Nieoczywiste przypadki generała Praljaka

Byłego szefa sztabu Chorwackiej Rady Obrony nie godzi się porównywać z katem Srebrenicy Ratko Mladiciem. Analogii szukać by można raczej z postacią z naszej historii – Zygmuntem Szendzielarzem „Łupaszką".

Aktualizacja: 15.12.2017 00:39 Publikacja: 14.12.2017 23:44

Slobodan Praljak wypija truciznę. Chwilę wcześniej sędzia ogłosił utrzymanie wydanego cztery lata wc

Slobodan Praljak wypija truciznę. Chwilę wcześniej sędzia ogłosił utrzymanie wydanego cztery lata wcześniej wyroku skazującego. Trybunał w Hadze, 29 listopada 2017 r.

Foto: AFP

Slobodan Praljak nie jest zbrodniarzem wojennym. „Odrzucam z pogardą wasz wyrok" – po tych słowach siwobrody generał wychylił zawartość wyciągniętego naprędce flakonika i usiadł. Nikt nie zwrócił na to większej uwagi, a sędzia zaczął odczytywać sentencję wyroku następnemu skazańcowi. Jednak gdy po chwili generał Praljak przyznał, że wypił truciznę, poruszenie w sali sądowej przerwało ogłaszanie werdyktu. – OK. We suspend the curtains (dosł. „zawieszamy zasłonę") – powiedział sędzia, machając ręką. Widać nie docenił powagi oświadczenia podsądnego. Jednak niedługo po odprowadzeniu do karetki Praljak już nie żył. Sekcja zwłok wykazała obecność cyjanku potasu.

Następnego dnia parlament Chorwacji zarządził minutę ciszy dla uczczenia pamięci generała. Prezydent Kolinda Grabar-Kitarović, która dowiedziawszy się o śmierci Praljaka przerwała oficjalną wizytę w Islandii, nazwała samobójstwo ciosem w serce chorwackiego narodu. Większość Chorwatów uważa zmarłego za bohatera, a wyrok 20 lat więzienia – wydany w 2013 r. przez haski Międzynarodowy Trybunał Karny dla Byłej Jugosławii i podtrzymany obecnie – za rażącą niesprawiedliwość. Są też tacy, którzy twierdzą, że generał został ukarany słusznie, ale w klimacie, jaki po śmierci Praljaka zapanował w Chorwacji, publiczne głoszenie podobnych poglądów wymaga odwagi.

Zbój Madej z trzema fakultetami

Niezależnie od oceny wyroku samobójczy protest świadczy o determinacji człowieka, który od dłuższego czasu zabiegał o oczyszczenie z jednego z najcięższych możliwych zarzutów – popełnienia zbrodni wojennych. Praljak targnął się na własne życie w momencie, gdy odsiedział już większość kary. W 2004 r. generał, który po przejściu w stan spoczynku od dziewięciu lat robił karierę w biznesie, zgłosił się dobrowolnie do dyspozycji sądu w Hadze. Wydany cztery lata później akt oskarżenia zarzucił mu uczestnictwo w „zorganizowanym związku przestępczym" składającym się z sześciu wysokiej rangi polityków i wojskowych Chorwacji oraz Herceg-Bośni.

Chorwacja, republika związkowa Jugosławii, ogłosiła niepodległość w 1991 r., co w rok później doprowadziło do wojny i rozpadu federacji. W odróżnieniu od niej Herceg-Bośnia, państewko wykrojone na obszarach bośniackich zamieszkanych przez Chorwatów, nie zyskało uznania społeczności międzynarodowej i faktycznie przestało istnieć w 1995 r. Wtedy to na skutek porozumienia zawartego w amerykańskim Dayton trzy walczące ze sobą strony konfliktu – Serbowie, Chorwaci oraz muzułmańscy Bośniacy – zawarły pokój w ramach sfederowanej Bośni i Hercegowiny (BiH).

Głównym oskarżonym o udział w owym „zorganizowanym związku przestępczym" został Jadranko Prlić, czołowy polityk Chorwackiej Rady Obrony (HVO), której podlegały siły zbrojne Herceg-Bośni. Praljak był tam szefem sztabu przez kilka wojennych miesięcy 1993 r. W tej wojnie HVO popełniło wiele zbrodni na ludności cywilnej oraz jeńcach wojennych, w jednym i drugim wypadku – głównie na muzułmanach. Praljakowi, podobnie jak innym oskarżonym, zarzucono, że nie zapobiegł okrucieństwom popełnianym przez podwładnych. W kilku wypadkach obwiniono go o bezpośrednie sprawstwo.

