Psycholog: Zestresowani Polacy w poszukiwaniu przyjemności

Z badań wynika, że Polacy są silnie zestresowani. Ucieczka w ekstremalne sporty czy doznania to skuteczny sposób, by odciąć się od wszelkich problemów poznawczych i życiowych bolączek - mówi Szymon Wichary, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Aktualizacja: 25.06.2017 14:53 Publikacja: 23.06.2017 00:01

Szymon Wichary, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Warszawie

Szymon Wichary, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Warszawie

Foto: Rzeczpospolita

Plus Minus: „Tkwi we mnie coś, co sprawia, że nie interesuje mnie gra o małe stawki. Dla mnie liczy się jedynie „naj". Tylko to mnie bierze naprawdę" – mówił o sobie Jerzy Kukuczka, zdobywca Korony Himalajów. Czym jest to „coś"? Walecznością, ambicją?

Biologią. Z badań wynika, że duża część naszej życiowej aktywności jest zdeterminowana biologicznie. Okazuje się, że skłonność do podejmowania ryzykownych i niebezpiecznych działań sterowana jest układem pierwotnych sił, które w toku ewolucji nauczyliśmy się kontrolować. Jako psycholog zdrapuję zatem lukier sloganów o „waleczności serc" miłośników ryzyka czy sportów ekstremalnych. Badam, co naprawdę kieruje w ich mózgu decyzją o podjęciu niebezpiecznej gry i czemu w istocie ona służy.

Musi to być coś niezwykle ważnego. Miłośniczka mocnych wrażeń Wioletta Rosłan zdecydowała się kilka lat temu na skok ze spadochronem z 300-metrowej skały Via Ferrata w Szwajcarii, mimo że była w czwartym miesiącu ciąży. Zginęła.

Takimi zachowaniami steruje sprzężony mechanizm, to cały układ sił. Przede wszystkim sytuacje związane z ryzykiem pobudzają w naszym organizmie układ stresu. Szybciej bije nam wtedy serce i pocą się dłonie. Ciekawsze jest jednak to, co dzieje się w mózgu: oto wydziela się zbawcza noradrenalina, która zawęża uwagę i pozwala się głęboko skoncentrować. Podejmując niebezpieczne wyzwanie czy wprowadzając się w stan zagrożenia, wchodzimy w tunel poznawczy, gdzie możemy dać z siebie wszystko.

Jak wygląda tunel poznawczy?

W czasie silnego stresu pole widzenia zawęża się, dając wrażenie drogi przez wąski tunel. Czujemy wtedy „nadludzki" przypływ sił i osiągamy zdolność maksymalnej koncentracji na rozwiązaniu problemu. Czas rozciąga się wtedy jak guma, przesuwa w zwolnionym tempie kadr po kadrze. W tych krytycznych momentach odkrywamy w sobie niespodziewane zasoby wiedzy i umiejętności, co, w razie „wygranej", bardzo silnie dowartościowuje.

„W ciągu kilku sekund swobodnego spadania dostałem tak gigantyczny zastrzyk energii, że po wypięciu się z uprzęży czułem się panem świata" – wspomina skok na bungee internauta na forum.

O to chodzi. Co więcej, wystawianie się na stres pozwala nam uwolnić się od nurtujących nas na co dzień problemów. Idźmy dalej: stresowi towarzyszy zniesienie czucia bólu, czyli analgezja. Zarządza tym układ opioidowy, czyli substancje wywołujące poczucie szczęścia i euforii: endorfiny, enkefaliny i dynorfiny. Ucieczka w ekstremalne sporty czy doznania to zatem skuteczny sposób, by odciąć się od wszelkich problemów poznawczych i życiowych bolączek.

Jasne, tunel poznawczy to idealne miejsce, by zrzucić swój krzyż. Szczególnie że częste wystawianie się na kalectwo może zmienić pewnego dnia nasze mniemanie o skali bólu istnienia.

Pani ironizuje, ale życiowe tarapaty trudno jest lekceważyć. Badania mówią, że ten sam układ, który uaktywnia się, gdy doznajemy fizycznego bólu, działa także wtedy, gdy cierpimy duchowo lub zmagamy się z problemem trudnym do rozwiązania. Potwierdza to tezę, że myślenie boli. Niemniej ucieczka od kłopotów to jednak nie wszystko. Głównym motywatorem miłośników mocnych wrażeń jest bowiem silna skłonność do zdobywania „nagród".

