Jan Maciejewski: Narodzeni z krwi zatrutej wszami

Okupowany przez Niemców Lwów. Mała medyczna placówka, instytut kierowany przez prof. Weigla, gdzie wytwarzana jest szczepionka przeciwko tyfusowi. W procesie jej przygotowywania konieczny jest udział kilkudziesięciu „karmicieli" zarażonych tyfusem wszy.

Aktualizacja: 18.06.2017 16:42 Publikacja: 18.06.2017 00:01

Jan Maciejewski: Narodzeni z krwi zatrutej wszami

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Pełnienie tej funkcji gwarantowało utrzymanie i bezpieczeństwo ze strony okupanta, dlatego Armia Krajowa, z którą współpracował Rudolf Weigl, kierowała do tej roli najwybitniejszych intelektualistów, prawników, dyplomatów, lekarzy – członków elity. Klateczki, w których znajdowały się zarażone wszy, przykładano na kilka godzin do skóry karmiciela. To było całe jego zadanie. Prawie.

Pomimo szczepionki, jaką otrzymywali pojący swoją krwią wszy Polacy, część z nich zarażała się tyfusem. Pozostali musieli sobie radzić ze skutkami ubocznymi swojej profesji: wysychającą, cienką i nieustannie swędząca skórą, ciągłymi wahaniami temperatury ciała, która w ciągu doby zmieniała się nawet o 5, 6 stopni Celsjusza, związanymi z tym stanami delirycznego otępienia.

Jednym z „karmicieli" był Mirosław Żuławski. Kiedy 26 lat po zakończeniu wojny jego syn Andrzej Żuławski kręcił swój pierwszy film, oparł go właśnie na tej historii. „Postanowiłem stworzyć film o tym, skąd jestem, z jakiej krwi się urodziłem, z krwi zatrutej wszami" – mówił.

„Trzecia część nocy" Żuławskiego to najlepsza, najbardziej uniwersalna opowieść o doświadczaniu przez Polaków wojny, jaka pojawiła się w polskiej kulturze. Przez pryzmat własnej historii rodzinnej Żuławski uchwycił sedno traumy, jaką wciąż stanowi dla nas nie tylko druga wojna światowa, ale cały XX wiek. Przetrwanie polskiej wspólnoty odbyło się ogromnym kosztem. Każdy z nas rodzi się obciążony tym, że jest Polakiem. Każdy z nas urodził się z krwi zatrutej wszami. Te wszy mogły mieć różny kształt: złamanych życiorysów naszych dziadków, zniszczonych miast, ubeckich aresztów, wszechobecnych donosów.

Próbujemy maskować to pęknięcie w nas samych na różne sposoby. Wkładamy kostiumy, które mają je przykryć. Z jednej strony wyzwalającego się z polskości Europejczyka, z drugiej dumnego Sarmaty, obywatela „Polski od morza do morza". Z jednej strony ucieczka w przyszłość, z drugiej – w przeszłość. Ale kostiumy tylko maskują zranienie, nie sprawiają, że zacznie się ono goić.

Remi Brague w eseju „Europa. Droga rzymska" opisuje tożsamość starożytnych Rzymian i to, jak ukształtowali oni kondycję całej cywilizacji europejskiej. To tożsamość, którą Brague ilustruje za pomocą wynalezionego przez Rzymian akweduktu. Budowli rozpiętej pomiędzy brzegami różnej wysokości. Być „rzymskim" to trwać „pomiędzy", „mieć za sobą godny naśladowania klasycyzm, przed sobą zaś barbarię, którą trzeba sobie podporządkować". Rzymianie żyli w ciągłym kompleksie Greków, których co prawda podporządkowali sobie militarnie i politycznie, ale którzy przewyższali ich kulturowo. Jednocześnie potrafili się uczyć greckiej cywilizacji, z poczucia niższości czerpać siłę do wspinania się. Byli parweniuszami, którzy z poczucia niższości uczynili swój największy atut.

„Rzymskość" opisywana przez Brague'a jest jednocześnie czymś bardzo różnym i podobnym do tego, co pozwoliłoby Polakom wydobyć się z zaklętego kręgu przeszłości i winy. Grekami współczesnych Polaków są pokolenia naszych dziadków. Jeżeli na ich cierpienie i poświęcenia zaczniemy patrzeć nie jak na cenę, za którą wykupili oni możliwość naszego istnienia, ale jak na lekcję, które możemy od nich pobierać, otworzy się dla nas droga w górę. Alternatywą dla ucieczek w przeszłość lub przyszłość jest trwanie tu i teraz; trwanie pomiędzy cierpieniem, które jest za nami, a tym, jak wykorzystamy szansę, którą dzięki niemu dostaliśmy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Pełnienie tej funkcji gwarantowało utrzymanie i bezpieczeństwo ze strony okupanta, dlatego Armia Krajowa, z którą współpracował Rudolf Weigl, kierowała do tej roli najwybitniejszych intelektualistów, prawników, dyplomatów, lekarzy – członków elity. Klateczki, w których znajdowały się zarażone wszy, przykładano na kilka godzin do skóry karmiciela. To było całe jego zadanie. Prawie.

Pomimo szczepionki, jaką otrzymywali pojący swoją krwią wszy Polacy, część z nich zarażała się tyfusem. Pozostali musieli sobie radzić ze skutkami ubocznymi swojej profesji: wysychającą, cienką i nieustannie swędząca skórą, ciągłymi wahaniami temperatury ciała, która w ciągu doby zmieniała się nawet o 5, 6 stopni Celsjusza, związanymi z tym stanami delirycznego otępienia.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Irena Lasota: Po wyborach