Tajlandia: Syn marnotrawny na tronie

Nowy władca Tajlandii był znany dotąd z rozrywkowego trybu życia i skandali obyczajowych. Przejmuje tron po ubóstwianym przez naród ojcu, który panował przez 70 lat. Czy podoła zadaniu i przetrwa w świecie politycznych intryg i międzynarodowych przetasowań?

Aktualizacja: 01.01.2017 17:08 Publikacja: 30.12.2016 06:00

Foto: materiały prasowe

Instytucja monarchii jest w Europie reliktem z dawnych epok. Królowie, królowe i książęta zasiadają na tronach, ładnie się uśmiechają do telewizyjnych kamer, głoszą postępowe poglądy, wywołują skandale i przymilają się demosowi, ale – poza Stolicą Apostolską – nigdzie nie sprawują realnej władzy. Są jakby eksponatami muzealnymi i atrakcjami turystycznymi.

W Azji są zaś wciąż kraje, których monarchowie nadal są wielkimi graczami politycznymi, potentatami finansowymi, a przede wszystkim osobami o nadludzkim statusie. Taka sytuacja panuje m.in. w Tajlandii rządzonej od 1782 r. przez narodową dynastię Chakri. 13 października 2016 r. zmarł jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tego rodu – król Bhumibol Adulyadej, noszący oficjalne imię Rama IX. Rządził 70 lat, zgromadził majątek szacowany na 30 mld dolarów, a naród traktował go jak przedmiot kultu: jego portrety stawiano obok posążków Buddy i postaci z buddyjsko-hinduistycznej mitologii. Wizerunek króla spoglądał na poddanych z banknotów, wielkich billboardów, murali i portretów wiszących wszędzie – od państwowych urzędów po salony masażu.

Na straży szacunku dla monarchy stoją w Tajlandii drakońskie prawa, ale nawet i bez nich Tajlandczycy kochaliby go miłością autentyczną. Wylane przez nich łzy po śmierci Ramy IX były przejawem prawdziwej tęsknoty za władcą postrzeganym jako dobry monarcha dbający o swój lud, broniący kraju w czasach geopolitycznych burz i strzegący wiary oraz tradycji przodków.

Czytaj także

Jego syn Maha Vajiralongkorn dostał niedawno oficjalne zaproszenie do objęcia tronu. Będzie panował jako król Rama X i już teraz można powiedzieć, że niezwykle ciężko będzie mu wejść w buty swojego ojca. Liczący 64 lata książę korony Maha ma bowiem opinię niezwykle rozrywkowego. Trzykrotny rozwodnik, bohater skandalizujących nagrań, wytatuowany miłośnik hazardu, a przy tym wysokiej klasy pilot wojskowy musi wczuć się w nową rolę – ojca narodu i strażnika tradycji.

Kobiety są jak rękawiczki

Na lotnisku w Monachium w maju 2016 r. odbyła się niecodzienna ceremonia powitalna. Grupa tajlandzkich dyplomatów i wojskowych oddawała honory następcy tronu Tajlandii, księciu korony Maha. Książę założył na tę okazję bardzo skąpy podkoszulek odsłaniający brzuch i wytatuowane ramiona, wytarte dżinsy i sandały. Wyglądał jak podstarzała gwiazda rocka. Towarzyszyła mu jego aktualna partnerka Suthida Tidjai, była stewardesa Thai Airways, będąca dowódcą oddziału Gwardii Pałacowej księcia korony i nosząca tytuł generała. Miała na sobie skąpą bluzeczkę na ramiączkach, obcisłe czarne spodnie i buty na wysokim obcasie. Na rękach trzymała białego pudelka. Zdjęcia z tej ceremonii robił z ukrycia fotoreporter niemieckiego tabloidu „Bild". Po śmierci króla Ramy IX sięgnęły po nie media z całego świata pokazując, jaki styl reprezentuje następca tronu.

To nie pierwszy przypadek, gdy bardzo swobodne zachowanie księcia Mahy zostały uchwycone w obiektywie. W 2007 r. przeciekł do internetu film z udziałem następcy tronu i jego ówczesnej żony, księżniczki Sirasmi Suwadee. Jego małżonka była topless, miała na sobie jedynie g-stringi i jadła posiłek w pałacowych ogrodach wspólnie z małżonkiem oraz królewskim pudelkiem Fufu. W pewnym momencie usiadła na podłodze i zaczęła karmić pieska tortem.

Wszystkiemu przyglądała się służba, ale była kelnerka Sirasmi nie sprawiała wrażenia zawstydzonej. Wszak były to urodziny Fufu, który zawsze cieszył się szczególną atencją księcia korony (w depeszach ujawnionych przez portal WikiLeaks amerykańscy dyplomaci powtarzali plotki, że Fufu został obdarzony tytułem marszałka Królewskich Sił Powietrznych Tajlandii).

Maha i Sirasmi mają razem syna, ale ich małżeństwo rozpadło się w 2014 r. Sirasmi została oddalona (dostała pokaźną sumkę na odchodne i zamieszkała w nieznanym miejscu w Tajlandii), bo rzekomo jej rodzina wykorzystywała do celów biznesowych swoje wpływy na dworze.

Następca tronu był wcześniej dwukrotnie żonaty. Po raz pierwszy ożenił się w 1977 r. z daleką kuzynką Soamsawali Kitiyakarą. Z tego związku mieli córkę, ale w 1993 r. zdecydowali się na rozwód. Drugą żoną była aktorka Yuvadhida Polpraserth, która wcześniej przez wiele lat była jego kochanką. Urodziła mu aż pięcioro dzieci i uciekła z nimi w 1996 r. do Londynu. Książe Maha publicznie oskarżył ją o zdradę z 60-letnim generałem lotnictwa, po czym pojechał do Londynu i zabrał z powrotem do kraju jedną ze swoich córek. Była żona i czwórka jej dzieci, które nie wróciły, zostali pozbawieni tytułów i paszportów. (Sirivannavari Nariratana, licząca obecnie prawie 30 lat córka, która wróciła z nim do Tajlandii, jest projektantką mody i sportsmenką, która reprezentowała Tajlandię w badmintonie na Igrzyskach Wschodnioazjatyckich w 2005 r. – jej drużyna zdobyła wtedy złoty medal).

O pozamałżeńskich romansach księcia od dziesięcioleci krążą najdziksze plotki. – Mój syn, książę korony, jest trochę Don Juanem. To dobry student, dobry chłopiec, ale kobiety uważają go za interesującego, a on uważa je za nawet bardziej interesujące – mówiła w 1982 r. jego matka, królowa Sirikit.

Wychowanie monarchy

W Tajlandii nikt tego nie powie otwarcie (by nie łamać praw grożących więzieniem za obrazę majestatu monarchy), ale rozrywkowy tryb życia księcia korony wielokrotnie wywoływał zmartwienia u jego rodziców oraz gorszył zwykłych, przywiązanych do monarchii Tajlandczyków.

– Książę korony był wielkim rozczarowaniem dla króla, który próbował wielu sposobów, by go „wyprostować". Ograniczał mu pieniądze, próbując zmusić go do skończenia z imprezowaniem. Nawet sugerował, że jeśli książę się nie poprawi, to złamie tradycję i przekaże tron swojej córce, księżniczce Sirindhorn. Ale to była tylko gra – powiedział dziennikowi „Daily Mail" Andrew McGregor Marshall, dziennikarz, który przez wiele lat pisał na temat życia tajlandzkiej rodziny królewskiej i został deportowany z Tajlandii za „obrazę majestatu".

Być może ten rozrywkowy tryb życia był do pewnego stopnia odskocznią od atmosfery panującej na królewskim dworze. Książę Maha w jednym z wywiadów wspominał, że do 12. roku życia nie nauczył się wiązać butów, bo zawsze mnóstwo dworaków bijących się o łaskę przyszłego monarchy wyręczało go w codziennych czynnościach.

Edukację początkowo odbierał w przypałacowej szkole. Później jednak został wysłany do szkoły średniej w Anglii oraz do akademii wojskowej w Australii. Studiował na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii a później zrobił wieczorowy kurs prawa w tajlandzkim Sukhothai Thammathirat Open University. W wieku 26 lat na 15 dni został mnichem buddyjskim. Służył również w królewskiej armii, gdzie doszedł do najwyższych stopni.

Jego rola w siłach zbrojnych nie sprowadzała się tylko do ceremonialnej. Zdobył uprawnienia pilota myśliwców F-5 i F-16, a także pasażerskiego boeinga 737. Brał udział w operacjach lotniczych skierowanych przeciwko marksistowskiej partyzantce na północy Tajlandii oraz mających na celu ochronę obozów dla uchodźców z Kambodży. Był oficerem sztabowym w Dyrektoriacie Wywiadu Wojskowego i dowodził Batalionem Ochrony Króla. Zaangażował się również charytatywnie – z jego inicjatywy zbudowano sieć szpitali na biednych wiejskich obszarach oraz tworzono uczelnie wyższe na prowincji.

W 2015 r. książę Maha zainicjował masowe imprezy kolarskie mające uhonorować jego rodziców: Bike for Mom i Bike for Dad. Po śmierci króla Ramy IX naród mógł zobaczyć, z jaką czcią ubrany w biały mundur książę korony bije czołem w świątyni przed portretem swoich rodziców. Tajlandczycy zaczęli się przyzwyczajać do dostojnego wizerunku nowego monarchy. Na ile skuteczna okaże się jednak ta zmiana wizerunkowa??Na pewno nowy monarcha będzie podgryzany przez wrogie mu siły. „The Economist" pisał przecież w 2010 r., że książę Maha jest „powszechnie pogardzany i budzi strach" oraz że jest „nieprzewidywalny aż do ekscentryczności". Amerykańscy dyplomaci powtarzali zaś w depeszach ujawnionych przez WikiLeaks plotki mówiące, że książę korony jest uzależniony od hazardu, a jego długi spłacał Thaksin Shinawatra, kontrowersyjny miliarder, który był premierem Tajlandii w latach 2001–2006, aż do obalenia go przez wojskowy zamach stanu. Wcześniej pojawiały się w prasie doniesienia o wspólnych biznesach księcia korony i Shinawatry. Sam Shinawatra mówił o księciu w 2009 roku: „Nie jest on jeszcze królem. Może teraz nie błyszczy, ale jestem pewien, że kiedy zostanie królem, będzie mógł błyszczeć". Być może spora część czarnego PR wokół nowego tajlandzkiego monarchy wynika z jego wcześniejszych związków z obalonym przez wojsko premierem.

Tajlandzki PiS, tajlandzki KOD

W ostatnich latach do więzień z osławionego paragrafu 112 przewidującego kary za obrazę majestatu trafiali najczęściej zwolennicy ruchu Czerwonych Koszul, popierający dawnego premiera Shinawatrę. Krytykują oni bowiem rolę dworskich klik w obaleniu demokratycznego rządu w 2006 r. Thaksin Shinawatra cieszy się zaś ich sympatią, bo jego rząd odnosił sukcesy w polityce gospodarczej i zagranicznej, ostro wziął się do walki z handlarzami narkotyków oraz zaangażował się w poprawę położenia socjalnego biedniejszych warstw ludności.

Zdobył serca gorzej sytuowanych, szczególnie mieszkańców wiejskich obszarów z północy. Choć był uznawany za oligarchę, to naraził się swoją polityką innym oligarchom, wielkomiejskiej inteligencji i wojskowym. Nie był popularny na południu ani w Bangkoku – bastionach opozycyjnej wówczas Partii Demokratycznej. Oponenci zarzucali mu korupcję, populizm, ograniczanie wolności słowa i autorytarne ciągotki (wojna z narkotykami doprowadziła do tego, że policjanci często likwidowali podejrzanych bez sądu) i „brak szacunku dla rodziny królewskiej".

W 2006 r. został obalony w wyniku wojskowego zamachu stanu i udał się na wygnanie do Dubaju, by uniknąć wyroku za korupcję. Do władzy doszła Partia Demokratyczna, a nowy rząd kazał strzelać do Czerwonych Koszul protestującychprzeciw temu gwałtowi na demokracji. – Przed Thaksinem tajlandzcy politycy trzymali się na dystans od spraw ludzi biednych. Partie nie były budowane oddolnie, ale odgórnie. Przyszedł Thaksin, złożył obietnice i je wypełnił.  Ale klasa średnia źle reagowała na jego „tendencję w kierunku tyranii" – mówił agencji Bloomberga Paul Chambers, szef  działu analiz w Instytucie Spraw Azji Południowo-Wschodniej na Uniwersytecie Chiang Mai.

W maju 2011 r. wybory wygrała kierowana przez Yingluck Shinawatrę, piękną siostrę Thaksina, partia Pheu Thai, której hasłem wyborczym było „Thaksin myśli,   Pheu Thai działa".  W 2013 r. jej partia wniosła do parlamentu projekt ustawy o amnestii dla przedstawicieli obu obozów stojących naprzeciw siebie podczas zamachu stanu z 2006 r. Amnestia oznaczałaby zielone światło dla powrotu Thaksina do rządów.

Opozycja – Żółte Koszule związane z Partią Demokratyczną – zareagowała gwałtownymi protestami, w których zginęło kilkanaście osób. Wiedziała, że słabo wypadnie przy urnach, więc wzywała do zastąpienia demokratycznie wybranych władz przez obsadzone przez nią komitety. Armia posłuchała wezwania i wiosną 2014 r. obaliła rząd „pięknej Yingluck". Władzę objęła wojskowa Narodowa Rada Pokoju i Utrzymania Porządku, której przywódca, gen. Prayuth Chan-ocha, po kilku miesiącach został premierem. Za szarą eminencję junty uchodzi 96-letni gen. Prem Tinsulanonda, premier w latach 1980–1988, który był ostro skłócony z Thaksinem Shinawatrą. Po śmierci króla Prem był regentem, aż 1 grudnia Maha Vajiralongkorn został obwołany nowym monarchą.

Jak nowy król wpasował się w tę polityczną układankę? Być może był wcześniej przyjaźnie nastawiony do Shinawatrów, ale po zamachu stanu obsadzał stanowiska w pałacu ludźmi gen. Prayutha. Mówiono nawet o sojuszu księcia i generała. Gdy na jesieni 2015 r. odwiedziłem Tajlandię, słyszałem, że krążą pogłoski, że król Rama IX już wtedy był martwy, a syndykat generałów, admirałów i oficerów wojskowej bezpieki stojący ponoć za generałem Prayuthem ukrywał to, by sprawnie przygotować sukcesję. Okazało się to tylko teorią spiskową, ale wiele mówiło o ówczesnej atmosferze politycznej.

Na Jedwabnym Szlaku

Te przetasowania wewnętrzne mają też aspekt geopolityczny, z którym będzie musiał się zmierzyć nowy monarcha. Obecnie rządząca wojskowa ekipa ma bowiem opinię grupy, która dokonuje przeorientowania Tajlandii z obozu proamerykańskiego na prochiński. W październiku 2016 r. tajlandzkie władze odmówiły wstępu do kraju Joshui Wangowi, prodemokratycznemu aktywiście z Hongkongu. Wcześniej przymknęły oko na to, że chińska bezpieka porwała z terytorium Tajlandii właściciela księgarni z Hongkongu sprzedającej „nieprawomyślne" książki. Jednocześnie Tajlandia wykazuje ogromne zainteresowanie uczestnictwem w chińskim projekcie Nowego Jedwabnego Szlaku, czyli rozbudowy połączeń transportowych mających ściślej powiązać ChRL z sąsiednimi krajami, Bliskim Wschodem oraz Europą. Chińczycy chcą budować w Tajlandii m.in. szybką kolej. Tajlandia wyraża też chęć zakupu chińskiej broni. Mowa tu o kraju, który od zarania zimnej wojny wiernie stał po stronie Ameryki.

To, że Tajlandia stopniowo przesuwa się z obozu proamerykańskiego do prochińskiego, nie powinno jednak dziwić, jeśli bliżej przyjrzymy się jej historii. W XIX w. Syjam zachował suwerenność i skutecznie opierał się kolonizatorom, grając na francusko-brytyjskich animozjach. Gdy Brytyjczycy przejmowali kontrolę nad Birmą (tradycyjnie wrogą Tajom), a Francuzi nad Wietnamem, Laosem i Kambodżą, Syjam odgrywał rolę strefy buforowej między kolonialnymi imperiami.

Gdy w 1940 r. Japończycy zajęli francuskie Indochiny, Tajlandia skorzystała z okazji, atakując posiadłości Francji Vichy. Mimo spektakularnej przegranej w bitwie morskiej pod Ko Chang dostała z łaski Japończyków część Kambodży. Kiedy w grudniu 1941 r. Japonia poszła na wojnę przeciwko USA i europejskim kolonizatorom, jej wojska zaatakowały również Tajlandię. Po symbolicznym oporze Tajlandczycy poddali się Japończykom, a po kilku tygodniach, gdy było jasne, że Brytyjczycy sromotnie przegrają na Malajach i w Birmie, zawarli z Japonią sojusz. Wojna oszczędzała Tajlandię, a dzięki istniejącemu na emigracji w USA (i tolerowanemu przez władze z Bangkoku) opozycyjnemu ośrodkowi politycznemu alianci nie traktowali Tajlandii jako kraju szczególnie wrogiego.

W czasie zimnej wojny Tajlandia korzystała z koniunktury gospodarczej napędzanej przez wojnę wietnamską. Amerykańscy żołnierze stacjonujący w kraju i odwiedzający Bangkok na przepustkach z Wietnamu stali się fundamentem wielu fortun. Podobnie zresztą jak narkotyki ze „złotego trójkąta". O ile władze kraju cały czas podkreślały swój silny antykomunizm, a żołnierze tajlandzkich sił specjalnych walczyli w Laosie przeciwko czerwonej partyzantce, o tyle Tajlandia udzielała również pragmatycznego wsparcia Czerwonym Khmerom walczącym przeciwko wietnamskim wojskom, które zaatakowały w 1979 r. Kambodżę. Tajlandzcy komandosi strzegli willi przywódców tego ludobójczego komunistycznego ruchu. Polityczny realizm, który zawstydziłby nawet Cata-Mackiewicza...

Czy jednak w tym świecie wojskowych intryg i geopolitycznych przetasowań poradzi sobie rozrywkowy monarcha , który ma potężny czarny PR? No, cóż: pozory mogą mylić. Wilhelm Hohenzollern, ostatni następca tronu (Kronprinz) II Rzeszy, też był znany z bardzo rozrywkowego trybu życia. Nazywano go nawet z tego powodu „księciem clownem". Jednak podczas bitwy pod Verdun, gdzie sprawował nominalne dowództwo nad jedną z niemieckich armii, wykazał więcej rozsądku niż wszyscy „geniusze" z najwyższych kręgów dowódczych. Domagał się przerwania bitwy, uznając ją za pozbawioną sensu strategicznego rzeź. W chwili próby szansę na wielkość mają ludzie, których inni z góry skazują na straty. Za wcześnie jest więc, by oceniać nowego monarchę Tajlandii. Czekał bardzo długo na tron i teraz dopiero ma szansę pokazać, co potrafi.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Instytucja monarchii jest w Europie reliktem z dawnych epok. Królowie, królowe i książęta zasiadają na tronach, ładnie się uśmiechają do telewizyjnych kamer, głoszą postępowe poglądy, wywołują skandale i przymilają się demosowi, ale – poza Stolicą Apostolską – nigdzie nie sprawują realnej władzy. Są jakby eksponatami muzealnymi i atrakcjami turystycznymi.

W Azji są zaś wciąż kraje, których monarchowie nadal są wielkimi graczami politycznymi, potentatami finansowymi, a przede wszystkim osobami o nadludzkim statusie. Taka sytuacja panuje m.in. w Tajlandii rządzonej od 1782 r. przez narodową dynastię Chakri. 13 października 2016 r. zmarł jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tego rodu – król Bhumibol Adulyadej, noszący oficjalne imię Rama IX. Rządził 70 lat, zgromadził majątek szacowany na 30 mld dolarów, a naród traktował go jak przedmiot kultu: jego portrety stawiano obok posążków Buddy i postaci z buddyjsko-hinduistycznej mitologii. Wizerunek króla spoglądał na poddanych z banknotów, wielkich billboardów, murali i portretów wiszących wszędzie – od państwowych urzędów po salony masażu.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami