Prawicowa ekstrema ćwiczy w Donbasie

Na wschodzie Ukrainy walczy nawet kilka tysięcy prawicowych ekstremistów z całego świata. Wielu z nich, podobnie jak ochotnicy z ISIS, po powrocie do domu może stwarzać poważne zagrożenie terrorystyczne.

Publikacja: 06.09.2019 18:00

Utworzony pięć lat temu batalion Azow od początku wojny w Donbasie tworzy sieć radykałów. Próbuje ic

Utworzony pięć lat temu batalion Azow od początku wojny w Donbasie tworzy sieć radykałów. Próbuje ich rekrutować za granicą. Według brytyjskiej prasy „łowił” ich np. wśród neonazistów na Wyspach (na zdjęciu ochotnicy batalionu składają przysięgę na wierność krajowi, Kijów 2014 r.)

Foto: Forum

Bomba domowej roboty wybuchła styczniowej nocy 2017 roku niedaleko jednego z baraków zamieszkiwanych przez uchodźców. W wyniku eksplozji ciężko ranny w nogi został pracownik ośrodka dla imigrantów w Göteborgu. Szwedzka policja po kilkunastu dniach zatrzymała trzech mężczyzn podejrzanych o zorganizowanie zamachu. Okazało się, że należeli do neonazistowskiego ugrupowania Nordycki Ruch Oporu. Służby szybko ustaliły, że mieli związek z dwoma wcześniejszymi atakami bombowymi w miejscach, w których przebywali uchodźcy.

Według prokuratury wszyscy trzej odbyli wcześniej trening wojskowy zorganizowany przez ultranacjonalistyczny Rosyjski Ruch Imperialny. Organizacja ta prowadzi obozy, w których rekrutuje i szkoli ochotników do walki po stronie prorosyjskich separatystów w Donbasie. I choć zatrzymani mężczyźni zapewniali, że uczestniczyli w ćwiczeniach „tylko dla zabawy", zdaniem śledczych doprowadziło to do radykalizacji ich poglądów. Na obozie mieli się także nauczyć, jak konstruować bomby.

Podobny proces zachodzi wśród innych radykałów walczących po obu stronach frontu na wschodzie Ukrainy. Po powrocie do swoich ojczyzn wielu z nich, podobnie jak trójka Szwedów, jest gotowych dalej realizować swoje cele, posuwając się przy tym do morderstw i zamachów.

Przygoda życia

Niemcy, Wielka Brytania, Chorwacja, Holandia, Stany Zjednoczone, a nawet Australia – to tylko kilka z państw, których obywatele pojechali walczyć na wschodzie Ukrainy. Mimo że pochodzą z różnych miejsc na świecie, w większości są to biali mężczyźni mający za sobą przeszkolenie wojskowe i zatargi z prawem. Jednym z nich jest Mikael Skillt, którego historię opisał portal Vice. Szwed, który otwarcie przyznaje się do bycia neonazistą, zanim chwycił za karabin w Donbasie, przez ponad 20 lat mocno angażował się w działalność ekstremistycznych organizacji. Odbył także pięcioletnią służbę w szeregach szwedzkiej Gwardii Narodowej.

Skillt porzucił swoją dziewczynę i przyjechał na Ukrainę w lutym 2014 roku, kilka dni po tym, gdy prezydent Wiktor Janukowycz uciekł z Kijowa. Przez dwa lata w szwedzkim mundurze walczył po ukraińskiej stronie jako snajper. Musiał być „śmiertelne" skuteczny, bo separatyści wyznaczyli za jego głowę nagrodę w wysokości 5 tys. euro. Jego szlak bojowy prowadził przez Mariupol, Marinkę i Iłowajsk. „Załapałem się na największe bitwy" – przyznał z dumą portalowi Vice.

W Donbasie walczył także 53-letni Włoch Francesco. W ojczyźnie należał do neofaszystowskiej Awangardy Narodowej, która w latach 70. organizowała zamachy na lewicowych polityków. W obozie pod Donieckiem, gdzie w 2014 roku znaleźli go dziennikarze, koledzy z oddziału śpiewali Francesco piosenki wychwalające Mussoliniego. Na froncie Włocha nazywano „Don" albo „Wujek". Do walki zawsze szedł w czarnym wojskowym berecie i mundurze z naszywką kołowrotu, jednego z wariantów swastyki.

