Matthieu Suc. Żony dżihadystów

Proszę sobie wyobrazić, że osoba, z którą pani żyje, przy której budzi się pani co rano, żartuje, bawi się, mogła zabić dwanaście osób. To niemożliwe.

Aktualizacja: 28.10.2017 15:21 Publikacja: 27.10.2017 00:01

Styczeń 2015 r. Cała Francja szuka Cherifa i Saida Kouachi po masakrze w redakcji „Charlie Hebdo”.

Styczeń 2015 r. Cała Francja szuka Cherifa i Saida Kouachi po masakrze w redakcji „Charlie Hebdo”.

Foto: Reuters/Forum, Khaled Abdullah

Frank, dyżurujący przy telefonie komisariatu w Reims, podniósł słuchawkę. Usłyszał głos kobiety, która powiedziała, że nazywa się Soumya Kouachi. Nocą w jej domu przeprowadzono rewizję i chciała zapytać, czy może tam wrócić po lekarstwa. Dyżurny drgnął.

Była 11.32, 8 stycznia 2015 roku, a Soumya Kouachi była żoną jednego z dwóch mężczyzn, których od pewnego czasu gorączkowo poszukiwano we Francji. Frank kazał jej zaczekać, zameldował o telefonie przełożonym, potem podjął rozmowę. Zanotował prośby, kazał przeliterować nazwisko i imię i poinformował, że ktoś do niej oddzwoni. O 14.00 spełnił obietnicę. Musiała przyjść na komisariat, żeby złożyć zeznania.

Pół godziny później peugeot 806 zatrzymał się przed komisariatem. Komitet powitalny złożony z pięciu funkcjonariuszy z różnych wydziałów czekał na schodach. Oficer z SRPJ w Reims trzymał w ręce zdjęcie Soumyi Kouachi.

Kobieta wysiadła z samochodu. Czarna szata, w którą była ubrana, okrywała ją od ramion po kostki, ciemna chusta osłaniała jej włosy, twarz pozostała jednak widoczna. Mieli przed sobą kobietę z fotografii, którą trzymał oficer. Po chwili z auta wysiadł także kierowca. Był nim mąż starszej siostry Soumyi. Kierowca i pasażerka zostali natychmiast zatrzymani i przeszukani – ona przez dwie kobiety, on przez dwóch mężczyzn. Potem Soumyę przekazano dwóm funkcjonariuszom SDAT, którzy przyjechali z Levallois-Perret, żeby ją przesłuchać.

Od dwudziestu czterech godzin siły porządkowe poszukiwały Soumyi, a przede wszystkim jej męża. Trzydzieści minut po północy, ze środy na czwartek, grupa interwencyjna wyważyła drzwi mieszkania małżonków w Reims. Na próżno. Said uciekł, a Soumya przebywała u matki w budynku naprzeciwko.

Obserwowała – częściowo w telewizji, częściowo przez okno, zatrzymanie jednej ze swoich sióstr, mieszkających przy tej samej dzielnicy, bieganinę policji i hordę rozgorączkowanych dziennikarzy. „Proszę pani, wystarczyło zadzwonić do mnie na komórkę, przyszłabym...", oświadczyła przesłuchującej ją funkcjonariuszce. Niewiele więcej powiedziała.

– Jak pani mąż zwykle się przemieszcza?

– Jeździmy moim samochodem. Zawsze.

– Nie ma przyjaciół, którzy mogliby po niego przyjechać?

– Nie zamierzam odpowiadać na żadne pytania dotyczące mojego męża.

– Z jakiego powodu?

– Bo nie mam na to ochoty.

– Przypominam, że została pani zatrzymana w związku z dokonanym zabójstwem [...] i aktem terroryzmu. Co ma pani do powiedzenia w tej sprawie?

– Mnie to nie dotyczy.

– Czy możemy liczyć, że jutrzejsze przesłuchania przebiegną w życzliwszej atmosferze?

– Nie, nic się nie zmieni.

Adwokat Soumyi Kouachi, mecenas Antoine Flasaquier, twierdził, że jego klientka nie chciała wtedy uwierzyć, iż jej mąż mógłby mieć coś wspólnego z rzezią w „Charlie Hebdo". „Zastanawiała się, komu znów pożyczył dowód tożsamości, i tyle. Była przekonana o jego niewinności i o tym, że musi go chronić".

Stopniowo pojawiały się wątpliwości. Na początku trzeciego protokołu przesłuchania policjantka odnotowała, że „doprowadzona [z celi aresztu tymczasowego do pokoju przesłuchań] zatrzymana Soumya Kouachi zapytała, czy jej mąż wciąż żyje, czy zginął". Nie uzyskała odpowiedzi. I nadal trwał ten dialog głuchych z niemymi.

– Czy zgadza się pani odpowiedzieć na pytania dotyczące pani sytuacji małżeńskiej?

– Nie. Nie zamierzam odpowiadać. Nie odpowiem na żadne pytanie, które w jakimkolwiek stopniu dotyczy mojego męża.

– Chce pani pomówić o Chérifie, bracie Saida?

– Nie.

– A o czym chce pani mówić?

– Cóż... Rozmawialiśmy już o mnie, o mojej tożsamości, moim dziecku, mojej rodzinie, o moich braciach i siostrach. Nie wiem, o czym jeszcze mogłabym mówić.

– Informuję panią, że pani mąż oraz jego brat Chérif są sprawcami zamachu dokonanego w redakcji „Charlie Hebdo", w wyniku którego zginęło dwanaście osób. Co ma pani do powiedzenia?

– Nie mam nic do powiedzenia.

Przesłuchująca ją funkcjonariuszka SDAT zapisała w protokole: „Zatrzymana Soumya Kouachi nie przejawia żadnych emocji".

Łagodne spojrzenie

Dla B. (tak nazywała się z domu Soumya) rodzina była bardzo ważna. Soumya i jej trzy siostry mieszkały w Reims na tej samej ulicy co matka. Tarek, jedyny chłopak, przeniósł się do Charleville-Mézieres, gdzie mieszkał ich ojciec.

Na początku lat 2000 Tarek dzierżawił taxiphone. Kiedy zrezygnował, ojciec i dziewiętnastoletnia wówczas Soumya odkupili jego udziały; potem interes przejęła matka.

Soumya, która była z wykształcenia sekretarką, wyjechała szukać szczęścia w Paryżu. Zamieszkała w Gennevilliers, na tej samej ulicy co Izzana, nieco starsza koleżanka z Charleville-Mézieres. To Soumya przedstawiła sąsiadce młodszego brata swojego ukochanego.

W roku 2007, odbywając staż w Paryżu, Soumya poznała chłopaka, Saida Kouachiego. Ten młody człowiek interesował się kuchnią i religią, miał kłopoty z zapuszczeniem brody, bo ta nie chciała rosnąć, i chodził nieco poczwarnie. Z dowodu osobistego – tego, który znaleziono tuż po zamachu na redakcję „Charlie Hebdo", Kouachi spogląda z dziwną dobrocią, co wprowadzić miało w błąd redaktorkę działu prawnego, Sigolene Vinson – kiedy pokazano jej zdjęcia obu braci, to Saidowi przypisała „łagodne spojrzenie", jakie zwrócił na nią tuż po zamordowaniu jednego z jej kolegów. W rzeczywistości patrzył na nią wtedy Chérif.

Zamknięty w sobie Said uległ czarowi wesołej Soumyi. Mecenas Flasaquier, jej adwokat, opisuje ją jako „kobietę jowialną, ciekawą wszystkiego, o silnym charakterze i wygadaną". Ze zdjęcia z dowodu osobistego spogląda grzeczna kwadratowa twarz przecięta pionową kreską prostego nosa nad wydatnymi wargami. Ta twarz jest łagodna i harmonijna, przystaje więc do imienia kobiety, które znaczy „perfekcja".

W roku 2007 Said i Soumya zawarli małżeństwo zgodnie z obrządkiem religijnym. Ceremonia odbyła się w Reims. „Moim opiekunem był ojciec, a Said nie miał opiekuna, ponieważ był sierotą. Mieszkałam wtedy w Gennevilliers, [Said] przychodził do mnie z wizytą, ale nie mieszkaliśmy razem", opowiadała kobieta. Po trzech latach małżonkowie dostali swoje pierwsze mieszkanie w Reims. Soumya miała problemy zdrowotne. W październiku 2011 roku zaszła w ciążę. (...)

Tarek wspominał, że „często kłócił się z Saidem, ponieważ siostra była chora", a jej mąż, jak wtedy sądził, zwlekał z egzaminem na prawo jazdy. Wszystkie kłopoty spowodowane przez chorobę Soumyi i narodziny ich syna wskazują na rolę, jaką odgrywał w domu Said Kouachi – troskliwy mąż, opiekuńczy ojciec i... ciężar.

„Said nie pracował, to nierób, musi żyć z zasiłku, jaki dostaje jego chora żona", ocenił jego rodzony młodszy brat Chabane. Z informacji CNAF wynika, że Said faktycznie nie pracował od października 2013 roku. Mimo to nie przyznano mu żadnego zasiłku. Zasiłek Soumyi i zasiłek mieszkaniowy – łącznie 1300 euro – stanowiły jedyny dochód małżonków.

Said Kouachi rzeczywiście nigdy nie potrafił długo wytrwać w jednym miejscu pracy. Kilka lat wcześniej został zatrudniony w ramach programu aktywizacji młodych i pracował w wydziale gospodarki odpadami w merostwie Paryża jako „ambasador selekcji śmieci". Jak jednak mówi Geoffroy Boulard, pierwszy zastępca mera XVII dzielnicy Paryża, „jego odmowa podawania ręki kobietom oraz radykalne wypowiedzi skłoniły przełożonego do zwolnienia go". Na początku roku 2013 przerwał też naukę – zamierzał zostać instalatorem urządzeń termicznych i sanitarnych – a to „ze względów osobistych", jak odnotowano w dokumentacji wywiadu.

Moi bracia są jak małżeństwo

Większość czasu Said poświęcał na gry na PlayStation, przesiadując w trzypokojowym osiemdziesięciopięciometrowym mieszkaniu. „Kiedy dzwoniłem do siostry, mówiła, że [Said] gra na konsoli, naprawdę dużo grał", twierdził Tarek. W opatrzonej klauzulą tajności notatce z 11 kwietnia 2012 roku agenci, którzy go obserwowali, napisali, że Said „poświęca znaczną część czasu na gry wideo online z bratem Chérifem". Nawet w tej kwestii Soumya wolała milczeć, żeby nie zaszkodzić mężowi.

– Jakiego rodzaju gry preferujecie?

– Wolę nie odpowiadać.

– Dlaczego nie chce pani odpowiedzieć na to proste pytanie?

– Hm... Gra na przykład w piłkę nożną.

– A czy ma brutalne wojenne gry?

– Wolę nie odpowiadać na to pytanie.

Natomiast Aicha Kouachi potwierdziła, że Said grał z Chérifem w „Call of Duty", grę wojenną lubianą przez wielu ochotników do dżihadu z kręgu Mohameda Belhoucine'a. Ta gra, jak inne, miała w oczach ludzi chcących działać w ukryciu niepodważalną zaletę, pozwalała bowiem wmieszać się w tłum graczy w sieci i utrzymywać kontakty poza zasięgiem wielkich uszu policji.

Said dowcipkujący, czuły znikał, kiedy pojawiał się Chérif. Soumya kochała Saida, a Said kochał Soumyę, jednak młoda, chora żona musiała się usuwać w cień w tym trójkącie miłosnym, gdzie w rolę zaborczej kochanki wcielał się Chérif Kouachi. Tylko w roku 2014 bracia dzwonili do siebie ponad trzy razy dziennie, a Chérif piętnaście razy przyjeżdżał do Reims, gdzie spędził sześćdziesiąt dwa dni. Stało się to już tematem żartów, jak opowiadała Aicha, ich siostra. „Mówiłam Saidowi, żeby kazał mu płacić połowę komornego... Śmiałyśmy się z tego z moją bratową".

Ta sytuacja męczyła Soumyę. „Kiedy nie widywaliśmy Saida albo moja żona nie rozmawiała z siostrą przez telefon, wiedziałem, że są we dwóch" , powiedział Brahim, szwagier Soumyi. Zmęczona chorobą Soumya skarżyła się najbliższym, że nie może nic robić, ponieważ „oni" są w domu. „Zgodnie z ich [koncepcją] religii nie mógł zostawić brata samego z żoną – ciągnął Brahim. – Jeżeli Chérif był u Saida, ten musiał tkwić w domu. Kiedy jeden z nich wychodził, musiał wyjść także drugi. Kiedy przyjeżdżał Chérif, nie bywał u nich nikt inny. Ani ja, ani nikt".

To wszystko nie podobało się rodzinie Soumyi. Delikatnie rzecz ujmując, bo „kiedy był Chérif, kobiety nie mogły przebywać w jednym pomieszczeniu z mężczyznami", ubolewała Meriem. Kiedy jeszcze Chérifowi towarzyszyła w wizytach w Reims Izzana, Meriem uważała ją za bardzo miłą, ale „nie wolno [im] było rozmawiać o jej mężu, to był temat tabu". A on wcale się nie wysilał: „Nie odzywał się do mnie, wcale na mnie nie patrzył, całkowicie mnie ignorował". Przestał być mile widzianym gościem, przynajmniej u Brahima, który uznał za punkt honoru wyjaśnić: „Nie utrzymuję z Chérifem kontaktów. Nawet kiedy przychodzi z bratem po coś do jedzenia. Jego brat przychodzi, dajemy mu jedzenie i wracają do siebie. Do mojego domu ma wstęp tylko Said". (...)

