Pełnienie tej funkcji gwarantowało utrzymanie i bezpieczeństwo ze strony okupanta, dlatego Armia Krajowa, z którą współpracował Rudolf Weigl, kierowała do tej roli najwybitniejszych intelektualistów, prawników, dyplomatów, lekarzy – członków elity. Klateczki, w których znajdowały się zarażone wszy, przykładano na kilka godzin do skóry karmiciela. To było całe jego zadanie. Prawie.
Pomimo szczepionki, jaką otrzymywali pojący swoją krwią wszy Polacy, część z nich zarażała się tyfusem. Pozostali musieli sobie radzić ze skutkami ubocznymi swojej profesji: wysychającą, cienką i nieustannie swędząca skórą, ciągłymi wahaniami temperatury ciała, która w ciągu doby zmieniała się nawet o 5, 6 stopni Celsjusza, związanymi z tym stanami delirycznego otępienia.
Jednym z „karmicieli" był Mirosław Żuławski. Kiedy 26 lat po zakończeniu wojny jego syn Andrzej Żuławski kręcił swój pierwszy film, oparł go właśnie na tej historii. „Postanowiłem stworzyć film o tym, skąd jestem, z jakiej krwi się urodziłem, z krwi zatrutej wszami" – mówił.
„Trzecia część nocy" Żuławskiego to najlepsza, najbardziej uniwersalna opowieść o doświadczaniu przez Polaków wojny, jaka pojawiła się w polskiej kulturze. Przez pryzmat własnej historii rodzinnej Żuławski uchwycił sedno traumy, jaką wciąż stanowi dla nas nie tylko druga wojna światowa, ale cały XX wiek. Przetrwanie polskiej wspólnoty odbyło się ogromnym kosztem. Każdy z nas rodzi się obciążony tym, że jest Polakiem. Każdy z nas urodził się z krwi zatrutej wszami. Te wszy mogły mieć różny kształt: złamanych życiorysów naszych dziadków, zniszczonych miast, ubeckich aresztów, wszechobecnych donosów.
Próbujemy maskować to pęknięcie w nas samych na różne sposoby. Wkładamy kostiumy, które mają je przykryć. Z jednej strony wyzwalającego się z polskości Europejczyka, z drugiej dumnego Sarmaty, obywatela „Polski od morza do morza". Z jednej strony ucieczka w przyszłość, z drugiej – w przeszłość. Ale kostiumy tylko maskują zranienie, nie sprawiają, że zacznie się ono goić.