Niektórzy twierdzą, że się wydłużają.
To legenda. Ci, którzy tak mówią, powinni sprawdzić, czy przypadkiem one nie wydłużają się w ich sumieniach.
Wszyscy wiedzą o rysach, ale na szyi Maryi jest także ślad po strzale. Legenda mówi, że była to strzała tatarska.
Co do istnienia tego śladu nie mam wątpliwości. Rzeczywiście, gdy patrzy się na obraz, widać ubytek po prawej stronie w miejscu zetknięcia się szyi z szatą. Jest tam głębokie uszkodzenie drewnianego podłoża. Trudno jednak stwierdzić, czy powstało ono w wyniku strzały. Wydaje się, że z tym uszkodzeniem obraz trafił do Polski, ale kiedy i gdzie ono powstało, tego nie wiemy. Natomiast z pewnością ubytek dookoła tego wgłębienia to efekt brutalnego zrywania ozdoby, która tam wisiała, a o której wspomina też „Translatio tabulae".
Charakterystyczne dla Andegawenów lilie na szatach Matki Bożej były tam od początku?
Nie sądzę. Wydaje mi się, że umieszczenie ich na szacie to efekt zabiegów konserwatorskich w XV w. i wcale nie chodziło o jakąś szczególną pamięć o Andegawenach. W tym przypadku to raczej motyw zdobniczy. Proszę zauważyć, że one są rozmieszczone nierównomiernie, niezgodnie z heraldyką. Lilie Andegawenów mogły na obrazie występować, ale na tle pokrytym złotą lub srebrną emaliowaną blachą, zerwaną podczas napadu w 1430 r.
W kolejnych latach ingerowano jeszcze w oblicze Madonny?
Nie. Od czasu naprawy po napadzie z 1430 r. pędzel malarza nie dotykał jej oblicza. Oczywiście czyszczono je z zabrudzeń pochodzących np. od dymu świec, ale nigdy nie malowano. W dokumentach historycznych pojawia się za to mnóstwo wzmianek o opiece konserwatorskiej. W protokole z wizytacji w 1585 r. zapisano, że obraz uszkadzały srebrne wota i polecono je umieścić na tablicach obok. Te uszkodzenia podlegały naprawom. W pewnym momencie, w trudnym dziś do ustalenia czasie, pojawiły się na tle malowane gwiazdy.
Gwiazdy przybito też do obrazu.
To prawda. Przybito ich aż 28 w latach 30. XVII w. Wykonano je z brązu, pozłocono i po prostu przybito. Proszę przy tym zauważyć, jak mistrzowską technologią posługiwał się XIV-wieczny malarz, że stworzona przez niego struktura obrazu wytrzymała coś takiego.
Po gwiazdach nie ma dziś jednak żadnego śladu.
To efekt konserwacji, którą w 1925 r. rozpoczął prof. Jan Rutkowski. Usunięto wówczas metalowe gwiazdy, a następnie zlikwidowano też grubo nawarstwione przemalowania szat. Spod nich ukazały się m.in. lilijki na szacie Marii z XV w. Usunięto też inne domalowania i przywrócono grawerowane blachy, według legendy ufundowane przez Jagiełłę po zrabowaniu w 1430 r. cennych blach z andegaweńskimi liliami. W efekcie tych prac obraz otrzymał wygląd zbliżony do tego, jaki miał po naprawach z XV w. W takim też stanie widzimy go dziś.
Wspomniał pan, że obraz datowany jest na przełom XII i XIII w. Nie dałoby się tego ustalić precyzyjniej? Są przecież metody pozwalające określić wiek drewna.
To prawda, ale wymagałoby to pozyskania kawałka drewna, co i tak nie daje jeszcze odpowiedzi, kiedy powstało malowidło. Pytanie tylko, czy jest to nam potrzebne. A może to wyzwanie dla nowych technologii i młodszego pokolenia konserwatorów?
Prof. Wojciech Kurpik (ur. 1931) jest konserwatorem dzieł sztuki, profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (w latach 1996–1999 był jej rektorem). Specjalizuje się w konserwacji ikon. W 1979 r. został powołany w skład Komisji Konserwatorskiej Ikony Matki Boskiej Częstochowskiej. Jej konserwatorem pozostaje do dziś. Na podstawie wyników swoich wieloletnich badań w 2008 r. wydał książkę pt. „Częstochowska Hodegetria"
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95