– Co się stało? – pytały kobiety.
– Hank siedzi czternaście lat, tak jak Forrest – wyszeptała Guikje. – Jeśli zabiorą Forresta, to Hank będzie następny w kolejce. – Ze złością spojrzała na Hester.
– Ostrzegałam cię, kobieto. Nie bierz tego ślubu, bo zatrzęsiesz całym systemem i się ockną. Nagle się zorientują: „Co? On jeszcze żyje?". Wezmą kalendarz i wyznaczą datę!
– Nonsens, ten system tak nie działa – odpowiedziała Hester, ale jej głos nie brzmiał przekonująco, bo właściwie nie wiedziała, jak ten system działa.
Kiedy wreszcie złapała adwokata Forresta, ten wyjaśnił jej, że Forrest źle zrozumiał list. Dziewięćdziesiąt dni to był termin złożenia jakiegoś dokumentu w sądzie. O dacie egzekucji nie było mowy. Panika minęła, ale strach pozostał. Forrest był winny. Składane odwołania stanowiły tylko progi na drodze, która nieuchronnie prowadziła do śmiertelnego zastrzyku. (...)
Chciałbym zabić dla ciebie
Zanim Hester poznała Forresta, mieszkała na przedmieściach Londynu ze swoim angielskim małżonkiem i robiła filmy reklamowe dla brytyjskich firm ogrodniczych. W jej nudnym życiu wszystko się zmieniło w chwili, kiedy obejrzała w telewizji film dokumentalny o Angielce, która poślubiła więźnia skazanego na śmierć w Stanach Zjednoczonych. Kobieta opowiadała, że była najważniejszą osobą w życiu skazanego, co: „[...] jest ogromną odpowiedzialnością, kończącą się dopiero w momencie egzekucji. Ale w zamian otrzymuję intensywny związek, wyrazy miłości, jakich nigdy wcześniej nie doświadczyłam". O to chodziło Hester: być dla kogoś najważniejszą osobą w życiu. Jej mąż twierdził, że korespondencja z mordercą to idiotyczny pomysł, ale za idiotyczne uważał więcej rzeczy, które robiła Hester. Na przykład uprawianie hatha?jogi. Jej rodziców. Jej filmy dla firm ogrodniczych. Hester spędziła z nim dwadzieścia lat w małżeństwie. Jego związek z telewizorem był silniejszy niż związek z nią.
Zadzwoniła do organizacji obrony praw człowieka Amnesty International, która na całym świecie pomaga skazanym znaleźć nadzieję i korespondencyjnych przyjaciół. Otrzymała adres Forresta, siedzącego wtedy od ponad dziesięciu lat w celi śmierci w Teksasie. Amnesty przysłało jej też list Forresta: „Szukam kogoś, kto chciałby ze mną korespondować, najlepiej kobiety, ponieważ siedzę tu z samymi facetami. Mam 27 lat, 192 centymetry wzrostu, ważę 98 kilogramów, mam brązowe oczy, głowę ogoloną na łyso. Jestem native American, kocham koszykówkę oraz czytanie".
Hester także lubiła czytać. Napisała do skazanego liścik, w którym spytała, co czyta najchętniej. Odpowiedział: „Historie o kowbojach i Indianach". I dodał, jak wdzięczny jest, że podjęła trud, by do niego napisać i wysłać mu list.
Związek szybko się rozwijał.
– Skazany na śmierć nie ma czasu do stracenia. To tak, jakby znaleźć się w przyspieszonym filmie. Szybko pogłębialiśmy znajomość. W niedługim czasie pisaliśmy do siebie codziennie.
Po sześciu miesiącach korespondencji zarezerwowała bilet do Teksasu. Chciała spotkać Forresta. Jej małżonek uważał, że to idiotyczny pomysł, ale się nie sprzeciwiał.
– Forrest czekał na mnie w klatce, w pokoju odwiedzin, z uśmiechem od ucha do ucha. „Oto moja królowa", powiedział. Stopił moje serce. Kolana się pode mną ugięły.
Kiedy w końcu spojrzała mu prosto w oczy, nie było już odwrotu. Minął rok, zanim znowu mogła się pojawić w Teksasie, ale wykorzystała ten czas na rozwód z mężem. Kiedy ponownie zobaczyła Forresta, ten poprosił ją o rękę. Natychmiast odpowiedziała „tak".
– W związku ze skazanym na śmierć nie ma czasu, żeby się bez przerwy zastanawiać, czy to rozsądne, czy nie – powiedziała.
Kiedy się pobierali, on miał dwadzieścia osiem lat, Hester czterdzieści siedem. Zabił swoją sąsiadkę, miał pięćdziesiąt pięć tatuaży i bicepsy o obwodzie czterdziestu ośmiu centymetrów. W trzech czwartych był Apaczem.
– O co ci chodziło w tym związku? – zapytałam, kiedy spotkałam ją w Huntsville.
– Posłuchaj i spróbuj zrozumieć – odpowiedziała. – Przez całe swoje pierwsze małżeństwo miałam blond włosy do połowy pleców. Pewnego dnia ścięłam je na krótko i ufarbowałam na czerwono. Mąż nawet tego nie zauważył.
Forrest widzi wszystko.
– Kiedy wchodzę do pomieszczenia dla odwiedzających, patrzy na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami i mówi: „Ładna szminka. Nowy kolor?", albo: „Chyba schudłaś jakiś funcik".
Nigdy nie zapomina powiedzieć jej jakiegoś komplementu, o bluzce albo sukience, którą włożyła na wizytę. Ciągle jej powtarza, że jest piękna.
Jej Apacz różni się od innych mężczyzn na oddziale skazanych na śmierć. Poczynając od tego, że jest winny. Na Death Row niewiele osób uczciwie przyznaje się do swoich czynów. Forrest nie może inaczej, ponieważ na ciele osiemdziesięcioletniej staruszki znaleziono ślady jego zębów, a jego ubranie było przesiąknięte krwią z jej podciętego gardła. Starsza pani została także zgwałcona, ale tego fragmentu nocnych wydarzeń Forrest nie pamięta. W tamtym czasie nadużywał alkoholu i narkotyków.
– Chciałbym zabić dla ciebie – szepnął Hester niedawno.
Zachichotała.
– Dobrze, że cię znam, inaczej przestraszyłabym się, słysząc takie słowa z ust osoby siedzącej w celi śmierci.
Kiedy przestali się śmiać – „zawsze dobrze się razem bawimy" – przyznała, że od jego słów poczuła ciepło w podbrzuszu.
Tymczasem przegląda ogłoszenia w „Huntsville Item", działy „Mieszkania" i „Zatrudnienie". Chce tu zamieszkać.
– Nienawidzę wszystkiego i wszystkich w Teksasie oprócz niego. Nasz czas razem jest ograniczony, nie chcę przegapić żadnej wizyty.
Fragment książki Lindy Polman „Laleczki skazańców. Życie z karą śmierci" w przekładzie Małgorzaty Diederen-Woźniak, która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95