Niedziela 5 listopada 1916 roku była w Warszawie słoneczna. Na budynkach pojawiły się narodowe barwy, balkony udekorowano kobiercami z wizerunkiem Orła i Pogoni, tramwaje ustrojono biało-czerwonymi chorągiewkami. Wokół kolumny Zygmunta i na Krakowskim Przedmieściu zebrały się tłumy. W południe w Warszawie i Lublinie generał-gubernatorzy niemiecki i austro-węgierski Beseler i Kuk odczytali proklamację swych cesarzy, zapowiadającą utworzenie Królestwa Polskiego z własną armią. Nie określono jego granic, wskazując na ziemie wydarte rosyjskiemu panowaniu. Ale na ulice wyszły patriotyczne pochody, orkiestry grały „Jeszcze Polska nie zginęła", w kościołach śpiewano „Te Deum", a w Krakowie zabrzmiał dzwon Zygmunt.
Stanisław Tarnowski pisał: „Dożyliśmy szczęścia, o jakim marzyli nasi poprzednicy. Wolna Polska!". Były łzy wzruszenia, gdy legioniści oddawali honory maszerującym weteranom 1863 roku, ale nie brakło też głosów, iż „już my dobrze poczujemy na plecach tę niemiecką niepodległość"...
Dla jednych akt 5 listopada był odzyskaniem niepodległości, dla innych – jej zapowiedzią, „autonomią" albo oszustwem, gestem mającym służyć pozyskaniu rekruta. Wieczorem w wypełnionej po brzegi Operze Narodowej wystawiano „Halkę". Galowe przedstawienie rozpoczęto od hymnu „Boże coś Polskę", powtórzonego na żądanie publiczności trzykrotnie. Podobnie było w Teatrze Rozmaitości. Podjęte chóralnie słowa „Ojczyznę, wolność racz nam wrócić Panie..." wyrażały przekonanie, że to jeszcze nie Niepodległa.
W stulecie ogłoszenia aktu 5 listopada wracamy do tych sporów. Instytut Pamięci Narodowej – pod patronatem Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej – rozpoczyna cykl dyskusji historyków. Ruszamy szlakiem, którym podążali nasi przodkowie. Przypomnimy chwile zwątpienia i radości, ostrość podziałów i sporów: z Niemcami, Austro-Węgrami czy Rosją, ale także dramatów, gdy Polakom przyszło walczyć przeciwko sobie.
W Wigilię 1914 roku legioniści zaczęli śpiewać pod Łowczówkiem kolędę „Bóg się rodzi". „I oto z okopów rosyjskich Polacy z dywizji syberyjskich podchwycili pieśń i poszła w niebo z dwóch wrogich obozów! Gdy nasi po odśpiewaniu kolęd krzyknęli: »Poddajcie się, tam, wy Polacy«, nastała chwila ciszy, a później – już po rosyjsku: »Sybirskije striełki nie zdajutsia«. Straszna jest wojna bratobójcza" – zapamiętał przyszły premier Felicjan Sławoj Składkowski.