porzucali etaty dla niezależności. Jak grzyby po deszczu rosły jednoosobowe firmy. Jedną z najpopularniejszych form ich opodatkowania jest podatek liniowy. Dziś jednak, gdy widmo kryzysu wywołanego koronawirusem zaczęło krążyć nad gospodarką, wielu przedsiębiorców zaczyna się zastanawiać, czy firmy nie zawiesić. Muszą jednak mieć świadomość, że wtedy nadal nie mają co liczyć na inne korzyści podatkowe, np. preferencyjne rozliczenie wspólnie z małżonkiem czy jako osoba samotnie wychowująca dziecko. I nie jest to widzimisię fiskusa. Brak takiego prawa potwierdził właśnie Naczelny Sąd Administracyjny.
Twarde prawo...
O tym, że brak zysków z firmy opodatkowanych liniowym PIT nie otwiera z automatu furtki do preferencyjnego rozliczenia, przekonał się sportowiec. Swoją firmę oficjalnie prowadził od 2006 do 2015 r. Do jej opodatkowania wybrał podatek liniowy. W kwietniu 2013 r. podjął decyzję o jej zawieszeniu. Ostatecznie, ponieważ nie podjął działalności w ciągu dwóch lat, został wykreślony z Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej.
Czytaj także: Koronawirus: mimo spadku dochodu firmy nie mogą zrezygnować z liniowego PIT
Sportowiec zarabiał na życie, uzyskując zyski z praw autorskich i umów cywilnych (zlecenia i o dzieło). Schody zaczęły się, gdy postanowił je rozliczyć, składając roczny PIT za 2014 r. i 2015 r. wspólnie z małżonką. Uważał bowiem, że zawieszenie działalności opodatkowanej liniowym PIT oznacza, iż już nie dotyczy go ograniczenie w korzystaniu z preferencyjnych form rozliczenia PIT.
Innego zdania był fiskus. Stwierdził jasno: sam fakt wyboru przez podatnika sposobu opodatkowania dochodów z działalności na zasadach dla podatku liniowego, nawet gdy nie zostały uzyskane, powoduje utratę możliwości wspólnego opodatkowania małżonków. Konsekwencją były dopłaty PIT za dwa lata.