Podobny los spotkał Stanisława Tymińskiego, tajemniczego biznesmena z Peru, który w 1990 r. wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich z Lechem Wałęsą. 25 lat później startował ponownie, jednak dostał marne 0,16 proc, głosów.
Najdobitniejszym przykładem problemów z politycznym comebackiem są jak dotąd byli prezydenci. W 1995 r. Lech Wałęsa przegrał w drugiej turze o włos z Aleksandrem Kwaśniewskim. Pięć lat później otrzymał śladowe poparcie 1,01 proc. Nie pomógł spot z aktorami ucharakteryzowanymi na Władysława Jagiełłę, Włodzimierza Lenina, Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. – Na ogół z Adamem się nie zgadzam, ale tym razem muszę się zgodzić. Wałęsa nawet w najtrudniejszych sytuacjach zawsze wiedział, co robić – mówił w spocie ten ostatni.
A Kwaśniewski? Jemu też nie wyszedł powrót do polityki. W 2007 r. stał się twarzą centrolewicowej koalicji Lewica i Demokraci, jednak szybko się okazało, że jest dla niej głównie obciążeniem. Powodem był tajemniczy wirus filipiński, dający objawy pod postacią bełkotliwej mowy, szczególnie podczas przemówień publicznych.
Katarzyna Piekarska uważa jednak, że patronowanie przez Kwaśniewskiego koalicji LiD trudno uznać za próbę politycznego comebacku. – Jego decyzja wynikała raczej z chęci wzięcia odpowiedzialności za własne środowisko polityczne. Połączenie niewielkich podmiotów lewicowych to zawsze była idée fixe byłego prezydenta – przekonuje.
Z Brukseli się nie wraca
Nie zmienia to faktu, że doświadczenia krajowych polityków trudno uznać za pocieszające z punktu widzenia ewentualnych planów Donalda Tuska. Do podobnych wniosków można dojść, analizując problematykę politycznych powrotów w polityce światowej.
Owszem, zdarzały się w niej przypadki spektakularnych comebacków. – Przykładem może być Winston Churchill. W 1945 r. ku powszechnemu zdumieniu wybory w Wielkiej Brytanii wygrali laburzyści, głosami robotników i żołnierzy. Po rozpoczęciu zimnej wojny do władzy powrócili jednak torysi, a Churchill znów został premierem. Z kolei w Argentynie po niemal 20 latach przerwy powrócił na stanowisko prezydenta Juan Perón – przypomina politolog prof. Rafał Chwedoruk. Zauważa, że we Włoszech do powrotu z politycznej emerytury szykuje się właśnie Silvio Berlusconi.
Problem w tym, że powroty do krajowej polityki niemal nie wychodzą eurokratom pokroju Donalda Tuska. Takiego comebacku nie zaliczył ani jeden z byłych sekretarzy generalnych NATO. Przechodzili do wielkiego biznesu, jak Szkot George Robertson, wykładają na wyższych uczelniach, jak Holender Jaap de Hoop Scheffer, albo świadczą usługi doradcze – przykładem Duńczyk Anders Fogh Rasmussen.
Podobnie jest z byłymi szefami Komisji Europejskiej. Francuz Jacques Delors został przewodniczącym rady dyrektorów Kolegium Europejskiego w Brugii, Jacques Santer z Luksemburga stał się eurodeputowanym, a Portugalczyk José Manuel Barroso zatrudnił się w banku Goldman Sachs, mającym złą reputację m.in. z powodu ataków spekulacyjnych na waluty. Po decyzji Barroso europejski rzecznik praw obywatelskich podjął inicjatywę na rzecz zaostrzenia zasad podejmowania pracy przez członków Komisji Europejskiej po zakończeniu kadencji.
Poprzednik Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej Belg Herman Van Rompuy jest na politycznej emeryturze, a pocieszającymi przykładami dla polskiego polityka mogą być jedynie Romano Prodi i Martin Schulz. Były premier Włoch został szefem Komisji Europejskiej, po czym znów stanął na czele włoskiego rządu. Z kolei niemiecki były szef europarlamentu po odejściu z Brukseli został szefem socjalistów, którzy negocjują właśnie wejście do rządu Angeli Merkel. Ten ostatni przykład nie jest wszakże jednoznaczny, bo w ostatnich wyborach parlamentarnych partia pod wodzą Schulza poniosła bolesną porażkę, a on sam o zastąpieniu Merkel wciąż może tylko pomarzyć.
Polski polityk wybierze drogę Schulza i Prodiego? A może zdecyduje się na wygodne życie politycznego emeryta, umilane dobrze płatnymi wykładami albo ciepłą posadą w którejś z instytucji? Na razie pewne jest tylko to, że odpowiedzi na to pytanie nie poznamy zbyt wcześnie. – Dziś nie miałby szans na zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Jednak może stać się inaczej, jeżeli Andrzej Duda popełni kilka błędów albo PiS osłabnie. Donald Tusk jako wytrawny gracz doskonale to rozumie, dlatego na razie nie będzie składał żadnych deklaracji – przewiduje Paweł Piskorski.
– Z całym szacunkiem dla wielu bohaterów polskich comebacków politycznych mało który ma taką charyzmę jak Donald Tusk. Posiada urok w rodzaju „Tomek Sawyer 30 lat później". To taki łobuziak, któremu wszystko uchodziło na sucho – mówi Katarzyna Piekarska. – I ten Tomek Sawyer teraz może. Ale niczego nie musi. ©?
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95