Plus Minus: Pana kariera polityczna była jak jazda na rollercoasterze, najpierw szybko w górę – prokurator krajowy, szef MSWiA – a potem jeszcze szybciej w dół. Dymisja, zatrzymanie przez ABW z powodu przecieku w tzw. afery gruntowej. Zastanawiał się pan, jak do tego doszło?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W polityce często drobne zdarzenia, o których możemy nawet nie wiedzieć albo nie przywiązujemy do nich wagi, powodują huragan. Taki polityczny efekt motyla. I tak było w tym przypadku. Pewien splot okoliczności – nawet trudno wskazać mi ich początek – spowodował, że zostałem szefem MSWiA, a inny splot zdarzeń spowodował odwołanie mnie z tego stanowiska. W polityce faktycznie szybko zjechałem w dół. Ale ponieważ zawsze uważałem się przede wszystkim za prawnika, to na tym polu nie zaliczyłem porażki. I to jest dla mnie ważne. Nadal uprawiam zawód prawniczy, a jedyne, co mnie dzisiaj łączy z polityką, to adres mojej kancelarii, która tak jak Sejm mieści się przy ulicy Wiejskiej w Warszawie.