Prawo podąża jednak za procesem sterylizacji.
Umieściliśmy syna w tzw. szkole demokratycznej, gdzie dzieciom na wiele się pozwala, ale też mają sporo odpowiedzialności. Tam nie ma problemu, że dzieci chodzą po drzewach. Współczesne dzieciaki nie znają trzepaków, zabrania im się robić wielu rzeczy, które dla nas były codziennością. I one na tym tracą. Nie tylko w sensie mobilności, ale rozwoju w ogóle. Postępuje niepotrzebna bojaźń i skutkuje to blokadami w życiu dorosłym.
Czy grupy rekonstrukcyjne i organizacje paramilitarne typu WOT odsysają potencjalnych harcerzy?
Nie mam takiego wrażenia, tym bardziej że liczba harcerzy w okolicach 2014 r. przestała w końcu maleć. Zatrzymała się na ok. 100 tys. i od tamtej pory wzrasta.
A jeszcze w latach 90. było kilkaset tysięcy harcerzy.
Trudno ukrywać, że mieliśmy problemy nie tylko z dostosowaniem struktury i sposobów finansowania do nowych czasów, ale też zaczęły się poważne problemy wizerunkowe. Harcerstwo stało się po prostu niemodne, trąciło myszką.
Co się teraz zmieniło?
Po pierwsze, stabilizacja administracyjno-finansowa ZHP. Zdecydowana większość chorągwi, jak również centrala organizacji – Główna Kwatera ZHP, pospłacała długi i nauczyła się zdobywać pieniądze. W związku z tym kierownictwo ZHP ma więcej czasu na rozwój programu, budowanie wizerunku i realizowanie wizji. Nie musi się opędzać od komorników, co miało miejsce jeszcze dziewięć–dziesięć lat temu.
Drugim czynnikiem stymulującym wzrost liczby harcerzy jest zmiana myślenia wewnątrz organizacji. Przy świadomości tego, jak bogaty wybór zajęć mają dzisiaj dzieci i młodzież, staramy się równie atrakcyjnie promować nasze wartości i organizację.
ZHP się zmieniło, ale może i w ludziach coś się zmieniło?
Wraca sentyment do wartości, które na szczęście jeszcze nie zniknęły. Od kilku lat w Polsce jest już nam na tyle dobrze, że wielu z nas – mam na myśli głównie mieszkańców dużych miast – myśli sobie: „Po co mi trzeci samochód albo czwarty dom?". Coraz więcej osób dochodzi do wniosku, że dadzą coś z siebie innym. Ludzie angażują się w pomoc dla domów dziecka, schronisk dla zwierząt. Ten powrót do wartości dokonuje się nie w dzieciach, ale bardziej w rodzicach, czyli ludziach w wieku 35–45 lat, czyli pokolenia, które jeszcze załapało się na okres świetności harcerstwa i ma dobre wspomnienia. Dlatego zapisują oni do harcerstwa swoje dzieci.
Czym jeszcze różni się praca z dzisiejszą młodzieżą?
Gdy sobie porównuję to wszystko z latami 80. i 90., to mam wrażenie, że najbardziej widoczny jest brak uważności na drugiego człowieka. Ludzie robią często coś sami dla siebie i czują się w tym najważniejsi. Nie ma nic złego w tym, żeby się troszczyć o siebie, ale samorozwój opiera się na współpracy z innymi. To także wyzwania w grupie społecznej, rozumienie innych, a nawet ścieranie się z innymi. Samemu to można być pustelnikiem.
A co z tymi wszystkimi NGO'sami i fundacjami, których dziś jest mnóstwo?
Często troszczymy się o innych nie dlatego, bo jest to ważne, tylko po to, by pochwalić się, że jesteśmy aktywni społecznie i wpisać to sobie do CV. Mam wrażenie, że takiej „wsobności" nie było w latach 80., a dziś ona jest mocno widoczna.
Może to kwestia naszego zabiegania?
Raczej przesadnego pojmowania samorozwoju. Ważne jest „ja" i mój siedemnasty fakultet. Co do zasady to jest dobre, sam mam dwa fakultety, zrobiłem studia MBA, ale nie uważam, żeby to było najważniejsze.
Kiedy się zaczęła ta nieuważność?
Moje pokolenie musiało się przebijać, szukać pracy i wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu pieniędzy. Gdy urodziły nam się dzieci, to cieszyliśmy się, że one już nie muszą tego robić. „Niech się uczą" – myśleliśmy. Właśnie wtedy narodził się ten chory pęd, by dziecko skończyło siedem szkół i znało cztery języki, zanim skończy dziesięć lat. Zabieramy im dzieciństwo. Po co?
Żeby miały dobry start.
Co im da średnia 6,2? Wartość polega na przeżywaniu dzieciństwa, na wspólnej zabawie i radości. Na wolności, którą nasze pokolenie miało, ale zabiera ją swoim dzieciom. Dajemy im iluzoryczną wolność. Tablet i smartfon to nie jest wolność i każdy z nas to wie.
Rozbudzanie ambicji nie musi prowadzić do egoizmu i zamknięcia.
Wsobność młodego pokolenia jest pochodną tego, jak dzieci są traktowane przez rodziców. Jeżeli dziecko cały czas się monitoruje, to ono zaczyna czuć, że jest rodzajem projektu dla rodziców. Musi się dobrze uczyć, to wtedy pójdzie do najlepszej szkoły, a potem dostanie się na superstudia. A po superstudiach będzie miało świetną pracę i mnóstwo pieniędzy. I będzie miało szczęśliwe życie. Tak nie będzie. Ono będzie szczęśliwe wtedy, kiedy będzie chciało być szczęśliwe.
To brzmi dosyć mgliście.
Będzie szczęśliwe tylko wtedy, gdy będzie robiło to, co chce, i będzie miało wokół siebie ludzi, których kocha, a nie gdy będzie miało szóstki.
Zbigniew Popowski, podharcmistrz, od ponad 30 lat w ZHP. Szef Fundacji Światowe Jamboree, która organizuje rowerowe sztafety harcerskiej młodzieży, skautów i podróżników dookoła świata. Prowadzi firmę doradczą Popowski Advisory specjalizującą się we wprowadzaniu przedsiębiorstw na nowe rynki
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95