Czyli?

Poszukiwania przyjemności. W latach 50. XX wieku naukowcy przypadkiem zauważyli, że jeśli drażnią elektrodami odpowiednie punkty w mózgu szczura, dąży on do ich ponownego pobudzenia, naciskając na dźwignię włączającą impulsy nawet 2000 razy na godzinę, aż do zupełnego wyczerpania. Tak odkryto ośrodek przyjemności zwany układem nagrody. Powstał, by motywować nas do podjęcia biologicznie ważnych czynności: jedzenia czy seksu. Także zachowań agresywnych umożliwiających walkę o przetrwanie czy mierzenie się z niebezpieczeństwem, o których mówimy.

Jak działa ten układ?

W czasie zachowania korzystnego dla jednostki wyzwala się dopamina, która pobudzając układ nagrody, wywołuje w nas uczucie przyjemności, euforię i zachwyt. Co więcej, z czasem okazało się, że układ nagrody działa nie tylko w celu zaspokajania podstawowych popędów, ale uaktywnia się też, gdy oglądamy piękne twarze czy samochody lub gramy w gry wideo, innymi słowy, w trakcie czynności ocenianych jako przyjemne. Także pod wpływem większości używek.

W publikacjach Instytutu Biologii Doświadczalnej PAN napisano, że smaczne jedzenie wywołuje wzrost wydzielania dopaminy o 50 proc., seks do 100 proc., alkohol do 200 proc., nikotyna – 225 proc., kokaina – 400 proc., amfetamina zaś aż o 1000 proc. Czy to słynny „adrenalinowy haj"?

Uściślę. Mówi się o adrenalinie, ale tak naprawdę za ów stan euforii odpowiada triada substancji: dopamina, noradrenalina i adrenalina. Rola tej pierwszej jest przy tym największa. Co ciekawe, dopamina zaczyna uwalniać się już na samą myśl, że nadchodzi przyjemność. To ona wprawia nas w stan „chcenia", pożądania nagrody.

„Gdy staje się na wierzchołku, nie ma wybuchu szczęścia. Szczęście przeżywa się, gdy wszystko pozostaje jeszcze przed tobą, gdy jesteś tuż przed. To właśnie jest czas szczęścia" – pisał cytowany już Jerzy Kukuczka w książce „Mój pionowy świat".

O tym mówię. Co więcej, zdajmy sobie sprawę, że człowiek to zwierzę społeczne. Mimo że poszukujemy różnych nagród: jedzenia czy seksu, najsilniejsze bodźce związane są z życiem w grupie i aprobatą innych. Ludzki podziw i uznanie to bardzo silna nagroda, podczas gdy ostracyzm społeczny jest dotkliwą karą, skutkującą, powtórzę, uaktywnieniem się ośrodków związanych z fizycznym bólem.

Samoocena zależy od tego, co mówią o nas inni?

W dużej mierze. Inni ludzie to lustro, w którym się przeglądamy, więc gdy pokonawszy na nartach niemal pionowy stok wstawi pani zdjęcia na Facebooka w oczekiwaniu „głasków", zyska pani wyraźną, niekwestionowaną aprobatę internautów, a pani społeczna twarz wypięknieje. A nie stanie się tak dzięki żadnemu wywiadowi, choćby z samym Donaldem Trumpem.

Skąd ta pewność?

Stąd, że w przypadku osiągnięć intelektualnych czy innych dobre jest zwykle to, co się komu podoba, a często znajdą się krytykanci. W przypadku sportów ekstremalnych nagroda jest bezdyskusyjna. Osiągnięcie celu oznacza, że zrobiliśmy dobrą robotę i wszelkich „ale" brak.

