O. Maciej Zięba: Bóg, honor, ojczyzna

W latach 90. kręgi liberalno-lewicowe próbowały nam wmówić, że patriotyzm to ukryty faszyzm. Teraz zadziałał efekt wahadła, którego skutkiem jest uproszczona i fałszywa wizja historii Polski i kształtu naszej wspólnoty politycznej - mówi dominikanin o. Maciej Zięba w rozmowie z Tomaszem Krzyżakiem.

Aktualizacja: 01.05.2017 13:13 Publikacja: 27.04.2017 16:44

O. Maciej Zięba: Bóg, honor, ojczyzna

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Plus Minus: Oooole, oooole, oooole! Pooolska, biało-czerwoni!

o. Maciej Zięba OP: Pardon, co pan wyprawia?

Prezentuję ojcu pewien model patriotyzmu. Zły?

Nie. Sam okrzyk nie jest najgorszy. Kibice mocno i głośno przeżywają swoją tożsamość. Problem polega na tym – co pokazują analizy postaw zrzeszeń kibiców zrobione np. w USA i na Ukrainie – że to jest raczej głośne pohukiwanie, które podnosi poziom adrenaliny, za którym jednak nie stoi żadna głębsza ideowość. Tezy o szczególnym patriotyzmie tej grupy czy o obecnych w niej wyższych wartościach, pomimo szumnych haseł nie mają pokrycia w rzeczywistości. To nie jest właściwy wzór patrioty.

Ale ojciec nie dał mi dokończyć – choć może to dobrze – bo miałem w zanadrzu jeszcze trochę niecenzuralnych okrzyków, których ojca uszy mogłyby nie wytrzymać...

(śmiech) Sam od półwiecza jestem zapalonym kibicem. Zaraziłem się tym jako dzieciak podczas olimpiad w Innsbrucku i Tokio, a ten wirus kibicowania przedostał się nawet za zakonną klauzurę. Ale moje kibicowanie zawsze miało jasne zasady: fair play, szanowanie przeciwnika, rycerskość w walce. To była szkoła Bohdana Tomaszewskiego czy Tomasza Hopfera. Nie do pomyślenia były umyślne faule czy oszustwa takie jak „ręka boga" Maradony, który nauczył nieuczciwości miliony maluchów na całym świecie. Podobnie niemożliwa była maczeta czy kij w rękach kibica i agresywne promowanie swojej drużyny. Gdy pojawia się agresja i pogarda, zaciera się granica między lokalnym patriotyzmem a lokalnym szowinizmem.

Pociągnę moje przedstawienie trochę dalej. Mam tu taką czarną, błyszczącą kurtkę, wysokie, czarne buty z opinaczami. Szalikiem zakrywam twarz, raca w ręku i z kumplami idziemy ulicą, wykrzykując: „Polska dla Polaków!". Po drodze wybijamy szyby w budce z kebabami.

Hańba. Obrzydlistwo. Każdy uczciwy człowiek czuje do tego odrazę. I na pewno każdy chrześcijanin powinien natychmiast stanąć w obronie ludzi napadanych przez pana i pańskich kolegów. Najpierw trzeba spróbować przemówić wam do rozumu i do sumienia, a jeśli to nie da efektów, to trzeba stanąć po stronie niesłusznie atakowanych. Być z nimi. Co z tego, że krzyczymy: „Bóg – Honor – Ojczyzna"? Pan Bóg zawsze – jak to ujął wieszcz – patrzy na tych krzykaczy i pyta ich: „Polska, ale jaka?". Polska obawiająca się świata, lecząca narodowe kompleksy megalomanią i tromtadracją? Czy też Polska gościnna, solidarna, zbudowana na fundamentalnych wartościach chrześcijańskich i prawach człowieka?

Polscy biskupi w dokumencie „Chrześcijański kształt patriotyzmu", który właśnie się ukazał, piszą, że „egoizm narodowy, nacjonalizm, kultywujący poczucie własnej wyższości, zamykający się na inne wspólnoty narodowe oraz na wspólnotę ogólnoludzką" to postawa niechrześcijańska.

