Filip Memches o Swietłanie Aleksijewicz

O Swietłanie Aleksijewicz zrobiło się ostatnio nad Wisłą głośno z uwagi na jej bulwersującą wypowiedź, w której oskarżyła Polaków o współudział w Holokauście.

Aktualizacja: 16.07.2016 21:53 Publikacja: 15.07.2016 02:16

Filip Memches o Swietłanie Aleksijewicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Ja jednak nadal żywię do białoruskiej noblistki słabość. I nie zmieni tego bezmyślny posłuch, jaki daje ona Janowi Tomaszowi Grossowi – socjologowi, którego główną specjalnością stało się udowodnienie tezy o tym, że Polacy są narodem antysemitów.

Aleksijewicz jest mistrzynią reportażu. Za pośrednictwem swoich rozmówców obnaża to, co w nich zostało, mimo krachu ZSRR. Chodzi o człowieka radzieckiego (homo sovieticus), określanego w slangu rosyjskim słowem „sowok".

W tym sensie twórczość pisarki pokrywa się z rezultatem badań przeprowadzonych kilkanaście lat po pierestrojce przez grupę rosyjskich socjologów, między innymi Jurija Lewadę i Lwa Gudkowa: w Rosji człowiek radziecki nie umarł wraz z końcem czerwonego imperium, mało tego, daje on o sobie szczególnie znać w nowych warunkach, gdy nie ma już instytucjonalnego wsparcia, jakie otrzymywał od państwa komunistycznego.

Znamienne jednak, że „sowok" ujawnia się z dużą mocą tam, gdzie się go ruguje. Dobrym tego przykładem jest Ukraina.

Od ponad dwóch lat Kreml usiłuje wmówić całemu światu, że w Kijowie doszli do władzy banderowcy. Z takiego przekazu ma wynikać, że Ukrainą rządzą faszyści, a Rosja to państwo, które pamięta o dramatycznej XX-wiecznej przeszłości i przeciwstawia się brunatnej recydywie. Opowieści, jakie serwuje Moskwa, są oczywiście wierutnym kłamstwem, także dlatego, że nie ma w nich nic o tym, co łączy elity rosyjskie z ukraińskimi.

Trzeba bowiem podkreślić, że tożsamość zarówno Rosjan, jak i Ukraińców została zdeterminowana doświadczeniem radzieckim. Oba narody zostały wręcz przeorane przez epokę ZSRR. Ukształtowała je wspólna radziecka zbiorowa wyobraźnia. I nawet jeśli w wielu rodzinach ukraińskich przechowana została świadomość nacjonalistyczna i antybolszewicka, to przystosowały się one do warunków narzuconych przez władzę radziecką. Swoją drogą innego wyjścia nie było, alternatywą pozostawał antykomunizm – straceńczy i samobójczy. Na to porwały się nieliczne osoby walczące w szeregach UPA z Armią Czerwoną i NKWD nawet do roku 1956.

Ale współcześni nacjonaliści ukraińscy są w ogromnej swojej części już zupełnie innymi ludźmi. Szermując banderowskimi emblematami, zachowują się w wielu przypadkach jak rekonstruktorzy historii, a nie jej uczestnicy. W nich – tak jak we współczesnych konserwatystach rosyjskich stylizujących się na białogwardzistów – też siedzi „sowok".

Pouczający pod tym względem jest życiorys Iriny Farion, w latach 2012–2014 deputowanej do Rady Najwyższej z partii Swoboda. Jeszcze w latach 80. była ona działaczką partii komunistycznej, gorliwie służącą reżimowi radzieckiemu (fakt ten próbowała zresztą ukryć). Wystarczyło jednak, że wiatr historii zaczął inaczej wiać i przemieniła się ona w ukraińską nacjonalistkę dążącą do wyeliminowania języka rosyjskiego z przestrzeni publicznej jej kraju.

W tej sytuacji nie może dziwić problem, jaki władzom w Kijowie nastręcza polska pamięć o rzezi wołyńskiej. Warto tu przywołać znamienną opinię wicepremier Ukrainy Iwanny Kłympusz-Cyncadze wyrażoną w rozmowie z „Rzeczpospolitą". Polityk ta oświadczyła, że nie wiadomo, co się stało na Wołyniu, i dodała: „W jednej książce mogę przeczytać jedno, a w drugiej – drugie". Taki negacjonizm niewiele się różni od obowiązującego w prawie rosyjskim stanowiska, że ZSRR nie dokonał razem z III Rzeszą w roku 1939 napaści na Polskę.

Człowiek radziecki, który się wyłania z książek Aleksijewicz, to ktoś, kto boi się i kłamie, i nie potrafi wyjść poza ten schemat. Jeśli więc dziś elity ukraińskie unikają konfrontacji z prawdą o masakrze wołyńskiej, to dlatego, że boją się utracić tożsamość.

I można nawet tę niezdolność krytycznej refleksji nad sobą zrozumieć – tak jak to wobec bohaterów swojej twórczości czyni białoruska noblistka. Tyle że warto ukraińskim nacjonalistom uprzytamniać, że chcąc nie chcąc, w ten sposób pielęgnują w sobie „sowka", a w efekcie – podobieństwo do znienawidzonego wroga.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Ja jednak nadal żywię do białoruskiej noblistki słabość. I nie zmieni tego bezmyślny posłuch, jaki daje ona Janowi Tomaszowi Grossowi – socjologowi, którego główną specjalnością stało się udowodnienie tezy o tym, że Polacy są narodem antysemitów.

Aleksijewicz jest mistrzynią reportażu. Za pośrednictwem swoich rozmówców obnaża to, co w nich zostało, mimo krachu ZSRR. Chodzi o człowieka radzieckiego (homo sovieticus), określanego w slangu rosyjskim słowem „sowok".

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Refren mojej ballady