W 2013 r. Prlić dostał 25 lat, trzech innych oskarżonych – po 20, pozostali dwaj – 16 i 10 lat. 29 listopada 2017 r. sąd, choć oddalił pewne zarzuty wobec skazanych, podtrzymał te wyroki. Skazańcy przyjęli to ze spokojem.

Praljak od dawna sprawiał sądowi najwięcej kłopotów. Już sam wygląd zdawał się przemawiać przeciwko niemu. Podczas gdy pozostali oskarżeni to, biorąc na oko, starsi, kulturalni panowie, Praljak, z wydatną szczęką, mięsistym nosem i bujną siwą brodą robił wrażenie wcielonego zbója Madeja. W śledztwie zachowywał się apodyktycznie i hardo. Śledczemu, prawnikowi z USA pytającemu go o udział w zabójstwie grupy cywilów, rzucił w twarz: „A sami coście zrobili z Indianami?". Sąd niejeden raz musiał go upominać. Dziennikarz, który zrobił z nim wywiad w areszcie, napisał potem: „Mówi tak, jakby nadal wydawał rozkazy. Nawet w tym miejscu".

Generał nie pasował jednak do stereotypu tępego zupaka. Był inteligentny i na swój sposób wrażliwy. Przed wojną ukończył trzy fakultety: inżynieryjny, filozoficzny i teatralny. Został dyrektorem kilku chorwackich teatrów, a także reżyserem filmowym; jednym z bardziej popularnych jego dzieł stał się dokument „Śmierć psa". Na początku wojny zgłosił się do wojska na ochotnika. W podległym mu batalionie walczyli podobni mu ideowi inteligenci z Zagrzebia, Osijeka i Mostaru.

Jako szef sztabu HVO odznaczył się także czynami chwalebnymi. Prezydentowi BiH Aliji Izetbegoviciowi przedstawił plan odblokowania obleganego przez Serbów Sarajewa. Warunki planu nie zostały jednak zaakceptowane przez głowę państwa. Doprowadził do uwolnienia przetrzymywanego konwoju z pomocą humanitarną dla Mostaru. Wykazał się też prawdziwym heroizmem, broniąc własnymi rękami przed rozsierdzonymi żołnierzami HVO żony i córki pojmanego serbskiego oficera.

Obok udowodnionych zbrodni i przestępstw niektóre zarzuty postawione mu przez trybunał w Hadze wydają się na wyrost. Należy do nich obarczenie go odpowiedzialnością za wysadzenie w powietrze słynnego starego mostu w Mostarze. Zbudowany za tureckich czasów most na rzece Neretwie (dziś już odbudowany) uznawany jest za pomnik światowej kultury, a także symbol łączności Wschodu z Zachodem, gdyż spinał chrześcijańską i muzułmańską część miasta. Generał bronił się, dowodząc logicznie, że most zniszczony został w dzień po złożeniu przezeń dymisji z funkcji szefa sztabu HVO. I rzeczywiście wygląda na to, że rozkaz burzenia wydał kto inny.

Trybunał podtrzymał jednak oskarżenie. Przyznając, że most był uprawnionym celem działań militarnych, stwierdził, iż mimo to celem jego zniszczenia było złamanie ducha muzułmańskich mieszkańców Mostaru. Szefa sztabu wojsk bośniackich Chorwatów, choć złożył już dymisję, obwiniono o moralne sprawstwo tego czynu. Nawet jeśli była to prawda, sąd nie powinien wkraczać na obszary, gdzie operuje się tak niekonkretnymi kryteriami ocen.

Praljak bynajmniej nie przeczył wszelkim zarzutom stawianym podległym mu jednostkom. Przyznawał, że żołnierze HVO popełniali okrucieństwa – podobnie jak członkowie wszystkich innych formacji walczących w tej wojnie. Upierał się tylko przy tym, że jego ludzie nie byli pierwsi. „Myśmy zaczęli robić te okropne rzeczy dopiero wtedy, gdy zobaczyliśmy jak popełniają je inni" – powiedział na rozprawie, chyba także we własnym imieniu.

Biało-czerwona szachownica

Rozpad Jugosławii był jak otwarcie starej szafy, z której wylatuje chmara moli. Na światło dzienne wydostały się wtedy wszystkie stare konflikty zamrożone w epoce powojennego komunizmu. W Bośni mają one swoje korzenie w czasach tureckiej niewoli. Zakładnikami schematów ustalonych w owej epoce są tam zarówno Serbowie, jak i Chorwaci, a także sami Bośniacy. Ich kraj ukształtował się w późnym średniowieczu na pograniczu historycznej Serbii i historycznej Chorwacji. Jakby w samą porę, by okrzepnąć tuż przed tureckim podbojem, jednak nie na tyle wcześnie, aby obaj bliscy sobie sąsiedzi nie przestali rościć pretensji do tego kawałka ziemi, który ich rozdziela.

Serbowie jako pierwsi narażeni byli na skutki tureckiej ekspansji, oni też jako pierwsi stawili jej czoła. Przegrawszy, masowo zbiegali na teren niezdobytej jeszcze Bośni, a także do Chorwacji, która wtedy była znacznie rozleglejsza niż dzisiaj. Trwałym rezultatem tego eksodusu stał się bośniacki etniczny kalejdoskop, gdyż uciekinierzy osiedlali się pomiędzy większymi skupiskami starych mieszkańców. Zwarte grupy Serbów znajdziemy dziś w Bośni na wschodzie i na zachodzie, mało ich natomiast w centralnych rejonach kraju. Podobnie z Chorwatami, którzy mieszkają na południowym wschodzie, blisko morza (Hercegowina), brak ich jednak – jak na złość – na zachodzie i północy, czyli właśnie na obszarach sąsiadujących z obecną Chorwacją, która w odróżnieniu od Bośni pod względem etnicznym jest względnie jednolita.

Podobnie też rozsiedleni są w Bośni muzułmanie, zwani Bośniakami (lansowana przez polskie media nazwa „Bosznacy" jest językowym potworkiem, takim samym jak „Mołdowa" na określenie Mołdawii). Ich największe skupisko znajduje się wokół Sarajewa i na północ od tego miasta, jednak sporą enklawę stanowi także Bihać, położony na skrajnie wysuniętym na północny zachód obszarze kraju. Bihać, póki w 1592 r. nie zdobyli go Turcy, był chorwacką stolicą, dziś natomiast stanowi muzułmańską szpicę, która wdziera się w etniczne terytorium chorwackie, sięgając niemalże peryferii Zagrzebia. Tak przynajmniej widzą to sami Chorwaci.

Chorwackie godło przedstawia szachownicę w biało-czerwone kwadraty. W podobną szachownicę ułożona jest też mapa narodowościowa Bośni, a układ ten stanowi o fatalizmie jej historii. Każda grupa etniczna, która w przeszłości próbowała tworzyć skonsolidowane państwo narodowe, sięgała po „swoich" ponad głowami obcych jej sąsiadów. Jak jednak budować własne państwo, gdy tych obcych jest tak wielu? Jak byłoby pięknie, gdyby wielka Chorwacja sięgała aż po Drinę! – przekonują chorwaccy nacjonaliści (rzeka ta stanowi wschodnią granicę Bośni). Jak wspaniale byłoby, gdyby wielka Serbia rozciągała się aż po Unę! (granica zachodnia) – kontrargumentują nacjonaliści serbscy. A wszystkich obcych, którzy tylko zawadzają po drodze, najlepiej byłoby wyeliminować.

Niestety, każdy z zamieszkujących Bośnię narodów miał w historii kilka okazji, by zrealizować ową wizję. Przeważnie robili to Chorwaci i Serbowie korzystający ze wsparcia rodaków zamieszkujących oba kraje. Muzułmańscy Bośniacy takiego wsparcia byli pozbawieni, dlatego też częściej bywali ofiarami aniżeli oprawcami.

Tak wyglądała geneza wszystkich kolejnych wojen toczonych w tym kraju. Także owej ostatniej, z lat 1992–1995. Ich charakterystyczną cechą zawsze było wzajemne okrucieństwo, do jakiego – taki paradoks ludzkiej psychiki – zdolni są ludzie mówiący podobnym językiem. Bo zarówno katoliccy Chorwaci, prawosławni Serbowie, jak i muzułmańscy Bośniacy są pokrewnymi sobie Słowianami. Nic dobrego to jednak nie daje w sytuacji, gdy ci pierwsi określani są jako zdrajcy prawosławnej Słowiańszczyzny, ci drudzy jako dzikusy ze wschodu, ci trzeci zaś – jako tureccy zaprzańcy.

Nacjonaliści przeciw prawaszom

Trzej główni aktorzy tej historii – Praljak, Blaž Kraljević i Mladen Naletilić – byli właściwie sąsiadami: ich rodzinne miejscowości oddalone są od siebie zaledwie o kilkanaście kilometrów. Wszyscy trzej to Chorwaci z Hercegowiny, miejsca, które silnie doświadczyło fatalizmu bośniackiej historii.

Slobodan Praljak swoje wojenne losy związał z HVO, którą tworzyli chorwaccy nacjonaliści. Dążyli oni do wykrojenia z terytorium Bośni maksymalnie dużego chorwackiego państwa narodowego, które w dalszej przyszłości, gdy tylko zapanowałaby sprzyjająca temu koniunktura, połączyłoby się z chorwacką macierzą. W państwie tym niepożądani byliby zarówno Serbowie, jak i Bośniacy. Tej wizji wielkiej Chorwacji sprzyjał też po cichu, nie afiszując się z tym przed światem, prezydent z Zagrzebia Franjo Tudjman.

Na jej przeszkodzie, oprócz Serbów i muzułmanów, stanęli ludzie z Chorwackich Sił Obronnych (HOS), armii sformowanej przez polityków Partii Prawa, tak zwanych prawaszy. To najstarsza chorwacka partia, powstała jeszcze w XIX w. W czasie wojny 1992–1995 ideologia prawaszy nawiązywała do tradycji Niepodległego Państwa Chorwackiego (NDH), satelity hitlerowskich Niemiec pod rządami Ante Pavelicia. NDH wchłonęło całą Bośnię, w sojuszu z muzułmanami bezlitośnie eksterminując miejscowych Serbów.

W latach 90. za głównego przeciwnika bośniaccy prawasze uznali Serbów, wykazując przy tym przychylny stosunek do Bośniaków. Dlatego gdy w Bośni wszyscy zbroili się przeciw wszystkim, młodzi muzułmanie garnęli się w szeregi HOS, by wspólnie z Chorwatami walczyć z serbskim wrogiem. Bośniaccy wyznawcy islamu stanowili tam prawie połowę stanu liczebnego. Wyższy odsetek muzułmanów miała tylko armia BiH.

Dowódcą HOS został przychylny władzom BiH Blaž Kraljević. Pod jego dowództwem wojsko to odnosiło sukcesy, stając się jednocześnie najbardziej popularną formacją militarną na terenie Bośni. Kiedy w lipcu 1992 r. żołnierze Kraljevicia wyzwolili od Serbów Čapljinę, rodzinną miejscowość Praljaka, pod sztandary HOS przeszła wtedy cała 700-osobowa jednostka HVO.

Zarówno popularność HOS, jak i jego polityczna orientacja były solą w oku ludzi z HVO. Gdzieś w wysokich kręgach, podobno z cichym poparciem Tudjmana, zapadła decyzja o zamachu na Kraljevicia i likwidacji jego formacji.

9 sierpnia 1992 r. dowódca HOS zginął w zasadzce na drodze koło miasta Trebinje. Zamachu dokonał oficer HVO Mladen Naletilić, ostatni z trzech wyżej wspomnianych hercegowińskich sąsiadów. Naletilić był dowódcą tzw. batalionu skazańców, utworzonego z byłych więźniów, którym w zamian za bojowe zasługi obiecano zatarcie wyroku. Sam jest nie mniej mroczną postacią. Za zabicie Kraljevicia każdemu ze swoich 20 podkomendnych wypłacił po 5 tys. niemieckich marek. Nie był to jedyny polityczny mord, jaki miał na sumieniu.

W kilka miesięcy później Naletilić został prawą ręką szefa sztabu HVO Slobodana Praljaka. Generałowi nigdy nie postawiono zarzutu uczestnictwa w spisku przeciw Kraljeviciowi i wydaje się, że nie ma żadnych przemawiających za tym dowodów. Naletilić zaszkodził jednak mocno reputacji generała. To on zamieszany był w zatrzymanie konwoju z pomocą humanitarną dla Mostaru, o co potem oskarżano Praljaka. Prawdopodobnie również on wydał rozkaz wysadzenia w powietrze starego mostu.

Jesienią 1993 r. poszerzający wpływy Naletilić wszedł w ostry konflikt ze swoim dowódcą. Korzystając z koneksji w Zagrzebiu, zdołał wygrać z Praljakiem, który nie mogąc ukarać podwładnego, podał się do dymisji.

W 2013 r., tym samym, w którym skazano Praljaka, wyszedł z więzienia Naletilić. Zwolniono go przedterminowo po wyroku za zbrodnie wojenne wydanym nań przez Międzynarodowy Trybunał Karny dla Byłej Jugosławii.

Oko za oko

Następstwem zamachu na Kraljevicia było rozwiązanie HOS. Służący tam Chorwaci przeszli w szeregi HVO. Bośniaków, którzy nie zdołali przejść do armii BiH, internowano w obozach.

Jeden z nich HVO urządziła w wiosce Dretelj, leżącej tuż za Čapljiną. We wrześniu 1993 r. odwiedził obóz dziennikarz „Guardiana" Ed Vulliamy. Zobaczył tam młodych mężczyzn wyczerpanych głodem i pijących z pragnienia własny mocz. Jeden z nich opowiedział, jak to pewnej nocy pijany strażnik otworzył ogień do stłoczonych w baraku więźniów.

Odwiedziny obozu przez Brytyjczyka były czymś wyjątkowym. W owym czasie obowiązywał zakaz wizytowania podobnych miejsc przez dziennikarzy, wydany nieformalnie przez Tudjmana. Vulliamy, jak sam przyznaje, zawdzięczał swoją wizytę interwencji Praljaka, który zignorował rozkaz prezydenta.

Gest Praljaka nie budzi zdziwienia w świetle jego późniejszych zeznań. Generał podobno był przerażony tym, co zobaczył w Dretelju, kiedy obóz ten, uprzednio zarządzany przez oficerów HOS, przejęła jego administracja. Personel HOS znęcał się tam nad uwięzionymi serbskimi żołnierzami. Teraz, pod rządami Praljaka, oprawcy zajęli miejsce ofiar. A przynajmniej tak się generałowi wydawało.

To wtedy, obok wielkiej wojny chorwacko-bośniackiej z Serbami, wybuchła w Bośni mniejsza wojna chorwacko-muzułmańska. Mniejsza, lecz nie mniej okrutna.

14 września 1993 r. bośniackie bojówki zamordowały 29 osób w wiosce Uzdol leżącej kilkadziesiąt kilometrów na północ od Čapljiny. Ofiarami padli tam starcy, kobiety i dzieci. W miesiąc później oddział HVO wymordował 39 muzułmańskich mieszkańców pasterskiej osady Stupni Do. Podobnie jak w Uzdolu – bez względu na wiek i płeć.

Masakra w Stupni Do była ewidentną zemstą za Uzdol. Jest też jedyną zbrodnią wojenną, której bezpośrednie sprawstwo udowodniono Praljakowi. Świadek Ivica Rajić, były podkomendny generała, zeznał w Hadze, jak to dowódca rozkazał mu „przeczesać Vareš i nikomu nie przepuszczać". Wioska Vareš sąsiaduje ze Stupni Do.

W naszej historii znamy podobny przypadek. W czerwcu 1944 r. żołnierze V Brygady AK zamordowali 27 cywilnych mieszkańców litewskiej wioski Dubinki. Był to odwet za rzeź polskiego zaścianka Glinciszki, w którym Litwini zabili 38 Polaków. Rozkaz ataku na Dubinki wydał major Zygmunt Szendzielarz, znany jako „Łupaszka".

Mjr Szendzielarz, niezależnie od motywów swojego rozkazu, wydanego prawdopodobnie w afekcie, jest odpowiedzialny za popełnienie zbrodni wojennej. Nie ośmieliłbym się jednak nazwać go zbrodniarzem. Z podobnych powodów waham się przed nazwaniem zbrodniarzem Praljaka. Chorwackiego generała nie godzi się porównywać chociażby z innym generałem, Ratko Mladiciem, katem Srebrenicy, który równo tydzień przed samobójstwem Praljaka skazany został na dożywocie. Trudno go też zrównywać z niejednym z chorwackich oficerów, którym Haga udowodniła większe zbrodnie, a którzy dziwnym zrządzeniem losu odsiedzieli już mniejsze kary. ©?

Slobodan Praljak nie jest zbrodniarzem wojennym. „Odrzucam z pogardą wasz wyrok" – po tych słowach siwobrody generał wychylił zawartość wyciągniętego naprędce flakonika i usiadł. Nikt nie zwrócił na to większej uwagi, a sędzia zaczął odczytywać sentencję wyroku następnemu skazańcowi. Jednak gdy po chwili generał Praljak przyznał, że wypił truciznę, poruszenie w sali sądowej przerwało ogłaszanie werdyktu. – OK. We suspend the curtains (dosł. „zawieszamy zasłonę") – powiedział sędzia, machając ręką. Widać nie docenił powagi oświadczenia podsądnego. Jednak niedługo po odprowadzeniu do karetki Praljak już nie żył. Sekcja zwłok wykazała obecność cyjanku potasu.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów