Le Corbusier: Drapacze chmur są małe

Ocena dziedzictwa Le Corbusiera i modernizmu nie jest dziś już tak jednoznacznie krytyczna, jak jeszcze przed kilku laty.

Aktualizacja: 02.05.2017 19:08 Publikacja: 02.05.2017 00:01

Zaprojektowany przez Le Corbusiera budynek parlamentu w indyjskim Czandigarth, stolicy stanów Pendża

Zaprojektowany przez Le Corbusiera budynek parlamentu w indyjskim Czandigarth, stolicy stanów Pendżab i Haryana, trafił w 2016 r. na listę chronionych zabytków UNESCO.

Foto: AFP, John Macdougall

Le Corbusier zrealizował 78 budynków w 12 krajach. Projektów zostawił znacznie więcej, bo około 300. Ale jego idee architekci moderniści rozprzestrzenili w wielkiej skali na całym świecie. Dlaczego współczesne metropolie ze szklanymi drapaczami chmur, osiedlami blokowisk, trasami szybkiego ruchu nie są miastami szczęśliwymi, jak widział je „papież modernizmu", nazwany także Picassem architektury? Trwa spór, czy jego awangardowa utopia była rewolucją czy klęską. Kim był Le Corbusier – wielkim wizjonerem czy niebezpiecznym demiurgiem?

Na liście UNESCO

U szczytu sławy na Starym Kontynencie Le Corbusier postanowi skonfrontować swoje wizje z architekturą amerykańską. W 1935 r. 48-letni Le Corbusier wyruszył do Stanów Zjednoczonych na transatlantyku s/s „Normandie", aby skonfrontować swoje wizje architektury i miasta. Zaczął od Nowego Jorku, ucieleśnienia nowoczesności, który chciał zobaczyć od dawna. A potem odbył tournée po 20 miastach pod patronatem nowojorskiego Museum of Modern Art, wygłaszając 22 wykłady w 34 dni. Na trasie tej były m.in. Yale, Harvard, Boston, Princeton, Filadelfia, Chicago i Detroit. Ledwie zszedł z pokładu transatlantyku, na pytanie dziennikarzy o to, co myśli o Nowym Jorku, odpowiedział zaskoczonym Amerykanom: „Drapacze chmur są za małe", co natychmiast podchwycił i przekazał światu „New York Herald Tribune".

AFP

Na swych wykładach kreślił urbanistyczne wizje z rozmachem, rysując je na wielkich arkuszach i nie zaglądając do notatek. Gdy na jednym z uniwersytetów w trakcie obiadu u rektora ktoś poprosił go o wyjaśnienie jego urbanistycznych idei, pożyczył od jednej z pań szminkę i wyrysował plan miasta wprost na obrusie.

Na Manhattanie był oczywiście na szczycie najwyższego wówczas wieżowca Nowego Jorku – Empire State Building (381 m, a jeśli liczyć z iglicą 443 m), wzniesionym w 1931 r. po wielkim kryzysie. Widział też inne drapacze chmur Manhattanu, m.in. Chrysler Building i RCA Building Rockefeller Center.

Ale jak dokładniej tłumaczył potem w książce „Kiedy katedry były białe": „Nowojorskie drapacze chmur są za niskie i zbyt liczne. Stanowią dowód – dowód na nowe wymiary i nowe narzędzia: również na to, że wszystko może się już opierać na nowym planie, planie symfonicznym – rozległości i wysokości. Ich historia związana jest z kwestią użyteczności i próżności. Stawiano wysokie budynki na Wall Street, gdyż trzeba było tłoczyć się przy Giełdzie, aby móc szybko działać".

Nie znaczy to, że Nowy Jork nie zrobił na nim wrażenia. Wszak miasto nazywał także „świątynią nowego świata", podziwiając jego siłę i gwałtowność rozwoju. I dowodził, że znakiem nowych czasów jest właśnie miasto pionowe, wzbijające się ku niebu. Uważał, że miasta europejskie – Paryż czy Londyn – nie nadążają za nowoczesnym rozwojem. W Stanach przy różnych okazjach Le Corbusier – Szwajcar i obywatel francuski – chętnie więc głosił „I am an American" („Jestem Amerykaninem"). A zarazem krytykował nadmierne zagęszczenie nowojorskich wysokich budynków. W amerykańskich drapaczach chmur raziło go również to, że są z kamienia, mają niewielkie okna, a kształty zbyt wyszukane. Twierdził, że wyglądają, jak „całe kamieniołomy zawieszone nad przepaścią". Przekonywał, że nowoczesne drapacze chmur powinny być gładkie od góry do dołu, bez żadnych występów i uskoków. Chciał, by te konstrukcje ze stali i betonu miały fasady ze szkła, co dawałoby swobodny dostęp światła do wnętrza i otwierało widok na rozległą przestrzeń.

Liczył, że jego idea „Miasta promiennego" („La Ville Radieus"), miasta szczęśliwego, opartego na założeniach Karty ateńskiej z 1933 r. (manifestu odnowy miast, uchwalonego przez modernistów pod jego przewodnictwem podczas zjazdu Międzynarodowego Kongresu Nowoczesnej Architektury CIAM) trafi w Ameryce na podatny grunt.

„Przyszedł czas na architekturę. Nowa architektura nie może powstać bez nowej urbanistyki. Nowe miasta od zawsze, co jakiś czas, zastępują stare. Dziś jednak może narodzić się miasto nowoczesności, miasto szczęśliwe, miasto promienne" – mówił o tej wizji, której podstawą miał być racjonalny plan, z czterema funkcjonalnymi obszarami: mieszkania, pracy, komunikacji i wypoczynku oraz wolno stojące wysokie budynki wśród zieleni.

Mimo zabiegów i wysiłków Le Corbusierowi nie udało się podczas wizyty w Stanach w 1935 r. przekonać kręgów biznesowych ani politycznych do realizacji tych projektów. Dopiero w latach 1962–1963 zaproszono go do realizacji Carpenter Center for the Visual Arts na terenie studenckiego kampusu Uniwersytetu Harvarda w amerykańskim Cambridge. Jest to jedyny budynek, jaki Le Corbusier postawił w Ameryce Północnej. Nowoczesny niewielki obiekt złożony z dwóch geometrycznych brył przecina wznosząca się rampa. Zaraz po otwarciu bywał przez krytyków porównywany do dwóch kopulujących fortepianów, ale szybko stał się jedną z ikon stylu Le Corbusiera.

La Cite Radieuse – monumentalny budynek mieszkalny zaprojektowany przez Le Corbusiera stoi w Marsyli

La Cite Radieuse – monumentalny budynek mieszkalny zaprojektowany przez Le Corbusiera stoi w Marsylii

AFP

Umysł wyzwolony na prostych ulicach

Idea nowoczesnego miasta narodziła się w głowie Le Corbusiera (Charles-Edouarda Jeannereta-Grisa) już we wczesnych latach dwudziestych. Po raz pierwszy zaproponował ją podczas Salonu Jesiennego w Paryżu w 1922 r. przedstawiając koncepcję miasta współczesnego dla 3 mln mieszkańców. W tym projekcie wieżowce pięły się pod niebo na otwartej przestrzeni poprzecinanej regularną siatką ulic, bo jak przekonywał, „krzywa ulica to ścieżka dla osłów, prosta ulica to droga dla ludzi". I kreślił wizję drapaczy chmur z łatwością osiągających wysokość 300 m, a co najmniej 60 pięter, czyli 200 m.

Ten projekt „Miasta współczesnego" („La ville Contemporaine") składał się z siatki identycznych wieżowców ze stali i szkła, rozmieszczonych w odległości 400 m od siebie. Plan nie uwzględniał ani ratusza, ani katedry. Wieżowce Le Corbusier chciał otoczyć mniejszymi sześciokondygnacyjnymi budynkami. Drapacze przeznaczał dla firm i zamożniejszych mieszkańców, a niższe budynki dla robotników. Ciągi komunikacyjne uwzględniały różne środki transportu.

Plan ten potraktowano wówczas jako science fiction, mimo że w latach 20. XX w. Paryż błyskawicznie się rozrastał; w szybkim tempie przybywało mieszkańców i dzielnic nędzy, a ulice stawały się za ciasne dla samochodów. Le Corbusier obstawał więc przy swoim, gdyż widział, że miasto nowej epoki wymaga nowych planów i przebudowy. W 1925 r. przedstawił na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu bardziej konkretny „Plan Voisin". Jego nazwa wywodziła się od nazwiska francuskiego producenta samochodów Gabriela Voisina, który zgodził się go sponsorować, gdy Peugot i Citroën odmówiły.

Le Corbusier w tym planie zaproponował wyburzenie znacznej części centrum Paryża, czyli trzeciej i czwartej dzielnicy. Chciał zostawić tylko główne kościoły i szczególnie ważne miejsca, jak plac Wogezów. A resztę zburzyć, bo jak twierdził „ Centrum miasta wymaga zabiegu chirurgicznego... trzeba użyć noża...". W swym radykalizmie szedł dalej niż Georges Eugene Haussmann, urbanista, który w połowie XIX w. dokonał generalnej przebudowy Paryża.

Plan Voisin wytyczał siatkę nowych kwartałów z 18 szklanymi biurowcami ze szkła i o wysokości 60 kondygnacji. To centrum finansowe miało pomieścić 400 tys. urzędników. Część mieszkaniową miały utworzyć bloki z wielkiej płyty. Przestrzeń biurowa i mieszkalna zakładała zagęszczenie 3,5 tys. ludzi na hektar.

Zamiast tradycyjnych ulic Le Corbusier projektował estakadę i drogi szybkiego ruchu dla mknących aut (nocą samochody jadące autostradą miały tworzyć „świetlisty szlak, niczym meteory błyskające na letnim niebie"), wielopoziomowe linie kolejowe, tunele, ale i ścieżki dla pieszych. Projekt przewidywał także lotnisko, które miało być bramą do miasta.

Geometryczny ład był podstawą wszystkich urbanistycznych planów Le Corbusiera, bo, jak twierdził, „ulice prostopadłe sprawiają, że umysł jest wyzwolony, nie musi się zastanawiać, jak dotrzeć do wyznaczonego celu".

Dla „Planu Voisin" architekt usiłował pozyskać finansistów i władze Paryża. Przekonywał, że jego wizja nie jest utopijną mrzonką. „Mogę przytoczyć na jej poparcie gołe liczby. Niebotyczny wzrost wartości ziemi, który musi nastąpić, przyniesie państwu zyski idące w miliardy franków...". Ale i tym razem chętnych do podjęcia finansowego ryzyka nie znalazł.

Modernista w Indiach

Urbanistyczno-architektoniczne projekty udało się Le Corbusierowi zrealizować dopiero w Czandigarh w Indiach w latach 1949–1964, w mieście budowanym od zera, które stało się stolicą stanu Pendżab w Himalajach. To Jawaharlal Nehru, pierwszy premier Indii po odzyskaniu niepodległości, uznał, że nowe miasto powinno mieć modernistyczną architekturę całkowicie zrywającą z kolonialną przeszłością, dlatego zwrócił się najpierw z propozycją jego zaprojektowania do Amerykanina Alberta Mayera, wspieranego w tym zleceniu przez polskiego architekta Macieja Nowickiego. A po śmierci tego drugiego w katastrofie lotniczej do Le Corbusiera, który uporządkował i skondensował plan miasta w siatkę przecinających się pod kątem prostym ulic (co sprawia, że Czandigarh jest przeciwieństwem chaosu Bombaju) i zaprojektował kompleks rządowych budynków: Sąd Najwyższy, Pałac Zgromadzeń, czyli Parlament, i Sekretariat (1952–1962). Czandigarh miało być jak ciało, a kompleks Kapitolu stanowił jego głowę.

Betonowy ośmiopiętrowy Sekretariat przypomina ogromny betonowy blok, sąsiadujący z nim monumentalny Pałac Zgromadzeń ma falujący dach, a Sąd Najwyższy – geometryczną przestronną formę.

Kariera Le Corbusiera miała wiele zwrotnych momentów. Wydaje się, że w celu urzeczywistnienia swych wizji gotów był pójść na każdy kompromis. Na początku lat 30. przyjął zaproszenie Moskwy na budowę Centrosojuzu, czyli siedziby Centralnego Związku Spółdzielczości Spożywców. Kiedy pojechał do Moskwy, był tam witany entuzjastycznie. Wystartował także w konkursie na projekt komunistycznego Pałacu Rad, lecz tym razem Stalin ostatecznie wybrał nie jego pomysł, ale radzieckich architektów.

W czasie II wojny Le Corbusier zabiegał z kolei o wsparcie faszystowskiego reżimu Vichy. Po spotkaniu z marszałkiem Pétainem został doradcą w sprawach mieszkalnictwa. Paradoksalnie w tym okresie chodziło mu nie o realizację monumentalnych budowli, ale osiedli mieszkaniowych dla ludzi pozbawionych dachu nad głową.

Uniknął konsekwencji, bo z tych związków się wyplątał, gdy alianci przygotowywali się do inwazji w Normandii. I po wyzwoleniu Paryża spod niemieckiej okupacji w sierpniu 1944 r., natychmiast pospieszył do nowego ministra odbudowy i urbanistyki, deklarując pomoc w odbudowie Francji.

De Gaulle nie odrzucił jego pomocy i Le Corbusier został mianowany na przewodniczącego organizacji badawczej misji do spraw architektury i urbanistyki. Dzięki temu dostał szansę realizacji projektu jednostki mieszkaniowej w Marsylii.

Maszyna do mieszkania

Jedno ze zdjęć, gdy jeszcze jednostka marsylska była w budowie w 1949 r., uwiecznia podziwiających ją Le Corbusiera i Picassa. Do spotkania doszło na życzenie malarza. Le Corbusier był szczęśliwy, widząc uznanie gościa. Tym bardziej iż uważał, że obaj są równi Fidiaszowi i Michałowi Aniołowi.

Jednostka mieszkaniowa (Unite d'Habitation) w Marsylii była gigantycznym przedsięwzięciem. Miastem w mieście i ucieleśnieniem idei Le Corbusiera domu jako maszyny do mieszkania. Służyła życiu zbiorowemu, a zarazem gwarantowała mieszkańcom możliwość odosobnienia. Stała się matką wszystkich blokowisk.

Wielki blok stoi na podporach jak na nogach z betonu, przez co bywa porównywany do boksera wagi ciężkiej na naprężonych nogach. Zarazem otwarta przestrzeń pod nim ma funkcjonalne uzasadnienie jako miejsce parkingu, spacerów i spotkań. Jednostka mieszkaniowa, zbudowana w latach 1946–1952, była wówczas największym domem świata: 17-piętrowym o wysokości 55 m, długości 137 m i szerokości 21 m. Przy wejściu stoi Modulor, czyli modelowa postać stworzona przez Le Corbusiera, która pomagała mu wyznaczać proporcje w architekturze. Modulor o męskiej sylwetce z uniesioną ręką nad głową mierzy 183 cm. Jego koncepcję docenił nawet Albert Einstein.

Budynek dla 1600 mieszkańców zawiera 337 dwupoziomowych mieszkań 23 typów (od kawalerek do mieszkań dla rodzin). Słońce oświetla je po najgłębsze zakamarki, a kolorowe loggie, tworząc żywą mozaikę na tle białych ścian, otwierają się na góry i Morze Śródziemne. Jednostka ma zaledwie jedną klatkę schodową i trzy windy, aby ludzie spotykali się częściej. Warto pamiętać, że nie była betonową pustynią, bo od razu miała wszelkie udogodnienia: na środkowych piętrach pasaż ze sklepami i restauracją, a na dachu basen, salę gimnastyczną, miejsce zabaw dla dzieci. W swym projekcie Le Corbusier wyznaczył także miejsce dla poczty, przychodni, przedszkola, kina, pralni.

W bloku obecnie nadal żyje ponad tysiąc mieszkańców, a na sobotnie wycieczki ściągają tłumy turystów. Kto chce spróbować uroków mieszkania w tym miejscu, może zatrzymać się w Hotel Le Corbusier.

Marsylska jednostka powstała na fali gwałtownie rosnących potrzeb mieszkaniowych po II wojnie światowej, stała się wzorem dla masowego budownictwa z wielkiej płyty. Sam Le Corbusier zbudował jeszcze kolejne jej wersje w Nantes, Berlinie, Briey i Firminy.

Jego wizja nowej architektury wyrosła z buntu przeciw XIX-wiecznym przeludnionym miastom, ciasnym czynszowym kamienicom z ponurymi podwórzami studniami, jak i przeciw mieszczańskiej estetyce nadmiaru dekoracji. Chciał, by wolno stojące domy były funkcjonalne i słoneczne, otoczone zielenią, zapewniające każdemu dobre warunki życia.

– Architektura to przemyślana, bezbłędna, wspaniała gra brył w świetle – pisał. Jego nadzieje z perspektywy koszmarnych współczesnych blokowisk i miast, które zatracają ludzką skalę, budzą dziś wątpliwości i kontrowersje. Po fali entuzjazmu dla modernizmu w architekturze, przyszedł czas na krytykę Le Corbusiera i jego licznych następców, zapoczątkowaną przez książkę amerykańskiej urbanistki Jane Jacobs „Śmierć i życie wielkich miast" wydaną w 1961 r. Szerokie ulice i autostrady zabiły życie w mieście. Egzystencja w marnych kopiach jednostek mieszkaniowych, czyli w blokowiskach molochach, okazała się trudna do zniesienia. Nie mówiąc o tym, że niejednokrotnie przemieniały się one w miejsca patologii społecznej: izolacji, segregacji, przestępczości. Krytycy opowiadali się za rozwojem zrównoważonym miast, ostrzegając, że planowanie odgórne ma cechy totalitarne i grozi katastrofą.

Zdegradowane osiedla zaczęto rewitalizować lub wyburzać. Jednym z pierwszych było osiedla Pruitt-Igoe w St. Louis w Missouri, zaprojektowane przez Minoru Yamasakiego – wzorcowego ucieleśnienia teorii corbusierowskich, wysadzone w powietrze w 1972 r..

Czy znaczy to, że międzynarodowa idea „maszyny do mieszkania" była zła, czy może wypaczył ją system, kapitalizm albo komunizm lub bylejakość wykonawstwa i oszczędności na programie społecznym? Dziś ocena dziedzictwa Le Corbusiera i modernizmu nie jest już tak jednoznaczna, jak jeszcze przed kilku laty, gdy także w Warszawie oglądaliśmy krytyczną wystawę „Betonowe dziedzictwo. Od Le Corbusiera do blokersów". Nie brakuje akcji w obronie ikon modernizmu.

Anthony Flint, autor biografii „Le Corbusier. Architekt jutra", która ukazała się właśnie w Polsce nakładem Grupy Wydawniczej Foksal, staje po stronie swego bohatera, zwracając uwagę, że być może to oszczędność inwestorów przyczyniła się do klęski blokowisk. I przekonuje, że w wieku XXI przyszłość należy do megamiast. A Le Corbusier daje nam nadal cenną lekcję wielu innowacji w projektach budynków, jak i „świadomość, że wielka skala jest niezbędna, by pomieścić miliony ludzi, którzy co roku ściągają do miasta".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Le Corbusier zrealizował 78 budynków w 12 krajach. Projektów zostawił znacznie więcej, bo około 300. Ale jego idee architekci moderniści rozprzestrzenili w wielkiej skali na całym świecie. Dlaczego współczesne metropolie ze szklanymi drapaczami chmur, osiedlami blokowisk, trasami szybkiego ruchu nie są miastami szczęśliwymi, jak widział je „papież modernizmu", nazwany także Picassem architektury? Trwa spór, czy jego awangardowa utopia była rewolucją czy klęską. Kim był Le Corbusier – wielkim wizjonerem czy niebezpiecznym demiurgiem?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie