Pokolenie Y: Jak milenialsi naprawiają świat

Urodzili się na przełomie lat 80. i 90. Mieli być roszczeniowi, niecierpliwi i egoistyczni. Tymczasem dzięki pewności siebie, asertywności i temu, jak łatwo potrafią wychodzić z własnej strefy komfortu, młodzi tworzą nam wszystkim lepsze warunki pracy.

Aktualizacja: 09.11.2017 15:50 Publikacja: 09.11.2017 11:09

Pokolenie Y: Jak milenialsi naprawiają świat

Foto: shutterstock, Kamil Sknadaj

Paweł pierwszą pracę rzucił po trzech dniach. Ma 22 lata, wygląda na trochę mniej. Pod presją rodziców zdał maturę, ale nie miał pomysłu na siebie. Ojciec zapisał go na studia z zarządzania i opłacił rok z góry. Po dwóch miesiącach wykładów Paweł stracił motywację. Łapał dorywcze prace przy organizacji różnych wydarzeń: rozwieszał plakaty, rozkładał stoiska, ustawiał sceny. Ucieszył się, gdy jedna z agencji reklamowych zaproponowała mu pracę w biurze na etat. Podpisał umowę i przez pierwsze dwa dni przygotowywał bazę klientów w Excelu. Trzeciego dnia szef poprosił, by dorzucił do bazy jeszcze jedną kolumnę danych. Paweł uznał, że mógł mu o tym powiedzieć od razu, miałby wtedy mniej pracy, a tak zajmie mu to bez sensu cały dzień. Złożył więc wymówienie, a następnego dnia nie pojawił się już w biurze. Nie chciał nawet pieniędzy za te trzy dni, bo to praca – jak mówi – nie dla niego.

Pokolenie Y, igreki lub milenialsi – tak socjolodzy nazywają pokolenie wyżu demograficznego lat 80. i 90. Pracodawcy lubią narzekać, że są kapryśni, niesumienni, nieodpowiedzialni i brakuje im wytrwałości. A przy tym, co wielu szczerze oburza – roszczeniowi, niecierpliwi i nie uznają zasad ani hierarchii. Łatwo przedstawić ich w złym świetle, bo milenialsi wyraźnie różnią się od poprzednich pokoleń tym, że praca nie jest dla nich najważniejszą rzeczą w życiu. Ale im mocniej rozpychają się w dorosłości, tym lepiej widać, że wiele cech, które często były postrzegane jako ich wady, okazuje się jednak zaletami. Dzięki racjonalnemu i pragmatycznemu podejściu do życia mogą naprawić błędy rodziców.

Nie chodzi o pieniądze

Jeszcze niedawno media przestrzegały, że pierwsza generacja Polaków wychowana w kapitalizmie będzie skrajnie indywidualistyczna. Eksperci straszyli, że będą się dla niej liczyć jedynie pieniądze i stanowiska. – To wytwór świata medialnego, mit. W społeczeństwie sytym najważniejszą wartością miało być posiadanie, więc młodzi powinni chcieć mieć wszystko jak najszybciej. Ale nie ma to zbyt wiele wspólnego z prawdą – mówi „Plusowi Minusowi" dr Marcin Zarzecki, socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Czy to oznacza, że kapitalizm nie wychował pokolenia głodnego rynkowego sukcesu? – Rynek nie jest żadną brutalną strefą, gdzie opłaca się być skrajnie indywidualistycznym. Zazwyczaj popłaca nastawienie koncyliacyjne, bo sukcesy osiąga się w zespole – ocenia Zarzecki. Wyjaśnia, że często to konkretne stanowiska pracy determinują cechy pracowników. Narcyzm jest skuteczny jedynie krótkoterminowo, a by zarządzać zespołem, trzeba posiadać umiejętność budowania więzi. Myśląc przyszłościowo, po prostu nie opłaca się być nastawionym jedynie na siebie.

– Zdecydowanie najważniejsza jest dla nas rodzina, a co za tym idzie – potrzeba bezpieczeństwa ekonomicznego. Choć transformacja rozbudziła w nas oczekiwania konsumpcyjne, pieniądz pozostał wartością jedynie instrumentalną, a rodzina jest celem samym w sobie – mówi socjolog.

A jednak pracodawcy jak mantrę powtarzają, że milenialsi są zupełnie inni od starszych pokoleń. Prof. Henryk Domański, socjolog, odnosi się do tej opinii sceptycznie. – W takich kwestiach jak wyznawane wartości czy antysystemowe podejście, czyli brak świadomości, że stabilność i zachowanie statusu quo są czymś pożądanym, młodzi nie różnią się od starszych pokoleń – mówi „Plusowi Minusowi". Potwierdzają to badania prowadzone przez firmę doradczą PwC. – Wskazania milenialsów w zakresie wyznawanych wartości aż w ośmiu na dziesięć przypadków są spójne zarówno dla milenialsów, jak i przedstawicieli starszych pokoleń – mówi Ewa Zmysłowska, dyrektor działu kapitału ludzkiego w PwC Polska. I dodaje: – Fundament mamy ten sam, różni nas jednak sposób dotarcia i system komunikacji. Młodzi stawiają na szybki i sprawny przekaz przy użyciu nowych technologii. Zamiast długich e-maili i niekończących się zebrań wolą konkretną informację i jasno postawioną sprawę. Cokolwiek by robili, zawsze chcą wiedzieć, jakie korzyści dają rozwiązania i co w ich indywidualnej sytuacji się zmieni.

Ich umiejętności cyfrowe i orientacja we współczesnym świecie są dla wielu firm nie do przecenienia. Według badań firmy HRM Institute w Polsce aż 59 proc. pracodawców jako swoją główną grupę docelową w procesie rekrutacji widzi młodych profesjonalistów mających do sześciu lat doświadczenia zawodowego. A skoro młodzi są tak cennymi pracownikami, mogą się wysoko cenić. Nie chodzi im jednak o pieniądze.

Starszym trudno zrozumieć ich potrzeby, bo rozmijają się z ich oczekiwaniami wobec postaw typowego pracownika. Z badań portalu MonsterPolska.pl wynika, że aż 48 proc. szefów uważa, iż milenialsów motywują głównie wysokie zarobki. Tylko że z tym stwierdzeniem zgadza się jedynie 27 proc. pracowników z pokolenia Y. Za to aż co trzeci z nich deklaruje, że najbardziej liczy się dla niego sens pracy i poczucie, że to, co robi, ma znaczenie. Takiego podejścia nie rozumie zaś dziewięciu na dziesięciu szefów.

Młodzi Polacy nie mają wygórowanych oczekiwań finansowych. Z sondażu przeprowadzonego dla firmy Provident Polska wynika, że przez „dobrą płacę" rozumieją oni zarobki nieprzekraczające 3 tys. zł netto. Jako główne atrybuty pożądanej pracy polscy studenci wskazują raczej perspektywę wysokich zarobków w przyszłości i możliwość zrobienia kariery, szacunek dla pracowników i stabilność zatrudnienia. Ale z doświadczeń menedżerów wyłania się jeszcze bardziej skomplikowany obraz. Krótko mówiąc, ich cele życiowe są niezwykle zróżnicowane. Szczęście rodzinne, więzi towarzyskie, hobby, pasje czy po prostu potrzeba wolnego czasu często stoją na równi, a czasem i wyżej, niż kariera i zarobki.

Prawdziwymi ekspertami w kwestii milenialsów są dwie globalne firmy doradcze – PwC i Deloitte. Nie dość, że same zatrudniają tysiące młodych pracowników, to często zajmują się problemami wywołanymi przez tzw. różnice międzypokoleniowe w firmach swoich klientów.

– Nasze badania nie pozostawiają wątpliwości, że to pokolenie wyraźnie różne od poprzednich, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę to, jak widzą wartość pracy i jakie mają oczekiwania wobec pracodawcy – mówi „Plusowi Minusowi" Halina Frańczak, która kieruje marketingiem Deloitte w Europie Środkowej. Milenialsi są generacją niezmiernie zróżnicowaną, ale z badań firmy wyłania się dość jasny podział na kilka jej segmentów.

Pięć twarzy igreka

Mniej więcej jedna piąta igreków to wypisz wymaluj ich rodzice. Bardzo wysoko cenią pracę, uznają ją za najważniejszy cel w życiu. Ale spora grupa milenialsów ma zupełnie inne podejście: na pierwszym miejscu zdecydowanie stawiają samych siebie, swoje interesy i potrzeby. Nie są skłonni uczestniczyć w żadnym wyścigu szczurów. Raczej chcą pracować jak najmniej, za to żyć przyjemnie i bezproblemowo. Oni nie są w stanie w żaden sposób poświęcić się pracy. I często to podejście tej grupy rzutuje na obraz całego pokolenia.

Na jednej z konferencji naukowych pewien uznany adwokat z dumą wspominał, jak na początku lat 90. pracował po 20 godzin dziennie i sypiał na polówce w kancelarii. Po czym dorzucił z wyraźną dezaprobatą, że dziś młodzi nie wiedzą co to ciężka praca, chcą tylko się bawić i siedzieć w Starbucksach. To utarta opinia wśród starszego pokolenia, które pamięta intensywny czas wczesnego polskiego kapitalizmu. Co się stało z młodymi Polakami? – pytał mecenas. Rodzice zarzynali się dla ich wygody w pracy, pewnie za bardzo ich rozpieścili...

Amerykańscy publicyści określają takich milenialsów mianem pokolenie płatków śniegu. Nawiązuje ono do kultowej książki Chucka Palahniuka „Fight Club", w której padają słowa: „Nie jesteś wyjątkowy. Nie jesteś pięknym i unikalnym płatkiem śniegu". Jednak zapracowani rodzice, spełniając wszelkie ich zaścianki, budowali w nich przekonanie, że cały świat stoi przed nimi otworem. Wejście w dorosłość jest dla nich więc szczególnie trudne, bo życie zawodowe okazuje się zupełnie innym doświadczeniem, niż się spodziewali.

Z tym, że milenialsi nie są zdolni pracować po 20 godzin dziennie, nie zgadza się Marcin Zarzecki. – Spokojnie mogą się całym sobą zaangażować w pracę, jeśli tylko ta praca sprawia im satysfakcję – ocenia socjolog z UKSW. O jaką dokładnie satysfakcję chodzi? Z badań formy Deloitte wyłaniają się jeszcze dwa segmenty pokolenia Y. Spora grupa igreków ma bardzo wysokie poczucie misji, pragnie pracy, poprzez którą będzie służyć społeczeństwu, zmieniać świat na lepsze. Pieniądze czy kariera nie są dla nich istotne, muszą jednak odczuwać satysfakcję z tego, co robią, czuć, że ich wysiłek ma sens. Inni po prostu chcą się spełniać, rozwijać, zdobywać cenne doświadczenia.

Takie podejście wynika w dużej mierze ze zmian samego rynku pracy. – Dla mojego pokolenia praca, którą wykonywało się całe życie, zaczynało o 8, a kończyło o 16, to jedynie wspomnienia z życia rodziców. Ale ja jeszcze pamiętam te czasy z dzieciństwa. Dla milenialsów natomiast to jakaś przedpotopowa przeszłość – mówi Zarzecki.

Wchodząc w dorosłość, poznają elastyczne formy zatrudnienia i konieczność częstych zmian miejsca pracy, stanowiska, a nawet zawodu. To dla nich normalna sytuacja. Dlatego nie oczekują stabilizacji w takiej formie, jakiej pragną starsze pokolenia. Zamiast stałych godzin pracy czy zabezpieczenia socjalnego oczekują często pełnej elastyczności. Nie dość, że chcą mieć w pracy dużo czasu dla siebie, to chcą go mieć wtedy, gdy im to akurat pasuje, a nie kiedy tak uzna szef. – Nie szukają stabilnej pracy, oni szukają wyzwań. Wiedzą, że muszą całe życie się rozwijać i zdobywać doświadczenie – ocenia Zarzecki.

– Wiedzą, że o szansach życiowych decydują dziś indywidualne czynniki. Nie szukają więc wsparcia w żadnych związkach zawodowych, nie zwracają się o pomoc do państwa. Są świadomi, że wszystko zależy od nich – twierdzi prof. Henryk Domański. I dodaje: – Są pogodzeni z tym, jak funkcjonuje system rynkowy. Uważają, że tak musi być, więc dostosowują do tych zasad swoje strategie życiowe.

Ostatnim segmentem, jaki wyłania się z badań Deloitte, jest bardzo znaczna grupa, która stawia na relacje. To właśni ona robi wszystko, by praca nie kolidowała z jej życiem rodzinnym i towarzyskim. A jeśli koliduje – zmieniają ją.