Mówią o tym bardzo wyraźnie już we wstępie i cytują Henryka Sienkiewicza, który pisał, że „hasłem wszystkich patriotów powinno być: przez Ojczyznę do ludzkości". To jest właściwa postawa patrioty, który zawsze jest otwarty, a także katolika, który zawsze pamięta o uniwersalizmie Kościoła. Jan Paweł II mocno podkreślał – co także cytują biskupi – że polskość to jest wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie. Zamknięcie się na innych prowadzi bowiem do kompleksu „oblężonej twierdzy" i do nacjonalizmu.

To w jaki sposób mam kochać swoją ojczyznę?

Pozostańmy przy przykładzie rodziny. Właściwie pojmowana miłość do ojczyzny powinna wyglądać tak jak miłość do rodziny, do moich bliskich. Nie uważam mojej rodziny za idealną, lepszą od innych, od moich sąsiadów, przyjaciół czy wrogów. Kocham swoich bliskich, staram się umacniać naszą solidarność i ofiarnie budować dobro wspólne. A jeśli jestem zaangażowany w wymiarze solidarności i wspólnego dobra, to dzięki temu moja rodzina pięknieje i promieniuje na inne rodziny. Z kolei, gdy ja widzę taką rodzinę – jedną czy drugą – obok mnie i widzę, że one są dobre, to się z tego cieszę, bo razem możemy budować coś dobrego w szerszej skali. Tak właśnie wygląda w praktyce działanie metafizycznej zasady: bonum est diffusivum sui – do natury dobra należy udzielanie się.

A nie wydaje się ojcu, że w ostatnim czasie z jakąś przesadą mówimy o patriotyzmie? Tak jakby wahadło wychyliło się za bardzo w jedną stronę. Z jednej strony gloryfikujemy, i dobrze, Żołnierzy Wyklętych, a z drugiej jakby zapominamy o całej masie ludzi, którzy także ginęli za ojczyznę.

Ma pan rację. To typowy efekt wahadła, który należy powstrzymać, bo zawiera sztuczne elementy i uproszczoną wizję historii. Ale trzeba też zrozumieć, że jest to efekt tego, że przez cały okres PRL uczono zdeprawowanej wersji patriotyzmu, a potem przez dwadzieścia parę lat dominował model – nazwijmy go – lewicowo-liberalno-postępowy, który patriotyzmu nie cenił, raczej się go obawiał i próbował zastąpić myśleniem ogólnoeuropejskim, ogólnoświatowym. Dobrą ilustracją takiego sposobu myślenia może być słynny manifest Feliksa Marquardta i Daniela Cohn-Bendita „Precz z państwem narodowym" opublikowany w 2013 roku przez paręnaście ważnych europejskich gazet, u nas w „Gazecie Wyborczej". Patriotyzm był uważany za groźny relikt, ośmieszano go i rugowano z przestrzeni debaty publicznej.

Wpływ na to miały obie wojny światowe, do których przecież doprowadził nacjonalizm.

Stąd czasem można było usłyszeć krzywdzące porównania, stwierdzenia, że patriotyzm to ukryty faszyzm. Tłumaczono nam, że w XXI wieku musimy wymyślać coś innego, coś o zasięgu globalnym. A to jest błędna droga. To konstruktywizm typowy dla tego lewicowo-liberalno-postępowego myślenia, który chce stworzyć nowego człowieka. A patriotyzm – lepiej lub gorzej rozumiany – od samego początku jest kształtowany przez miłość w rodzinie, w której przyszedłem na świat, przez język, w którym poznaję pierwsze słowa, kulturę, którą zaczynam oddychać, początkowo nawet nieświadomie. To nie przypadek, że we wszystkich europejskich językach termin „naród", narod, nation, nación, rodina – nawiązuje do narodzin człowieka, że mówimy o Matce-Ojczyźnie, o Fatherland czy o Muttersprache – nawiązując do podstawowego ludzkiego doświadczenia ojcostwa i macierzyństwa. Zakorzenienie się w konkretnej kulturze, konkretnej historii jest głęboko wpisane w moje człowieczeństwo, w znaczącym stopniu kształtuje moją tożsamość. Istnieje pewna realna wspólnota, która jest nam dana i zadana. Negowanie tego jest fałszywe, oderwane od rzeczywistości. A ten język lewicowo-liberalno-postępowy konsekwentnie to negował i wywołał reakcję – nie tylko w Polsce, ale i całej Europie i USA – zapewne czasem przesadną, ostentacyjnego demonstrowania swojego patriotyzmu. Stąd właśnie postawy radykalne, kładące duży nacisk na hasła i symbole. One w dużej mierze zostały wygenerowane przez próby rugowania patriotyzmu i są to postawy obronne.

Trzeba na nie patrzeć krytycznie?

Oczywiście, że tak. Mój zakonny współbrat, Jacek Woroniecki, jeszcze przez II wojną światową, w erze dominacji nacjonalizmów, określał taką postawę mianem „fanfaronady" i mówił, że trzeba ją tępić. Pisał, że „w wychowaniu patriotyzmu trzeba zawsze tępić wszelką fanfaronadę, wszelkie popisywanie się nim w sprawach drugorzędnych i błahych i żądać rzetelnych owoców pracy dla ojczyzny w życiu codziennym". Bo prawdziwy patriotyzm to ofiarność, solidarność, rzetelna, codzienna praca dla dobra wspólnego, a nie „patriotyczne" zapalniczki czy bielizna w barwach narodowych, nie mówiąc już o słynnych kijach bejsbolowych ze znakiem „Polski Walczącej". Nawet już pomijając problem nadużywania tego znaku – jak kij do bejsbolu może być symbolem polskiego patriotyzmu?!

Odpowiedzialna polityka historyczna, na którą zwracają uwagę biskupi w najnowszym dokumencie, jest w stanie ukazać nam piękno patriotyzmu bez wypaczeń?

Myślę, że tak. Ten dokument biskupów jest bowiem bardzo ważną wskazówką dla chrześcijan, ale nie tylko, bo ludzie czują się trochę pogubieni. Do niedawna tłumaczono im, że patriotyzm jest anachroniczny i niebezpieczny. W reakcji promowano stereotyp Polaka katolika. Ten list porządkuje pojęcia. Ukazuje kształt chrześcijańskiego patriotyzmu. Z jednej strony biskupi przypominają, jak głęboko patriotyzm jest wpisany w porządek chrześcijańskiej miłości i jak wiąże się z IV przykazaniem Dekalogu. Z drugiej strony bardzo mocno podkreślają, że nacjonalizm jest przeciwieństwem patriotyzmu, że dzięki wielonarodowemu, a także wieloreligijnemu doświadczeniu I Rzeczypospolitej „ukształtował się w polskiej kulturze model patriotyzmu gościnnego, włączającego, inspirującego się najlepszym dorobkiem sąsiadów i całej chrześcijańskiej, europejskiej kultury". Odpowiedzialna polityka historyczna pomaga twórczo interpretować ten właśnie model patriotyzmu i przeciwstawia się instrumentalizowaniu pamięci historycznej, która służy bieżącej działalności politycznej.

A czy to wychylone wahadło, o którym mówiliśmy wcześniej, nie jest jakąś formą budowy dumy narodowej? Ostatnio mówi się o tym, że powinniśmy wstawać z kolan, pokazywać Europie, że musi się z nami liczyć.

Nie lubię takich stwierdzeń, bo nigdy na kolanach przed nikim nie byłem. Klękam jedynie przed Bogiem. Bardzo pragnę, by Polska rozwijała się i ogromniała, a jej znaczenie w świecie rosło, ale też wiem, że mamy wady, że nie byliśmy nigdy najważniejszym, najbogatszym czy najlepiej wyedukowanym narodem. Byłem uczestnikiem najpiękniejszego i najważniejszego ruchu społecznego w historii świata – Solidarności. Jan Paweł II mówił, że Solidarność otworzyła bramy wolności w krajach zniewolonych systemem totalitarnym, zburzyła mur berliński i przyczyniła się do zjednoczenia Europy rozdzielonej od czasów II wojny światowej. Z tego powinniśmy być dumni, a przecież dzisiaj sami niszczymy i postponujemy to osiągnięcie.

Trzeba też dodać, że ten ruch tworzyli zwykli ludzie, tak samo podatni na kłótnie czy ambicjonalne spory jak ci, którzy żyją w dzisiejszej Polsce, ale Solidarność – zwłaszcza dzięki papieżowi – pomagała wydobywać z nich dobro. Nie działała agresywnie, nie walczyła przeciwko komuś. Solidarność musi iść przed walką – uczył Jan Paweł II – solidarność łączy, a nie dzieli. To była chrześcijańska wizja rzeczywistości tworzona nie tylko przez katolików, ale i protestantów, prawosławnych, żydów i niewierzących. Łączyło nas dążenie do dobra wspólnego i solidarność ze słabszymi. To był prawdziwy patriotyzm.

Dziś też taka solidarność jest możliwa?

Minęło prawie pół wieku, ale moim zdaniem taka jedność w wielości i różnorodności jest ciągle w Polsce możliwa. Oczywiście powstanie 10-milionowego ruchu społecznego jest niemożliwe, a nawet byłoby groźne. Ale powstanie 10 000 lokalnych, tysięcznych „solidarności" jest możliwe. Łączyłaby je idea, że w życiu najważniejsze jest budowanie dobra, a nie walka, agresja czy tropienie wrogów i dążenie do eliminacji przeciwnika.

Jak to osiągnąć, skoro podział na naszej scenie politycznej jest tak głęboki? Powiedziałbym nawet, że gorszący.

Też nad tym ubolewam. Dlatego tak ważny jest głos polskich biskupów: „W sytuacji głębokiego sporu politycznego, jaki dzieli dziś naszą ojczyznę, patriotycznym obowiązkiem wydaje się też angażowanie się w dzieło społecznego pojednania poprzez przypominanie prawdy o godności każdego człowieka, łagodzenie nadmiernych politycznych emocji, wskazywanie i poszerzanie pól możliwej i niezbędnej dla Polski współpracy ponad podziałami oraz ochronę życia publicznego przez zbędnym upolitycznianiem. A pierwszym krokiem, który w tej patriotycznej posłudze trzeba uczynić, jest refleksja nad językiem, jakim opisujemy naszą ojczyznę, współobywateli i nas samych. Wszędzie bowiem, w rozmowach prywatnych, w wystąpieniach oficjalnych, w debatach, w mediach tradycyjnych i społecznościowych, obowiązuje nas przykazanie miłości bliźniego. Dlatego miarą chrześcijańskiej i patriotycznej wrażliwości staje się dziś wyrażanie własnych opinii oraz przekonań z szacunkiem dla – także inaczej myślących – współobywateli, w duchu życzliwości i odpowiedzialności, bez uproszeń i krzywdzących porównań".

Biskupi powołują się przy tym na Jana Pawła II, a ja odwołam się do Franciszka, który w adhortacji „Evangelii gaudium" pisał o tym, że „jedność jest ważniejsza niż konflikt", a „całość jest ważniejsza niż część".

Zgadzam się z Franciszkiem, bo powinniśmy być ludźmi, którzy budują jedność. Sobór mówi o Kościele, że jest germen unitatis – zasiewem jedności. Piękno Kościoła polega na tym, że jego członkami są starzy i młodzi, lewicowi i prawicowi, zdrowi i chorzy, mieszczuchy i wieśniacy, wykształceni i niewykształceni. Ale gdy patrzą na Jezusa, to wiedzą, że mimo swoich rozlicznych różnic i słabości stanowią jeden Kościół. Kardynał Ratzinger, analizując ewangeliczną przypowieść, gdy uczniowie Jezusa złowili 153 ryby, pokazywał, że ta liczba w Ewangelii Jana symbolizuje cały Kościół. I zauważał, że Jan podkreśla, że te ryby nie rozerwały sieci. Były różne, mniejsze i większe, lecz sieć się nie rozerwała, tworzyła jedność w wielości.

„Całość jest ważniejsza niż część" przypomina nam również, jak ważny jest chrześcijański, realistyczny opis świata, który nas otacza. Sekularyzacja nie zaczyna się bowiem od słabnięcia praktyk w Kościele czy też mniejszej ilości powołań, ale od utraty katolickiego opisu świata. Musimy patrzeć na naszą ojczyznę, nasze problemy rodzinne, kariery zawodowe, na świat społeczno-polityczny i próbować to opisać językiem ewangelicznym.

Jan Paweł II w „Pamięci i tożsamości" przywoływał swoich kolegów Żydów, w których cenił patriotyzm. Pisał też o polskości jako wielości i pluralizmie, a nie ciasnocie i zamknięciu. A my zamykamy się np. przed uchodźcami.

W czasie wojny z armią Andersa ze Związku Sowieckiego wyszło do Iraku ponad 100 000 ludzi, w tym bardzo wiele dzieci. Zostali oni gościnnie przyjęci na obcej ziemi, pomimo trudnych, lokalnych warunków, dlatego że uciekali przed prześladowaniami na „nieludzkiej ziemi".

Niedawno, w czasach komunistycznych, gdy w Polsce wprowadzono stan wojenny, cały świat okazał nam solidarność. Ogromne manifestacje solidaryzujące się z Polakami odbyły się w Australii, Japonii, USA czy Meksyku. A potem płynęły do nas dary z Zachodu. Prócz wartości materialnej – sklepy były puste, nie mniej ważna była ich wartość duchowa. Czuliśmy, że nie jesteśmy sami.

Jak to się ma do uchodźców? Jako chrześcijanie nie mamy o czym dyskutować. Musimy być otwarci. Ale mówimy o uchodźcach, a nie o imigrantach ekonomicznych, bo to są dwie różne sprawy. Ta druga domaga się naszej wielkoduszności, ale i roztropności. Natomiast w kwestii uchodźców dyskusji nie ma: byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, nagi... Ewangelia jest jednoznaczna.

W dzisiejszych czasach potrzebujemy patriotyzmu?

Oczywiście, że tak. Wyśmiewanie postaw patriotycznych, rugowanie patriotyzmu z życia owocuje rozbiciem społeczeństwa, zanikiem wspólnego „my", a zatem poczucia solidarności i dobra wspólnego. Co gorsza, często powraca w postaci nacjonalizmu, który jest postawą niechrześcijańską.

Do wychowania w patriotyzmie potrzeba wspólnego działania rodzin, szkoły, państwa itd. Ale o dziennikarzach biskupi zapomnieli...

Pewnie moglibyście się odnaleźć w tym, co mówią oni o ludziach kultury. Bo chociaż często byliście – rzecz jasna, nie wszyscy – tymi, którzy szydzili z patriotyzmu, to wasza rola jest bardzo ważna. Dziennikarze, nauczyciele, księża, wychowawcy powinni połączyć siły w uczeniu postaw bezinteresownych, budowaniu solidarności ze słabszymi, ofiarności w tworzeniu wspólnego dobra. Na te wszystkie tematy potrzebna jest nam szeroka, spokojna debata, która zaczyna się od uświadomienia sobie tego, że idzie o wielkie wspólne dobro, jakim jest nasza ojczyzna.

rozmawiał Tomasz Krzyżak

O. Maciej Zięba jest fizykiem, teologiem i filozofem. W latach 1973–1981 związany z opozycją demokratyczną. W 1981 roku wstąpił do zakonu. W latach 1998–2006 był prowincjałem Polskiej Prowincji Dominikanów, a w latach 2007–2010 dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Oooole, oooole, oooole! Pooolska, biało-czerwoni!

o. Maciej Zięba OP: Pardon, co pan wyprawia?

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Kobiety i walec historii
Plus Minus
Inwazja chwastów Stalina
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Elon Musk na Wielkanoc
Plus Minus
Piotr Zaremba: Reedukowanie Polaków czas zacząć