Raz doszło do sprzeczki. Chérif wyrzucał Saidowi, że nie odwiedził go podczas ostatniego pobytu w więzieniu w 2010 r., a winą za to obarczył Soumyę. „Łączy ich bardzo bliska więź, a Chérif nie znosi, gdy Said go zaniedbuje", wyjaśniała Aicha Kouachi. Nie można bezkarnie wkraczać między dwóch braci, tym bardziej że już dąsy żon wprowadziły sporo zamętu. Izzana i Soumya, niegdyś przyjaciółki, nie odzywały się do siebie. „Doszło do kłótni. Jedna [Soumya] zarzucała drugiej [Izzanie], że nie przyjechała na jej ślub", wspominał Farid Benyettou. Pięć lat po ceremonii religijnej, 27 lutego 2012 r., Said poślubił brzemienną Soumyę w merostwie Charleville-Mézieres. Brahim, najstarszy ze szwagrów Soumyi, i jej najmłodsza siostra Imene byli świadkami. Nie pojawił się Chérif, który przecież wybrał Saida na świadka własnego ślubu cywilnego – ceremonii, którą później uznał za godną potępienia.

Teraz jednak tamte urazy poszły w zapomnienie, a Kouachi byli sobie bliżsi niż kiedykolwiek. Nadawali na tych samych falach. „Uświadomiłem sobie, że Said stawał się znacznie bardziej zasadniczy w kwestiach religijnych, kiedy był z Chérifem niż wtedy, kiedy zostawał bez niego – powiedział Chabane, najmłodszy z rodzeństwa. – Kiedy był z nami Chérif, nie mogłem zobaczyć twarzy ich żon". Powtarzając słowa siostry, Aichy, Chabane stwierdził: „Obserwując ich zachowanie, miałem wrażenie, że cenią się tak, jakby nad nimi stał już tylko Prorok".

Said był spokojny i introwertyczny. Cherif dużo mówił i lubił błyszczeć w towarzystwie. „Za sprawą jakiej tajemniczej alchemii zdołali doprowadzić do fuzji tak różnych osobowości w potworny duet?" – zastanawia się dziennikarka Marion Van Renterghem na łamach „Le Monde". Jak zwykle to Aicha dokonała najostrzejszej analizy tej dziwnej więzi. „Moi bracia są jak małżeństwo, każdy ma swoje miejsce". Z jej słów wynika, że młodszy był guru starszego. Również według Aichy zachowanie Saida zmieniło się, gdy zamieszkał w Reims. „Zetknął się z religią wcześniej niż Chérif, ale w sposób bardziej umiarkowany. Odkąd Said miał w Reims mieszkanie, częściej widywał się z Chérifem. [...] Zwrócili się ku sekciarskiej wizji islamu, to pewne. Stali się skrajnymi rasistami wobec wszystkich, którzy nie byli muzułmanami i Arabami".

Z zeznań różnych osób, a także analizy przebiegu zamachów zdaje się wynikać, że dominującym bratem był Chérif. Mimo to nawet Aicha, raczej pobłażliwa wobec starszego z Kouachich, wspominała, że kiedy umieszczono ich w domu dziecka w Correze, jedna z wychowawczyń „powiedziała o Saidzie, że za uśmiechem kryje wielkiego manipulanta".

I rzeczywiście, Said pojawiał się w aktach dwóch spraw Chérifa. To on po rozbiciu siatki Buttes-Chaumont w 2005 roku kontaktował się ze znajomą, żeby ukryć bilety lotnicze do Syrii, pieniądze i materiały na temat dżihadu należące do brata. On też zabrał Chérifa na kurs Farida Benyettou. I on wreszcie po zatrzymaniu brata obciążył Benyettou, żeby zrzucić z siebie wszelką odpowiedzialność i zminimalizować winę Chérifa.

Mieszkaniec Buttes-Chaumont nakreślił zupełnie inny portret Saida, odbiegający od wizji powściągliwego brata, starającego się chronić Chérifa przed niebezpieczeństwami dżihadu. „Said był bardziej radykalny i zdarzało się nawet, że karał pewnych ludzi, którzy nie postępowali zgodnie z nakazami Koranu. Mówiąc, że kogoś karał, mam na myśli to, że czasem bił ludzi. [...] Obawiano się go".

W toku śledztwa w sprawie próby ucieczki Smaina Ait Alego Belkacema, 12 marca 2010 roku o godzinie 19.27 zarejestrowano rozmowę, która wydawała się zupełnie banalna. W jej trakcie Said Kouachi przekazał pozdrowienia dla Djamela Beghala, podczas gdy był w samochodzie ze swoim bratem Chérifem i Amedym Coulibalym, ci zaś dzwonili do swego nowego mistrza duchowego.

W sprawie podróży do Jemenu śledczy byli przekonani, że to Chérif, podlegający nadzorowi sądowemu, pożyczył dokumenty od starszego brata. Jak oświadczyła Izzana, Chérif z własnej woli pojechał do Omanu latem roku 2011, natomiast Soumya zapewniała policję, że jej mąż Said nie mógł wyjechać właśnie wtedy, gdy starali się począć pierwsze dziecko. Said ukrywał nawet przed żoną potajemne wyprawy brata. Równocześnie, kiedy Soumya zaproponowała Saidowi, by pojechał z nią do Algierii spotkać się z rodziną, odmówił pod pozorem, że ma nieważny paszport i musi wyrobić nowy.

Kiedy zaś pewien islamista skontaktował się z Aichą i zapytał, jak miewają się jej bracia, a sam narzekał, że jest obserwowany przez policję, starszy brat nie pozwolił siostrze na podanie mu numeru do siebie. „Był podejrzliwy i nie rozumiał pobudek zainteresowanego – napisano w opatrzonej klauzulą tajności notatce DCRI z 31 sierpnia 2012 roku. – Said Kouachi cechował się wielką dyskrecją w sprawach delikatnych i nieufnością wobec rozmówców".

Tenże Said w grudniu 2014 roku pokazał goszczącej u niego Aichy film zamieszczony w internecie, a dedykowany Dorothée, prowadzącej niegdyś program telewizyjny dla dzieci „Récré A2". Kiedy jej ówczesny współpracownik, rysownik Cabu, pojawił się na ekranie, Said szepnął siostrze, że to ten, który narysował karykaturę Proroka. „Powiedział to takim tonem, jakby przekazywał informację bez znaczenia. Wtedy było to bez znaczenia".

Dowód na ekranie

W środę 7 stycznia 2015 roku o świcie Said Kouachi obudził żonę, żeby jej powiedzieć, że jedzie do Paryża spotkać się ze swoją drugą połówką, Chérifem, i że wróci wieczorem albo nazajutrz. Było jeszcze ciemno. Wziął lekarstwo powstrzymujące mdłości, bo od początku tygodnia cała ich rodzina cierpiała z powodu zatrucia pokarmowego. Na wszelki wypadek spali w salonie, mając przy sobie synka. Soumya wstała, ucałowała męża, zamknęła drzwi i osłabiona wróciła się położyć.

Rano Soumya bawiła się z dzieckiem, potem posprzątała mieszkanie i wczesnym popołudniem poszła do matki na drugą stronę ulicy. Wpadła do domu tylko po cytrynę, bo zamierzała przenocować u matki. Obejrzała w telewizji serial, a około 22.30 przerzuciła na program informacyjny i ujrzała na ekranie dowód osobisty męża. Said był podejrzany o udział w masakrze w redakcji „Charlie Hebdo".

„Ugięły się pode mną nogi. Nie mogłam w to uwierzyć. Zresztą nadal w to nie wierzę. Proszę sobie wyobrazić, że osoba, z którą pani żyje, przy której budzi się pani co rano, żartuje, bawi się, mogła zabić dwanaście osób. To niemożliwe". Soumya Kouachi, matka małego dziecka, za miesiąc miała obchodzić trzydzieste urodziny.

Fragment książki Matthieu Suc, „Żony dżihadystów", przeł. Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak, która ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki.

Śródtytuły od redakcji

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Frank, dyżurujący przy telefonie komisariatu w Reims, podniósł słuchawkę. Usłyszał głos kobiety, która powiedziała, że nazywa się Soumya Kouachi. Nocą w jej domu przeprowadzono rewizję i chciała zapytać, czy może tam wrócić po lekarstwa. Dyżurny drgnął.

Była 11.32, 8 stycznia 2015 roku, a Soumya Kouachi była żoną jednego z dwóch mężczyzn, których od pewnego czasu gorączkowo poszukiwano we Francji. Frank kazał jej zaczekać, zameldował o telefonie przełożonym, potem podjął rozmowę. Zanotował prośby, kazał przeliterować nazwisko i imię i poinformował, że ktoś do niej oddzwoni. O 14.00 spełnił obietnicę. Musiała przyjść na komisariat, żeby złożyć zeznania.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie