Żołnierzem jest bohater jego nowej produkcji „Bodyguard". To David Budd, weteran cierpiący na zespół stresu pourazowego. Profesjonalista w  pracy, a w domu nieudacznik, któremu sypie się małżeństwo. Pewnego dnia zapobiega zamachowi terrorystycznemu. W nagrodę zostaje oddelegowany do ochrony minister spraw wewnętrznych. Kobiety, która bynajmniej nie jest łagodna. Budd nie akceptuje jej polityki i ich relacje początkowo są nie najlepsze, jednak z czasem dochodzi do przełomu.

Serial rozpisano na sześć godzinnych odcinków i jak wszystkie produkcje Jeda Mercurio imponuje realizmem. Dobre tempo, parę szalenie efektownych scen oraz świetnie dobrani aktorzy to jego mocne strony. Sposób widzenia polityki niczym jednak nie zaskakuje. Zgodnie z obowiązującą serialową modą to bagno, które ogałaca z jakichkolwiek moralnych dylematów. Powoli robi się to męczącym schematem. Jak mamy budować społeczeństwo obywatelskie, kiedy wmawia się nam, że władza zawsze deprawuje?

Dwie rzeczy interesują w „Bodyguard". Pierwsza z nich to sfeminizowanie przedstawionego świata (kobiet na stanowiskach jest więcej niż w innych serialach), drugie to rozważania nad tym, do czego może posunąć się rząd w walce z terroryzmem. Niby nic nowego, ale temat wciąż aktualny. Czy ważniejsza jest prywatność, czy bezpieczeństwo?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95