Na wschodzie Ukrainy pojawili się również ochotnicy aż zza oceanu. Craig Lang w wieku 22 lat wstąpił do amerykańskiej armii i spędził dwie tury na misjach w Iraku i Afganistanie. W wyniku wybuchu bomby pułapki z wojny wrócił z uszkodzonym słuchem i wzrokiem. Pięć lat temu o mężczyźnie zrobiło się głośno, bo zdezerterował z bazy w Fort Bliss w Teksasie, gdy jego ciężarna żona wysłała mu nagranie, na którym jest z innym mężczyzną. Lang postanowił zabić kobietę za pomocą min, którymi otoczył ich wspólny dom. Za próbę morderstwa trafił do więzienia.

Po wyjściu na wolność chciał się zaciągnąć do najemników z owianej złą sławą grupy Blackwater, jednak jego zgłoszenie odrzucono. Pewnego razu zobaczył w telewizji informację o rozbiciu przez Rosjan ukraińskich wojsk pod Iłowajskiem. Wówczas uznał, że Ukraińcy potrzebują jego pomocy w Donbasie.

Prawicowi ekstremiści wspierają również prorosyjskich separatystów. Na początku stycznia w trakcie antyrządowych demonstracji tzw. żółtych kamizelek wśród manifestantów kamery telewizji Al-Dżazira uchwyciły mężczyznę w czerwonym wojskowym berecie. Dziennikarze szybko ustalili, że to Victor Alfonso Lenta, były francuski żołnierz i członek skrajnego ugrupowania Identitaire de Toulouse. Francuz przez kolegów nazywany „Wujkiem Adolfem" zasłynął m.in atakiem na meczet. Zanim trafił do Paryża, gdzie pomagał organizować protesty, dwa lata spędził w Donbasie, walcząc po stronie Rosjan. Redakcja Radia Wolna Europa dotarła do nagrań, na których wśród rebeliantów widać Lente pozującego z karabinkiem snajperskim. Po powrocie z wojny zaangażował się w ruch „żółtych kamizelek", by w ten sposób zdestabilizować sytuację we Francji, a przez to uderzyć w kapitalizm i oligarchię. Do separatystów dołączyło również co najmniej kilku Australijczyków.

Według różnych szacunków obecnie w Donbasie walczy około 2,5 tys. prawicowych radykałów z całego świata. – Na podstawie rozmów z ochotnikami można wyróżnić kilka powodów, dla których przyjechali na Ukrainę. Część poprzez media, internet i propagandowe przekazy zobaczyła w tym konflikcie odwzorowanie jakiejś bliskiej im ideologicznej wojny. Ci walczący dla separatystów bronią Rosji stojącej na straży tradycyjnych wartości przed zachodnim liberalizmem. Z kolei ochotnicy po stronie Ukrainy bronią białej Europy przed najeźdźcami z Azji – wylicza w rozmowie z „Plusem Minusem" dr Adrien Nonjon, historyk z paryskiego Narodowego Instytutu Języków i Kultur Orientalnych, który przez kilka lat badał skrajnie prawicowe ugrupowania.

Część radykałów traktuje Donbas jak „bezpieczne" miejsce, gdzie zdobywają umiejętności wojskowe, które mogą im się przydać w domu. „Posiadanie przeszkolenia militarnego czyni cię bardziej niebezpiecznym. Jeśli znajdziesz się pod ogniem, zadziała instynkt" – przekonuje dziennikarzy portalu Vice Mikael Skillt. Wśród zagranicznych ochotników są też tacy, którzy na wojnę pojechali z dużo bardziej przyziemnych pobudek. – Niektórzy chcą mieć doświadczenie potrzebne, by znaleźć pracę jako najemnicy w firmach ochroniarskich. Ktoś inny jedzie, żeby podnieść sobie adrenalinę albo nie wie, co ze sobą zrobić. Jeszcze inni wybrali Ukrainę, bo można się tam łatwo utrzymać i przeżyć przygodę życia – mówi dr Kacper Rękawek, ekspert ds. terroryzmu w słowackim think tanku GLOBSEC.

W rozmowach z dziennikarzami i analitykami wielu zagranicznych ochotników przyznaje, że Donbas wybrało także dlatego, że nawiązali z nimi kontakt przedstawiciele ultranacjonalistycznych ukraińskich organizacji, którzy zachęcili ich do wspólnej walki.

Państwo w państwie

Batalion Azow powstał w maju 2014 roku jako formacja ochotnicza w odpowiedzi na rosyjską agresję na Krym i wschód Ukrainy. Jej korzenie wywodzą się ze środowisk piłkarskich chuliganów. Chrzest bojowy batalion przeszedł podczas operacji odbijania z rąk separatystów Mariupola. Z czasem członkowie batalionu zyskali sławę dzielnych i nieustępliwych żołnierzy. Równocześnie Azow stał się znany jako formacja zrzeszająca neonazistów. Grupa organizowała koncerty muzyków występujących ze swastykami, a jej członkowie z dumą noszą symbole związane ze skrajną prawicą, w tym celtyckie krzyże. Batalion odwołuje się także do dziedzictwa Stepana Bandery i Ukraińskiej Armii Powstańczej.

Z powodu radykalizmu formacja została wyłączona z amerykańskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Mimo tych kontrowersji rok po powstaniu Azow został wcielony do Gwardii Narodowej podległej ukraińskiemu Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Wraz ze wzrostem jego wpływów batalion w 2016 roku utworzył partię polityczną o nazwie Narodowy Korpus. Dwa lata później przy formacji powstała paramilitarna bojówka nazywana Narodową Milicją. Jej członkowie zasłynęli z brutalnych ataków na zwolenników byłego prezydenta Petra Poroszenki, osoby LGBT i Romów.

W tym roku środowisko związane z Azowem postanowiło spróbować swoich sił na krajowej scenie politycznej. Bez większych sukcesów. W marcu kandydat Narodowego Korpusu i pierwszy dowódca batalionu Andrij Biłecki zapowiedział, że nie będzie brał udziału w „farsie", jaką jego zdaniem są wybory prezydenckie. Według sondaży mógł liczyć zaledwie na 1 proc. poparcia. Z kolei w wyborach parlamentarnych zdobył ledwo trochę ponad 2 proc. głosów i nie dostał się do Rady Najwyższej.

Te porażki wcale nie zmartwiły liderów batalionu. – Azow wcale nie jest zainteresowany sukcesami wyborczymi. Ich interesuje najpierw zmiana kulturowa, dzięki której staną się popularni w społeczeństwie. Zdaniem członków batalionu media i instytucje kulturalne są w rękach wrogów i trzeba je odbić. Jak to zrobić? Poprzez ciężką pracę. Dlatego Azow założył partię polityczną, powołał bojówki, prowadzi działania charytatywne, siłownie i obozy młodzieżowe w całym kraju – tłumaczy dr Rękawek.

Przedstawicielka ruchu związanego z batalionem Olena Semenjaka wielokrotnie publicznie przyznawała, że Azow, który liczy obecnie 10 tys. członków, stał się „małym państwem w państwie". Co więcej, ugrupowanie nie ogranicza swojej działalności do Ukrainy.

– Jego polityczna wizja sięga daleko poza granice Ukrainy i dotyczy także środkowej i wschodniej Europy. To tak naprawdę odnowiony geopolityczny mit stworzenia tzw. międzymorza. Ma ono być nacjonalistyczną konfederacją, alternatywą dla Zachodu i Rosji – mówi dr Nonjon.

Realizując ten projekt, Azow od początku wojny w Donbasie tworzy sieć radykałów. Jak piszą dziennikarze Vice, batalion, podobnie jak ISIS, prowadzi rekrutację zagranicznych ochotników, tworząc w internecie propagandowe nagrania i strony albo wysyłając swoich przedstawicieli „w teren". W wywiadzie dla ultranacjonalistycznego amerykańskiego radia Wehrwolf norweski neonazista Joachim Furholm zachęcał młodych mężczyzn do walki na wschodzie Ukrainy. „Przewodziłem niewielkiej grupie ochotników z Zachodu. Zostali przeszkoleni i mam nadzieję, że zdobyte doświadczenie wykorzystają w domu" – zwierzył się Norweg. W marcu zeszłego roku brytyjski dziennik „Guardian" pisał o próbach pozyskania przez Azow radykałów z Wielkiej Brytanii. Ukraińcy mieli szukać rekrutów wśród neonazistowskich organizacji terrorystycznych, takich jak Narodowa Akcja. Dziennikarze zidentyfikowali co najmniej dwóch mężczyzn, którzy wyjechali do Donbasu walczyć w szeregach batalionu. Niemiecki „Der Spiegel" już dwa lata temu ostrzegał, że batalion szuka ochotników także nad Renem, i to z sukcesami. Według tygodnika coraz więcej Niemców przyłącza się do formacji.

W lipcu 2017 roku na neonazistowskim festiwalu muzycznym w Turyngii rozdawano ulotki zachęcające do wstąpienia „w szeregi najlepszych, by chronić Europę przed upadkiem".

Jak wynika z raportów FBI, ukraińscy radykałowie „uczestniczą w szkoleniu białych suprematystów ze Stanów Zjednoczonych". W planach batalion ma utworzenie zagranicznego legionu, w którym służyliby wszyscy ochotnicy z zagranicy.

Azow utrzymuje także bardziej formalne związki ze skrajną prawicą z całego świata, organizując wspólne konferencje i wykłady. I tak na przykład współpracuje z neonazistowską niemiecką partią NDP i włoskimi neofaszystami z CasaPound. Rok temu trzech białych nacjonalistów z amerykańskiej grupy Rise Above Movement przyjechało do Kijowa na rozmowy z Ukraińcami. Batalion utrzymuje relacje także z greckimi faszystami ze Złotego Świtu.

Olena Semenjaka kontaktuje się z członkami znanego z brutalnych ataków na imigrantów francuskiego ugrupowania Social Bastion oraz z chorwackimi nacjonalistami. Batalion ma również związki z polskimi radykałami nazywanymi Szturmowcami.

Rekrutację za granicą na mniejszą skalę prowadzi także drugie skrajnie prawicowe ukraińskie ugrupowanie – Prawy Sektor. Ochotników szukają również Rosjanie, chociażby poprzez wspomniany już Rosyjski Ruch Imperialny.

Szwed Mikael Skillt (z lewej) otwarcie przyznaje się do bycia neonazistą. Zanim pojechał walczyć w D

Szwed Mikael Skillt (z lewej) otwarcie przyznaje się do bycia neonazistą. Zanim pojechał walczyć w Donbasie po stronie Ukraińców, przez ponad 20 lat angażował się w działalność ekstremistycznych organizacji

Carl Ridderstrale

Życie w iluzji

Zachodnie służby długo nie zauważały problemu radykałów powracających z Donbasu. Priorytetem byli ochotnicy walczący w szeregach Państwa Islamskiego. „Wydaje się, że agencje wywiadowcze nie traktowały ich nawet w połowie tak poważnie jak dżihadystów" – twierdzi w rozmowie z Vice Daniel Koehler, dyrektor Niemieckiego Instytutu Studiów nad Radykalizacją. Zdaniem analityków ds. bezpieczeństwa był to duży błąd, ponieważ pobyt na wschodzie Ukrainy radykalizował zagranicznych ochotników tak samo jak wojna w Syrii dżihadystów.

Na froncie poznają oni podobnie myślących ekstremistów, z którymi po powrocie do domu utrzymują kontakt, tworząc siatki. Vice pisze, że Donbas stał się ważnym miejscem dla „białych dżihadystów", w którym mogą się przygotowywać do – jak sami mówią – „świętej wojny rasowej". W ostatnim czasie w związku z przykładami coraz groźniejszych działań prawicowych radykałów, którzy byli na Ukrainie, podejście służb zaczęło się jednak zmieniać.

– Zagrożenia nie można lekceważyć. W próbie zamachu stanu w Czarnogórze z 2016 roku uczestniczyli serbscy weterani walczący wcześniej w Donbasie. Zamachowiec z nowozelandzkiego Christchurch przed atakiem odwiedził Ukrainę najprawdopodobniej nie w celach turystycznych. W jego manifeście znajdują się symbole i język używane przez radykałów z batalionu Azow. Ten sam manifest zainspirował zabójcę z El Paso w Stanach Zjednoczonych – przestrzega dr Rękawek.

W zeszłym roku ukraiński sąd skazał na sześć lat więzienia Francuza, który planował przeprowadzenie serii zamachów podczas piłkarskich mistrzostw Europy w 2016 r. Mężczyznę złapano przy próbie przemytu karabinków automatycznych, amunicji, granatników RPG oraz 125 kg trotylu, które miał kupić od ugrupowań walczących w Donbasie. Rok temu ówczesny koordynator operacji antyterrorystycznych w Wielkiej Brytanii Mark Rowley poinformował o czterech udaremnionych próbach zamachów planowanych przez radykalną prawicę. Dodał, że po raz pierwszy policja ma do czynienia z „rosnącą grupą białych suprematystów i neonazistów planujących budowę międzynarodowej siatki i przeprowadzanie zamachów".

W listopadzie 2018 roku FBI zatrzymało Roberta Rundo, lidera prawicowych ekstremistów z Kalifornii. Mężczyzna utrzymywał bliskie kontakty z batalionem Azow, a przed zatrzymaniem wystąpił nawet na gali MMA organizowanej przez Ukraińców. Do aresztu trafił, ponieważ jego grupa organizowała brutalne zamieszki, w tym uczestniczyła w tragicznych zajściach w Charlottesville. W lipcu tego roku w skoordynowanych nalotach na kryjówki neofaszystów włoska policja skonfiskowała kilkadziesiąt sztuk broni automatycznej, amunicję oraz ponadtrzymetrowy pocisk powietrze-powietrze. Funkcjonariusze zatrzymali także trzech mężczyzn powiązanych z neofaszystowskimi organizacjami, którzy wcześniej walczyli na Ukrainie, prawdopodobnie po stronie Rosjan.

W rozmowie z dziennikarzami portalu śledczego Bellingcat wspomniany wcześniej Joachim Furholm, który określa się jako „narodowosocjalistyczny rewolucjonista", powiedział, że po powrocie z Ukrainy „uderzy w swój rząd w każdy możliwy sposób". Swojej groźby do tej pory nie spełnił.

– Część radykałów po powrocie jest rozczarowana tym, co spotkało ich na wojnie, i z czasem staje się mniej agresywna. Problemem są ci, którzy trwając w iluzji, spędzają wolny czas na portalach i forach, gdzie ich poglądy tylko się zaostrzają. To z kolei może ich pchnąć do przemocy – mówi dr Sara Meger, badaczka konfliktów zbrojnych z Uniwersytetu w Melbourne.

To działa jak trucizna

Wraz z kolejnymi zamachami organizowanymi przez radykałów władze i służby państw Zachodu zapowiedziały zdecydowaną walkę z ekstremistami. Na początku tego roku ówczesny brytyjski minister bezpieczeństwa Ben Wallace obiecał, że rząd nie zawaha się postawić przed wymiarem sprawiedliwości neonazistów, którzy zagrażają porządkowi publicznemu. Londyn zapewnia także, że opiera się na sprawdzonym programie zwalczania terroryzmu, który zakłada m.in. uwrażliwianie społeczeństwa na zagrożenia oraz inwigilowanie osób narażonych na radykalizację.

Podobne głosy słychać z Berlina. Pod koniec zeszłego roku nowy szef Urzędu Ochrony Konstytucji Thomas Haldenwang podkreślił, że podległa mu służba kontrwywiadu „zintensyfikuje działania przeciwko prawicowemu ekstremizmowi". Eksperci zwracają jednak uwagę, że wsadzanie radykałów do więzień to wyłącznie metoda doraźna. – Prewencja będzie zawsze lepsza od leczenia na bieżąco. Historia pokazała, że opieranie się wyłącznie na karaniu nie rozwiązuje problemu terroryzmu. Radykalizacja ma podłoże socjalno-ekonomiczne, dlatego musimy się zająć marginalizacją ludzi i ich gniewem – mówi dr Meger.

Pewnym rozwiązaniem mogą być próby reintegracji powracających z Donbasu radykałów ze społeczeństwem. Dziennikarze BBC opisują kilka niedużych organizacji pozarządowych zajmujących się skrajnie prawicowymi środowiskami. Jedna z nich, Exit Norway, skupia się na zrozumieniu przyczyn, dla których ludzie są gotowi dołączyć do neonazistowskich ugrupowań, oraz na wskazywaniu im innej drogi. W podobny sposób działa się z islamistami.

Jak podkreślają wolontariusze Exit Norway, pomagają oni osobom, które są już gotowe, aby opuścić szeregi radykałów, i chcą zmienić swoje życie. Po sprawdzeniu motywacji kandydata rozpoczyna się „kurs" prowadzony często przez byłych członków skrajnych organizacji, którzy zerwali z brutalną przeszłością.

Podobnych grup wsparcia działa coraz więcej w całej Europie. By takie podejście się sprawdziło, potrzeba jednak dobrej woli ze strony zradykalizowanych osób. I tu pojawia się kolejny problem. – Często są to ludzie, którzy negują demokrację, którzy uważają, że otacza ich jedno wielkie kłamstwo, że świat chce ich ograniczyć. Bardzo trudno przekonać kogoś takiego, że nie ma racji i że powinien żyć inaczej – tłumaczy dr Rękawek.

Szczególnie że, jak przyznają sami radykałowie, wojna uzależnia. „To braterstwo, które wytwarza się, kiedy walczysz na śmierć i życie, działa jak trucizna. Nigdy nie brałem narkotyków, ale myślę, że to podobne uczucie" – zwierzył się dziennikarzom Vice jeden z ekstremistów.

Bomba domowej roboty wybuchła styczniowej nocy 2017 roku niedaleko jednego z baraków zamieszkiwanych przez uchodźców. W wyniku eksplozji ciężko ranny w nogi został pracownik ośrodka dla imigrantów w Göteborgu. Szwedzka policja po kilkunastu dniach zatrzymała trzech mężczyzn podejrzanych o zorganizowanie zamachu. Okazało się, że należeli do neonazistowskiego ugrupowania Nordycki Ruch Oporu. Służby szybko ustaliły, że mieli związek z dwoma wcześniejszymi atakami bombowymi w miejscach, w których przebywali uchodźcy.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki