Do nakręcenia jego biografii przymierzał się kilkanaście lat temu Andrzej Kotkowski, scenariusz miał pisać Józef Hen, ale zabrakło wsparcia, głównie finansowego. Dopiero sukces rosyjskiego serialu o Annie German uświadomił decydentom, że losy Eugeniusza Bodo to kapitalny materiał filmowy łączący miłosne przygody, przeboje i żarty dawnych kabaretów z koszmarem II wojny oraz sowieckim terrorem. Efekty obecnej pracy ekipy TVP widzowie poznają więc w przyszłym roku.
Gdy ogląda się okładki tygodników sprzed 80 lat, na których Eugeniusz Bodo uśmiecha się w nienaturalny sposób, pokazując dwa rzędy białych zębów, trudno doprawdy uwierzyć, że był kiedyś obiektem westchnień niemal wszystkich Polek. Przypomina podtatusiałego amanta, choć dopiero przekroczył trzydziestkę. Wyglądem odbiega od dzisiejszych kanonów męskiej urody. Nie jest ani typem wiecznego chłopca, ani prawdziwego macho, ale jego kariera może być wciąż wzorem dla tych, którzy marzą o sławie.
Z licznego grona filmowych gwiazdorów, którzy zawładnęli widownią w dwudziestoleciu międzywojennym, tylko on nie popadł w zapomnienie. Dla pokolenia naszych rodziców i dziadków, którzy w czasach PRL pamiętali inną polską rzeczywistość, pozostał idolem. A kiedy w latach 60. i 70. zaczęto przypominać stare filmy z udziałem Eugeniusza Bodo, umocniło to jego legendę. Podobnie jak piosenki, które śpiewał na ekranie, a w naszych czasach przejęli je inni: „Umówiłem się z nią na dziewiątą", „Baby, ach te baby", „Seksapil", „Już taki jestem zimny drań", „Ach, śpij kochanie" i wiele innych. Zawsze dobierał je starannie, nieprzypadkowo do większości filmów z jego udziałem muzykę komponował najpewniejszy w II RP dostawca przebojów – Henryk Wars.
Grywał w komediach, w których jako sklepowy sprzedawca udawał dyplomatę („Jego ekscelencja subiekt") lub był hrabią przebranym za szofera („Jaśnie pan szofer"). Miał też w dorobku role dramatyczne, choćby wysoko ocenionego oficera niemieckiej marynarki w „Wietrze od morza" według powieści Stefana Żeromskiego albo komisarza Szczerby w „Bezimiennych bohaterach" o pracy polskiej policji. Do tego filmu sam zresztą napisał scenariusz.
Gwiazdor
Jego filmografia liczy ponad 30 tytułów, ale dają one tylko częściowe wyobrażenie o aktorstwie Eugeniusza Bodo. On zresztą początkowo nie miał przekonania do ekranowych opowieści. Przed kamerą stanął po raz pierwszy w 1925 roku w komedii „Rywale", uznanej potem za jedno z większych osiągnięć polskiego kina niemego. Miał wówczas 26 lat i nazwisko wyrobione występami w kabaretach z legendarnym Qui Pro Quo na czele, co dla niego było znacznie bardziej prestiżowe.