„Zwyciężyłem nie górę czy pogodę, lecz siebie, swoją słabość i swój strach. Tych chwil nie oddam nikomu i jeżeli muszę w drodze do szczytu pokonywać przeszkody i ocierać się o nigdy nieokreśloną granicę między kalkulowanym ryzykiem a ryzykanctwem, to trudno, zgadzam się. Zgadzam się na walkę ze wszystkimi niebezpieczeństwami, które na mnie czyhają. Zgadzam się na wiatry, które tygodniami biją w ściany namiotów i doprowadzają do granicy szaleństwa. Zgadzam się na drogi prowadzone na granicy wytrzymałości. Nagroda, którą otrzymuję, jest niebotycznie wielka. Jest nią radość życia" – jeszcze jeden cytat z książki Jerzego Kukuczki.

Cóż, uwalniane w mózgu opioidy, o których mówiłem, niosą wtedy poczucie spełnienia i rozluźniają nas. To w końcu te same substancje, które wydzielają się podczas orgazmu.

Jeśli to tylko automatyczna reakcja organizmu i ślepy wyrzut hormonów, to można ją prowokować bezpieczniej. Może intensywnie pobiegać?

To nie takie proste. Podstawą działania układu nagrody jest przymus stopniowania bodźców. Chodzi o to, że przyzwyczajamy się do zdobywanych nagród i do osiągnięcia satysfakcji potrzebujemy z czasem coraz większych. Jeśli nagroda zgodna jest z naszymi oczekiwaniami, kolejnego wyrzutu dopaminy już nie ma. Jeśli zaś gorsza, poziom tej substancji spada, dając nam poczucie nudy i niespełnienia. Podobnie w seksie obserwujemy efekt Coolidge'a: męskie libido rośnie w momencie zmiany partnerki seksualnej...

Szczęśliwie, wśród fauny zjawisko to obserwuje się także u samic. Wracając do sportu: apetyt rośnie zatem w miarę jedzenia, a my, by cokolwiek poczuć, katujemy organizm w górskim Biegu Rzeźnika Hardcore na dystansie 100 km.

Oceniając jednak stopień „ryzykanctwa" biegacza, himalaisty czy paralotniarza, weźmy pod uwagę, że to, co laikowi wydaje się karkołomne, dla eksperta jest jedynie wyzwaniem. Wie, co ma robić, a poprawne wykonanie każdej z tych czynności także jest nagradzające. Cóż, nawet jedzenie pałeczkami na pierwszy rzut oka wydaje się sztuką.

„Wolę krótkie i intensywne życie niż długą i nudną egzystencję. Wspinaczka solowa jest dla mnie filozofią życiową i nie ma nic wspólnego ze sportem. Nie jestem żadnym samobójcą, lecz graczem. Gram z życiem i śmiercią" – mówi o sobie wspinający się na wieżowce Robert Alain Philippe, zwany francuskim Spidermanem.

Pyta pani, jak nie bać się śmierci? To proste, gdy potrafimy nie zauważać takiego ryzyka. Działa tu kolejny mechanizm będący najnowszym krzykiem ewolucji sprzed 25 mln lat: przedczołowa kora mózgowa. Przetwarza ona dalszy możliwy bieg wydarzeń. Gdy mamy ją aktywną, wyświetla nam przed oczami rozliczne możliwości decyzyjne. Jej pasywność zaś sprawia, że nie jesteśmy w stanie dostrzec i wziąć pod uwagę możliwych konsekwencji naszych czynów.

Jak zbadać aktywność kory mózgowej?

Robi się to encefalografem. Pytała pani przed wywiadem o domorosłego rajdowca zwanego Frogiem urządzającego nocne wyścigi po Warszawie. U takich osób w momencie podejmowania ryzyka przedczołowa kora mózgowa, szczególnie w prawej półkuli, jest prawdopodobnie mało aktywna, co prowadzi do widzenia jedynie ścieżki „tu i teraz"...

...czyli „wcisnę gaz do dechy, będę miał „fun", a jak wstawię filmik na YouTube'a, to będzie aplauz"?

Tak. Inne możliwości rozwoju sytuacji być może nie przyszły mu do głowy lub wydały się niegroźne. Aktywność prawej kory przedczołowej zmniejsza naszą skłonność do ryzyka i odwrotnie. Widać to w warunkach laboratoryjnych, gdy można manipulować, uaktywniając ją słabym prądem lub dezaktywując magnetyczną stymulacją przezczaszkową.

Boję się zapytać, czy robi pan to także komercyjnie. Można w ten sposób stworzyć armię cyborgów do różnych rodzajów działań.

(śmiech) Być może robi to np. amerykańskie wojsko.

Dr Piotr Próchniak z Akademii Pomorskiej w Słupsku badał stosunek do śmierci wśród sportowców ekstremalnych. Okazało się, że częściej niż inne grupy preferują oni szybką śmierć. Głęboko wierzą też, że potrafią kontrolować każdą sytuację, a „dobry los" czuwa nad nimi w obliczu ryzyka utraty życia.

To właśnie skłonność do zaniedbywania możliwości negatywnych konsekwencji, o której mówiłem. Kolejnym zaś mechanizmem pchającym nas ku wycieczkom po dżungli i innym takim są hormony: głównie testosteron. Większym ryzykantem jest przy tym mężczyzna, mający go około ośmiu razy więcej niż kobieta. Poziom testosteronu pozytywnie koreluje też z ekstrawersją i impulsywnością. Hormon ten podawany szczurom powoduje wyrzut dopaminy, każąc im poszukiwać nagród.

Co z kobietami?

U nich podobną rolę może pełnić estradiol. Wyższy poziom tego hormonu wiąże się z większą aktywnością, wytrzymałością i niską reaktywnością emocjonalną, czyli kobiety takie trudniej zdenerwować. Na przeciwnym biegunie wśród ludzi unikających ryzyka plasują się zaś w badaniach osoby wysoce neurotyczne: reagujące strachem, skłonne do wycofywania się, także z niepewnego układu.

Dlatego to ryzykanci i wizjonerzy zbudowali współczesny świat bez względu na to, czy kierowała nimi ciekawość świata, chciwość czy raczej głód.

Owszem, nie wychodząc z własnej „strefy komfortu", wciąż żylibyśmy pewnie w ziemiankach. Badania włoskich emigrantów wykazały wysoki stopień ekstrawersji i niski neurotyzm. Skłonność do migracji wiąże się bowiem z wysoką gotowością do ryzyka. Proszę zauważyć przy tym, że cechy psychiczne nie są jednoznacznie dobre ani złe. Aktywność wraz z wytrzymałością daje odporność na stres, zmniejsza prawdopodobieństwo wypalenia zawodowego czy traumy pourazowej. Z drugiej strony może skłaniać do brawury, podejmowania ryzyka i lekceważenia negatywnych konsekwencji.

Tylko czy ryzykanctwo w czasie przeznaczonym na rekreację przekłada się na interesy, miłość czy inne dziedziny życia?

Badania nie wykazują silnego, bezpośredniego związku między podejmowaniem ryzyka w różnych dziedzinach życia. Tyle że cechy związane z temperamentem – aktywność czy wytrzymałość – są stałe. Przenikają też wszelkie nasze życiowe działania, co sugeruje, że stopień naszej skłonności do ryzyka może być stały.

W czasach konfliktu zbrojnego Robert Kubica zostałby więc bohaterem wojennym?

To nie tak. Bohaterem można zostać, nie mając skłonności do ryzyka, lepiej więc unikać takich uproszczeń. Owszem, ekstrawersja może przełożyć się na dobrowolne przystanie do armii, do bohaterstwa jednak jeszcze stąd daleko. Dla wielu ludzi, również dla neurotyków, wojna jest rozwiązaniem problemów i oczyszczeniem życiowego pola, niweluje bowiem lub upraszcza wszelkie istniejące konflikty. Pisał o tym szwajcarski psychiatra Carl Gustaw Jung. Stawiając nas wobec prostych, jednoznacznych rozwiązań – uciekaj albo walcz – wojna często leczy ludzi z nerwicy...

...innych wpędzając za to w traumę. Zostawmy wojnę. Na razie wydaje się, że trwonimy życie dla chwili przyjemności. Wstrząsająco opowiada o tym film Sławomira Pstronga „Cisza" z 2010 r. poświęcony licealistom z Tychów, którzy zginęli pod lawiną, wchodząc zimą na Rysy. Ryzykanci nie dbają o cierpienie bliskich?

Nie zawsze potrafią. Przesądza o tym ta sama skłonność do lekceważenia negatywnych konsekwencji, o której mówiłem. Po pierwsze, ze słabą aktywnością przedczołowej kory mózgowej wiąże się niskie poczucie empatii. Po drugie, rosnący poziom stresu zawęża uwagę, hamując w nas zdolności patrzenia z perspektywy innych ludzi i reagowania na nich z empatią. Częste narażanie się na stres sprawia, że sygnał empatii w naszym mózgu jest w ogóle słaby.

Po tragicznej śmierci Deana Potera, słynnego wspinacza i miłośnika latania, zwanego „Czarnoksiężnikiem z Yosemite" (to park narodowy w Kalifornii) komentarze w internecie były krańcowo różne: od podziwu dla człowieka żyjącego pełnią życia po wpisy w stylu „niedojrzały Piotruś Pan". Czy oddawanie się tak ryzykownym przyjemnościom idzie w parze z dojrzałą osobowością?

Jako psycholog próbuję zrozumieć ludzkie zachowania, nie dokonując oceny moralnej. Uważam jednak, że najsilniejszą nagrodą jest bycie wśród ludzi. Owszem, jazda w tunelu poznawczym jest nagradzająca, bo przetrwanie zagrożenia to stary, ewolucyjny problem. Równie skutecznie można jednak dostarczać sobie przyjemności w bardziej racjonalny sposób. Zważając na możliwe konsekwencje i opinie bliskich, a nie tylko własny „fun".

Jak?

By zadziałał opisany mechanizm, wystarczy zrobić na przykład coś dla innych. Zauważmy też, że skłonność do ryzyka jest typowa dla nastoletnich chłopców: niedojrzałych, lecz wrażliwych na nagrody społeczne utwierdzające ich w przekonaniu, że są nie tyle świetni, ile lepsi od innych. Badano, w jakich okolicznościach kierowcy hamują, a kiedy dodają gazu, gdy zapala się żółte światło.

I co się okazało?

Przyspieszały najczęściej nastolatki, gdy obok siedział rówieśnik. Jeśli podobnie zachowujemy się jako dorośli, może być to pozostałością z wcześniejszych etapów rozwoju. Dojrzałość zaś, o którą pani pyta, może polegać na tym, że uwalniamy się od potrzeby zdobywania takich społecznych nagród. Inna sprawa, że skłonność do ryzyka naturalnie maleje wraz z rosnącym wiekiem.

Dlaczego?

Co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, za sprawą późnego dojrzewania połączeń przedczołowej kory mózgowej z innymi ośrodkami mózgu. Połączenia te (odpowiadające za wizualizację konsekwencji) w pełni kształtują się około 30. roku życia. U kobiet wcześniej niż u mężczyzn. Z wiekiem spada też poziom hormonów płciowych, czyli silnik napędzający w nas pożądanie nagród słabnie...

...o ile nie jesteśmy w nałogu. Do uzależnienia od adrenaliny przyznali się nie tylko były mistrz samochodowej Formuły 1 Michael Schumacher czy były korespondent wojenny, fotoreporter Piotr Andrews, lecz czynią to także pracownicy pogotowia ratunkowego i korporacji. Bójki, dopalacze, seks bez zabezpieczeń, szaleńcza jazda samochodem to tylko niektóre sposoby, w jaki sobie ponoć pomagają.

Znowu uściślę: jest to raczej uzależnienie od dopaminy. To układ dopaminowy, o którym mówimy, związany jest z uzależnieniami behawioralnymi, czyli od hazardu, seksu, zakupów, jedzenia czy internetu. Na uzależnionych silnie działa przy tym nie tyle nagroda, ile sama jej zapowiedź. Seksoholicy na przykład silniej niż inni reagują już na filmy pornograficzne, nie tyle na sam akt.

Dlaczego jedni popadają w nałóg, potrzebując coraz większej stymulacji, by osiągnąć ów wyrzut dopaminy, a inni nie?

Dużą rolę odgrywają tu geny mające wpływ na „wydajność" i „wrażliwość" układu dopaminowego. U niektórych poziom dopaminy w korze mózgowej jest tak niski, że szukają niebezpieczeństwa, by go podwyższyć. Podobnie u dzieci z ADHD (zespołem nadpobudliwości z deficytem uwagi): poziom dopaminy i noradrenaliny w mózgu jest tak mały, że muszą przyjmować leki go podwyższające, by nie demolować np. otoczenia w poszukiwaniu stymulacji.

Sonda marketingowa serwisu „Prezent Marzeń", organizatora m.in. ekstremalnych rozrywek, wykazała, że zainteresowanie Polaków skokami spadochronowymi czy rajdami terenowymi stale rośnie.

Z jednej strony to tylko jedna z wielu mód przybyłych z Zachodu, będących efektem przesytu dóbr materialnych, z drugiej jednak jakoś wpisuje się w naszą sytuację społeczną. Dlaczego? Z badań wynika, że Polacy są silnie zestresowani. Aż 10–16 proc. z nas cierpi na zaburzenia po stresie traumatycznym, a to więcej niż w innych krajach europejskich.

Skąd ta trauma?

Z kilku, także odległych, źródeł. Jednym z nich jest II wojna światowa: trauma bowiem przenosi się z pokolenia na pokolenie. Poddani takiemu stresowi rodzice prezentują style wychowawcze traumatyzujące dzieci. Kolejne źródło to powojenna historia: represje czy trudne warunki ekonomiczne, z którymi próbowaliśmy sobie radzić w zgubny sposób...

Czyli?

Zapijając alkoholem czy uciekając w hazard, zamiast poddać się terapii. Widzi pani, w pracy naukowej staram się zrozumieć mechanizmy podejmowania decyzji. I cóż? Wiele wskazuje na to, że alkohol, lejąc się w naszej historii szerokim strumieniem, wpływał na podejmowanie decyzji nie tylko osobistych, ale też politycznych i wojskowych.

W jaki sposób?

Alkohol hamuje działanie przedczołowej kory mózgowej, o której już mówiłem, dezaktywując ją. Tym samym zaś znosi hamulce i zwiększa skłonność do ryzyka, wpływając na nasze decyzje. Podam przykład: proszę pomyśleć, ilu ludzi nadal by żyło, gdyby nie decyzja o kąpieli w morzu podjęta pod wpływem kilku drinków.

Mówił pan o przenoszeniu traumy, ale to chyba nie wszystko. Co najmocniej stresuje nas współcześnie?

Choćby informacyjny szum. Żyjemy w środowisku, w którym dosięga nas zbyt wiele bodźców. To nieprawda, że natłok komunikatów dobiegający z mediów, także społecznościowych, mija nas, odchodząc w siną dal. Przeciwnie: każda informacja niesie z sobą opinię, która w nas zostaje. Problem w tym, że opinie te bywają sprzeczne, co rodzi wewnętrzny konflikt, chaos i dezorientację. Wielu ludzi potrzebuje tymczasem jednej, prostej ścieżki. Jednolitego systemu wartości. Dobra i zła. W dobie informacyjnego szumu pożądamy sytuacji jednoznacznych, a te wiążące się z ekstremalnym ryzykiem takie właśnie są.

Dr Szymon Wichary w pracy naukowej bada psychologiczne i biologiczne mechanizmy podejmowania decyzji.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: „Tkwi we mnie coś, co sprawia, że nie interesuje mnie gra o małe stawki. Dla mnie liczy się jedynie „naj". Tylko to mnie bierze naprawdę" – mówił o sobie Jerzy Kukuczka, zdobywca Korony Himalajów. Czym jest to „coś"? Walecznością, ambicją?

Biologią. Z badań wynika, że duża część naszej życiowej aktywności jest zdeterminowana biologicznie. Okazuje się, że skłonność do podejmowania ryzykownych i niebezpiecznych działań sterowana jest układem pierwotnych sił, które w toku ewolucji nauczyliśmy się kontrolować. Jako psycholog zdrapuję zatem lukier sloganów o „waleczności serc" miłośników ryzyka czy sportów ekstremalnych. Badam, co naprawdę kieruje w ich mózgu decyzją o podjęciu niebezpiecznej gry i czemu w istocie ona służy.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie