I niech nas nie zwodzą zapewnienia, że chodzi tylko o zmiany w Amazonii. Już teraz niemieccy, austriaccy czy szwajcarscy biskupi, by wymienić tylko kard. Christopha Schönborna, wprost wskazują, że jeśli papież potwierdzi ewentualne decyzje Synodu w sprawie święcenia „viri probati" (wypróbowanych mężów – red.) w Amazonii, to oni zaczną wyświęcać żonatych mężczyzn na kapłanów u siebie. Podobnie rzecz ma się z uznaniem jakiejkolwiek formy urzędu dla kobiet, choć nie jest jasne, jaki miałby to być urząd, bo w tradycji Kościoła, poza pozbawionym znaczenia i dość szybko zanikającym stanem diakonis, które raczej nie miały charakteru urzędowego, nic takiego nie istnieje. Nikt nie ukrywa, że to też błyskawicznie zostanie uznane i wprowadzone w Niemczech czy Austrii, i może w krótkim czasie doprowadzić do święcenia kobiet. I to mimo jasnej deklaracji św. Jana Pawła II, że Kościół nie ma takiej władzy. Nowa „amazońska msza" zaś to prosta droga do rytu reńskiego, a może wprost do jakiejś postluterańskiej „Deutsche Messe", z której wyeliminowano by wszelkie odniesienia do ofiarniczej natury katolickiej mszy świętej.




Zmiany w tych trzech kwestiach – przy pełnej świadomości, że kwestia celibatu nie ma charakteru doktrynalnego, ale dyscyplinarny – oznaczałyby w istocie stworzenie jakiegoś „nowego Kościoła", z odmienną teologią urzędu, z innym rozumieniem Eucharystii, a to jest kluczowe dla ustanowienia Kościoła. I wreszcie z zupełnie inną praktyką życia kapłanów, co jest mniejszym problemem teologicznym, ale gigantycznym, jeśli chodzi o konkret kapłańskiego życia. Oczywiście, uczestnicy, a szczególnie inspiratorzy owej „nowej Reformacji", będą przekonywać, że nic się nie zmieniło, że wszystko jest po staremu, a głębokie reformy to jedynie potwierdzenie tradycji Kościoła. Taką narrację zaprezentował ostatnio kard. Hummes, który przekonywał, że święcenie żonatych mężczyzn będzie w istocie potwierdzeniem reguły celibatu. „Rdzenne wspólnoty poprosiły o to, aby przy potwierdzeniu wartości charyzmatu celibatu w Kościele, którego się nie rusza, wobec naglącej potrzeby większości wspólnot katolickich w Amazonii, otwarta została droga ku święceniom kapłańskim żonatych mężczyzn, mieszkających w tych społecznościach" – oznajmił.

Zazwyczaj jest jednak odwrotnie, bowiem gdy się coś gdzieś znosi, to się znosi, a nie potwierdza. Nie jest też jasne, jak z tradycji Kościoła (a także z pragnienia jego deklerykalizacji) wynikać miałoby powstanie nowego urzędu dla kobiet. I wszystko to byłoby nawet dość śmieszne, gdyby nie pewien drobiazg. Otóż ten „teologiczny bełkot", nieograniczony regułami logiki, rozumowania ?i celowo rozmywający znaczenie słów, ma służyć tylko jednemu: głębokiej zmianie życia Kościoła, której nikt nie będzie w stanie już zatrzymać. Nieprecyzyjność języka, udawanie, że nic się nie zmienia, gdy zmienia się wiele, to jedynie narzędzie na tej drodze. I niestety wiele wskazuje na to, że Synod na temat Amazonii będzie istotnym krokiem na drodze „nowej Reformacji".