W ciągu trzech dekad kariery zagrał w ponad 40 filmach, które zarobiły ponad 7 mld dolarów. Sam ma na koncie setki milionów. Jest jedną z ostatnich gwiazd w starym stylu. Sławny, przystojny, trochę jak z innej planety. Jednocześnie uchodzi za człowieka ciężkiej pracy, jednego z najsolidniejszych aktorów hollywoodzkich, niezawodnego w czasie zdjęć i potem w okresie promocji. Pracował z wielkimi mistrzami: Martinem Scorsese, Stanleyem Kubrickiem, Stevenem Spielbergem czy Michaelem Mannem, grał z Jackiem Nicholsonem, Paulem Newmanem, Dustinem Hoffmanem. Przeżył czas załamania kariery i perturbacje w życiu osobistym, wstąpił do Kościoła scjentologicznego, od którego całkowite uzależnienie zarzucają mu media. I choć wydaje się, że jego czas przebrzmiał, a Hollywood zapełniają nowe gwiazdy w zupełnie innym stylu, Tom Cruise stale walczy.
Film „Mission Impossible. Fallout", który w wielu krajach premierę miał pod koniec lipca, już zdążył rozbić bank. Pięć poprzednich części przyniosło łącznie 2,8 mld dolarów, żadna nie zjechała poniżej 400 mln dolarów wpływów. Ale szósta pobiła ich rekordy tzw. otwarcia. W pierwszym weekendzie wyświetlania w USA zarobił 61,5 mln dolarów, a na całym świecie – 150 mln.
Cykl „Mission Impossible" staje się fenomenem jak przygody Bonda czy „Gwiezdne wojny". Premiera pierwszego filmu odbyła się 22 maja 1996 roku. Tom Cruise był wówczas u szczytu sławy i to on namówił producentów z Paramount Picture, by przenieść na duży ekran telewizyjny serial szpiegowski. Sam zagrał Ethana Hunta, agenta specjalnej jednostki rządowej Impossible Missions Force (IMF). Był współproducentem filmu i wymyślił pierwszego reżysera, Briana De Palmę.
Od razu założono, że ewentualne sequele zrobią inni twórcy. Kolejną odsłonę zrealizował John Woo, następną miał ożywić David Fincher. Gdy wycofał się, Cruise zarekomendował J.J. Abramsa. On również zaproponował, by przy czwartej „Misji" za kamerą stanął Brad Bird, twórca animowanych przebojów Disneya „Ratatuj" i „Iniemamocni", bo jak mówił, ma on „nieprawdopodobne wyczucie kina akcji". Do piątej części „Mission Impossible. Rogue Nation" zarekomendował Christophera McQuarriego. I on zadecydował, że ten sam reżyser zrealizuje również „szóstkę", zresztą na postawie własnego scenariusza.
– Ta seria filmów to Cruise, Cruise i jeszcze raz Cruise – zapewnia McQuarrie. – To jego talent i energia sprawiają, że ludzie wciąż chcą oglądać Ethana Hunta.