– To pokolenie stadne, które ceni sobie przestrzeń w grupie, za to unika układów hierarchicznych – mówi Halina Frańczak z Deloitte. Podobną tezę stawia prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, wieloletni kierownik badań panelowych Diagnoza Społeczna, w których od 2000 r. analizuje warunki i jakość życia Polaków. – Uwielbiają życie towarzyskie, spotykają się w pubach, kawiarniach. Do tego ogromna rzesza ludzi młodych spędza mnóstwo czasu w kuchni. Oni kochają gotować, relaksować się nad patelnią czy grillem, kupować nowe sprzęty do kuchni – twierdzi Czapiński.

Pożyteczny egoizm

Milenialsi mają silne przekonanie, że pracę można swobodnie zmieniać. Jeśli przestaje ich radować – szukają innej. Nawet za cenę niższych zarobków – dodaje psycholog społeczny.

– Są niezwykle pewni siebie, mają zaufanie do swoich umiejętności i przekonanie, że świat należy do nich. Jeśli nie będą mogli realizować się w Polsce, bez zastanowienia spakują walizkę i wyjadą szukać szczęścia na Zachodzie – dodaje psycholog. Potwierdzają to choćby zmiany struktury polskiej emigracji. Po pierwszej fali, z którą wypłynęli z kraju głównie ludzie słabo wykształceni i nieobyci w świecie, w drugiej dekadzie XXI w. wyjeżdżają przede wszystkim młodzi, świetnie wykształceni i z coraz lepszym doświadczeniem zawodowym. – Tacy ludzie nie boją się zmian, nie liczą z ryzykiem, że stracą pracę. Są szalenie asertywni. Dlatego też stawiają polskim pracodawcom coraz bardziej wygórowane wymagania – mówi Czapiński. I przywołuje historię z pewnej kancelarii adwokackiej, w której młody prawnik po kilku miesiącach pracy zażądał od szefa urlopu w lipcu, mimo że od lat w firmie przyjęte było, że wygasza ona działalność w sierpniu i to wtedy wszyscy biorą urlopy. Gdy szef odmówił, młody pracownik usiadł przy jego biurku i zaczął pisać wymówienie. Szantaż okazał się skuteczny.

Ewa Zmysłowska z PwC Polska opowiada, że dziś pracodawcy muszą się odpowiednio przygotować do rekrutacji. Rozmowa rekrutacyjna przestała być jednostronnym „przesłuchaniem". Dziś to sprawdzian także dla firmy, jak potrafi się sprzedać kandydatom. – To szansa dla organizacji, by w procesie rekrutacyjnym pokazać klimat pracy – ocenia.

Aleksandra Wilczyńska z brukselskiego biura firmy badawczej Kantar Public, która w ramach badania Diagnoza Społeczna analizowała sytuację młodych na rynku pracy, przyznaje, że sama była kilkakrotnie świadkiem, jak milenialsi, nie zgadzając się na zastane reguły w organizacji, potrafili zmieniać firmę na lepsze. – Są asertywni, nieustannie zastanawiają się, czy te wszystkie reguły i zasady mają sens. Są otwarci na innowacje, patrzą na świat inaczej, potrafią tworzyć nowe, skuteczne formy organizacji. Ale gdzieś powinna być postawiona granica, co można podważać, a gdzie potrzebna jest stabilizacja.

– W Polsce młodzi są dziś w dość dobrej sytuacji, mogą rzucać pracę i znajdować nową. Inaczej jest w Portugalii, Hiszpanii czy Włoszech, gdzie tej pracy po prostu dla młodych nie ma – mówi Wilczyńska. I dodaje, że milenialsi całą młodość uczeni byli indywidualizmu. Świat mediów cyfrowych wzmacnia ich egocentryzm. – Gdy trafią do hierarchicznego środowiska współczesnych firm, często nie potrafią się w nim odnaleźć – ocenia.

Wśród problemów, z jakimi będą musieli się zmagać milenialsi, można wyróżnić dwa szczególnie istotne. Z badań Deloitte wynika, że nie potrafią oni brać na swe barki odpowiedzialności oraz są mało odporni na stres – do czego zresztą sami się przyznają. – Bardzo trudno będzie wyłowić spośród nich prawdziwych liderów. W większości chcą być ekspertami, ukierunkować się na bardzo wąsko ujęte specjalizacje oraz elastyczne, projektowe podejście do pracy. Wiąże się to z brakiem stabilności pracy i poczucia bezpieczeństwa, co przekłada się na odkładanie w czasie decyzji o założeniu rodziny – mówi Halina Frańczak z Deloitte.

– Młodzi ludzie mylą się i upadają jak wszyscy, ale nie zawsze potrafią przyjrzeć się swoim problemom z odpowiedniej perspektywy – ocenia ksiądz Krzysztof Siwek, rektor kościoła akademickiego św. Anny w Warszawie. – Brakuje im kontaktu z samym sobą, odpowiednich fundamentów, które zależą od wychowania w rodzinie. Świat tak szybko płynie, że młodzi potrzebują ciągle nowych bodźców. Są za bardzo konsumentami, a za mało zdobywcami. To widać po małżeństwach, które szybko się rozpadają. Nie potrafią zdobywać, walczyć o relację, dbać o nią. Boją się zaangażowania, poważnych decyzji – mówi „Plusowi Minusowi" ks. Siwek.

Nadciąga generacja Z

Przed kim więc teraz pracodawcy będą ostrzegać swoich podwładnych? Oczywiście przed kolejną straszną generacją. Agencja Sparks & Honey przygotowała głośny raport pt. „Poznaj pokolenie Z (urodzeni po 2000 r. – red.). Zapomnij o wszystkim, co wiesz o milenialsach" („Meet Generation Z: Forget Everything You Learned About Millennials"). Tzw. zetki mają być absolutnie egoistyczne, narcystyczne, nastawione jedynie na własne potrzeby. A od otoczenia oczekują jeszcze więcej niż igreki. Pierwsi eksperci przestrzegają, że będą dużo bardziej agresywni na rynku pracy, jeszcze bardziej konfliktowi.

– Jeżeli ta teza się sprawdzi, to raczej na zasadzie samospełniającej się przepowiedni – twierdzi psycholog Przemysław Staroń z Uniwersytetu SWPS w Sopocie, który jest także nauczycielem w sopockim LO im. Bolesława Chrobrego. – Zetki na pewno są bardzo wymagające, zasadnicze, odważne. Nie chcą się dusić małą stabilizacją i nie zadowalają się tym, co wystarcza starszym: zwykłą pracą nawet za niezłe pieniądze. Szukają usilnie przepisu na siebie, swojego miejsca – mówi „Plusowi Minusowi" Staroń. Opowiada, że najmłodsi często decydują się na tzw. gap year, czyli rok przerwy, np. po maturze. Chcą wyjechać, „zgubić się" w obcym świecie, bo bezpośrednio po szkole nie wiedzą, czego chcą. Ale nie powinniśmy się tym przejmować. Tacy po prostu są. A potrzebę afiliacji i budowania głębszych więzi mają taką samą jak wszystkie poprzednie pokolenia. Bo natura ludzka jest niezmienna. Zetki też więc będą normalne i też naprawią część błędów rodziców.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Paweł pierwszą pracę rzucił po trzech dniach. Ma 22 lata, wygląda na trochę mniej. Pod presją rodziców zdał maturę, ale nie miał pomysłu na siebie. Ojciec zapisał go na studia z zarządzania i opłacił rok z góry. Po dwóch miesiącach wykładów Paweł stracił motywację. Łapał dorywcze prace przy organizacji różnych wydarzeń: rozwieszał plakaty, rozkładał stoiska, ustawiał sceny. Ucieszył się, gdy jedna z agencji reklamowych zaproponowała mu pracę w biurze na etat. Podpisał umowę i przez pierwsze dwa dni przygotowywał bazę klientów w Excelu. Trzeciego dnia szef poprosił, by dorzucił do bazy jeszcze jedną kolumnę danych. Paweł uznał, że mógł mu o tym powiedzieć od razu, miałby wtedy mniej pracy, a tak zajmie mu to bez sensu cały dzień. Złożył więc wymówienie, a następnego dnia nie pojawił się już w biurze. Nie chciał nawet pieniędzy za te trzy dni, bo to praca – jak mówi – nie dla niego.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami