W południowokoreańskim Gwangju było wszystko, co rozpala zmysły kibiców. Nie zabrakło zatem rekordów świata, emocjonujących pojedynków do ostatnich centymetrów, porażek i dyskwalifikacji wielkich faworytów, narodzin nowych gwiazd czy podgrzewających atmosferę konfliktów między bohaterami zmagań. Niestety, niewiele z tego było udziałem reprezentantów Polski.
Prognozy prezesa federacji Pawła Słomińskiego, mówiące o medalu i trzech miejscach w finałach, okazały się nazbyt optymistyczne. Najbliżej wywalczenia miejsca w czołowej trójce był Radosław Kawęcki, który w przeszłości dwukrotnie cieszył się z wicemistrzostwa świata.
Tym razem nasz grzbiecista był w swojej koronnej konkurencji czwarty i potwierdził przynależność do światowej czołówki. Lokata na pewno cieszy, jednak nieco dokładniejsza analiza pozwala stwierdzić, że poprawienie jej w przyszłym roku może okazać się poza zasięgiem zawodnika AWF Warszawa. Kawęcki od czterech lat nie uzyskał w międzynarodowych zawodach rezultatu, który w Korei gwarantowałby medal, a wielce prawdopodobne, że w igrzyskach trzeba będzie pływać znacznie szybciej.
Drugim w Gwangju reprezentantem Polski walczącym w finale był Paweł Juraszek. Sprinter z Dzierżoniowa zajął siódme miejsce na 50 m kraulem. W tej konkurencji rotacja na czołowych pozycjach jest jednak znaczna, a rekordy życiowe zawodników bardzo zbliżone. Nie brakuje więc niespodzianek i na taką, w kontekście startu w Tokio, wciąż może liczyć Juraszek. Pod warunkiem że poleci do Japonii. Wciąż nie wiadomo, czy sprawa podwyższonego poziomu pseudoefedryny w jego organizmie nie będzie miała dalszego ciągu.
W półfinałach MŚ pływali jeszcze Konrad Czerniak, Alicja Tchórz, Katarzyna Wasick i Jakub Skierka. Pierwsza dwójka w nieolimpijskich konkurencjach 50 m stylem motylkowym i grzbietowym.