Zdort: Opozycja wzywa bratnią pomoc

Jeden z kolegów wpadł w histerię. – Jak oni mogli, jak oni mogli! – wołał sympatyczny chudzielec i biegając po korytarzu, wyrywał sobie z głowy ostatnie kępki włosów.

Publikacja: 21.04.2016 19:05

Zdort: Opozycja wzywa bratnią pomoc

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

– To jest kompromitacja, dewastacja, dezintegracja – tyle zrozumiałem z pokrzykiwania przerywanego łkaniem. Delikatnie, starając się uspokoić znajomego, zapytałem, co go wyprowadziło z równowagi.

– Jak oni mogli nie zaprosić Timmermansa! – załkał mi prosto w twarz, a w jego załzawionych oczach zobaczyłem szczerą rozpacz.

Nie zaprosili. Obiecali, ale nie zaprosili. To straszne. To przerażające, że nie zaprosili. Już sobie wyobrażam, jak rozwścieczony Frans Timmermans zaciska pięści w swoim brukselskim biurze, pisząc projekt kolejnej rezolucji piętnującej polski rząd, tym razem za to, że nie wystosował zaproszenia.

Znaj proporcją, mocium panie! Biadolenie z tego powodu, że do Polski nie zaproszono ważnego eurokraty, wydaje mi się tyle warte, ile histeria chłopca z dziecięcej anegdotki, który siedział na parkowej ławce i płakał: „Zabili mi, zabili mi, zabili mi!". Ulitowała się nad nim jakaś pani, podeszła do ławki i zapytała: „Kogo ci zabili, chłopczyku?". A on jej, nadal płacząc, odpowiedział: „Zabili mi dziurę w płocie!".

Na szczęście można było liczyć na panią prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz, która – wobec bierności rządu Beaty Szydło – sprawę dziury w płocie załatwiła i zaprosiła Fransa Timmermansa na wielką antyrządową demonstrację, która ma się odbyć 7 maja. Ciekawe, czy wiceszef Komisji Europejskiej zdecyduje się na tak jednoznaczną deklarację wsparcia dla polskiej opozycji.

Na szczęście mamy rok 2016, bo z tymi zaproszeniami przedstawicieli obcych państw przez opozycję różnie w przeszłości bywało. Janos Kadar w 1956 roku na Węgrzech utworzył alternatywny rząd i wezwał „bratnią pomoc" ze Związku Sowieckiego, w Czechosłowacji w sierpniu 1968 z podobnym apelem wystąpiła grupa działaczy komunistycznych niechętnych reformom Aleksandra Dubczeka (z Gustavem Husakiem na czele), a w roku 1979 sowieccy komandosi specjalnie przetransportowali do Kabulu Babraka Karmala, aby mógł on z ojczyzny zaprosić „przedstawicieli" ZSRR do Afganistanu.

Nie chcę przez to w żadnym wypadku powiedzieć, że zaproszenie pani prezydent stolicy wystosowane do Timmermansa przypomina mi wezwania, które do swoich patronów zza granicy wystosowywali Kadar, Husak i Karmal. Wiem, że to byłoby niemądre skojarzenie, bo przecież Unii Europejskiej w żadnym wypadku nie wolno przyrównywać do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Także dlatego, że Timmermans, w odróżnieniu od Chruszczowa i Breżniewa, nie ma żadnych dywizji. I w odróżnieniu od przywódców ZSRR, na szczęście, może najwyżej pisać sobie (a muzom) rezolucje.

Nieśmiało jednak chciałbym zwrócić uwagę, że coś łączy te zaproszenia dawniej i dziś. Ten sam jest cel – chodzi o to, aby patron zza granicy pomógł obalić rząd i przywrócił do władzy poprzedni reżim.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

– To jest kompromitacja, dewastacja, dezintegracja – tyle zrozumiałem z pokrzykiwania przerywanego łkaniem. Delikatnie, starając się uspokoić znajomego, zapytałem, co go wyprowadziło z równowagi.

– Jak oni mogli nie zaprosić Timmermansa! – załkał mi prosto w twarz, a w jego załzawionych oczach zobaczyłem szczerą rozpacz.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie