Ale bez obecności związkowców w rządzie części reform, np. górnictwa, być może w ogóle nie dałoby się przeprowadzić.
Oczywiście, co nie zmienia faktu, że w AWS powinno było dojść do podziału ról, bo utrzymywanie podwójnej roli związkowców i polityków nie służyło ani rządowi, ani „Solidarności". Chwalę AWS, bo to był bardzo piękny czas pospolitego ruszenia przeciwko władzy SLD i zupełnie innych relacji w polityce, bardziej koleżeńskich. Trzeba pamiętać o reformatorskich dokonaniach, a także o zbudowaniu IPN. Wbrew opinii większości ideologów współczesnej prawicy chcę podkreślić, że historia polityczna III RP nie jest pasmem porażek i że nie należy całego tego okresu wyrzucać do kosza.
Dlaczego Marian Krzaklewski chciał zostać prezydentem?
Zapewne zakładał, że inna kandydatura oznacza zmianę przywództwa w AWS. Kandydował w wyborach prezydenckich z chęci utrzymania przywództwa, bo gdyby w tamtych wyborach wystartował kto inny, przykładowo Maciej Płażyński, i osiągnął przyzwoity wynik, to automatycznie przywództwo powędrowałoby do niego.
W 2000 roku, kiedy odbywały się wybory prezydenckie, AWS miała słabe poparcie. W gruncie rzeczy wojna o to, kto utrzyma przywództwo, mogła być wojną o pietruszkę.
Dzielenie się władzą jest jednym z elementów sztuki politycznej. Krzaklewskiemu zabrakło tej umiejętności. Jednocześnie Artur Balazs i Aleksander Hall przekonywali Macieja Płażyńskiego do startu w wyborach prezydenckich. Ten jednak odmówił.
Z tego wynika, że w AWS było wielu niezdecydowanych polityków. O Jerzym Buzku też mówiono, że jest chwiejny, działa metodą ostatniego rozmówcy, że reformy podejmuje się na zasadzie wrzutek.
Nie godzę się z tym stwierdzeniem, bo jednak reformy były dobrze przygotowane. Wyjątkiem była rewolucja w szkolnictwie polegająca na wprowadzeniu gimnazjów. Do dziś nie wiadomo, kto suflował tę reformę. Buzek był wyznawcą tej samej strategii co Marian Krzaklewski, czyli bardzo długiego ucierania stanowisk. Miał też niespożytą siłę fizyczną, mógł toczyć rozmowy do 2, 3 w nocy, po czym wznawiać pracę rano kolejnego dnia. Moja żona była trochę zaskoczona, że premier potrafi zadzwonić o godzinie 1 w nocy w celu skonsultowania stanowiska. Takie telefony do współpracowników były czymś oczywistym. Mimo to mam do Buzka sympatię, bo jego działaniom towarzyszyła myśl, że można się porozumieć. Ale rzeczywiście całej formacji brakowało mocy i siły. Historia AWS pokazuje, czym jest brak zdolności do ryzyka i przywództwa. Gdy nie ma tych dwóch cech, to porażka czyha za drzwiami.
Czy pamięta pan kampanię prezydencką?
Tak. To była słaba kampania. Krzaklewski nie miał osobowości przyciągającej ludzi. Zapamiętałem sondaż, którego uczestnicy odpowiadali na pytania, kto z polityków pomógłby ci na ulicy, gdybyś znalazł się w krytycznej sytuacji, i z kim chciałbyś zjeść obiad. Krzaklewski w obu tych kategoriach nie był wysoko, a Kwaśniewski górował. To był zwiastun przyszłej klęski naszego kandydata.
A czy Krzaklewski pomógłby komuś na ulicy?
Myślę, że tak, ale to nie ma przesądzającego znaczenia. Polityka demokratyczna to w dużym stopniu wyobrażenie o faktach. Nie ma znaczenia, czy Krzaklewski by komuś pomógł, skoro ludzie tak nie uważali.
Pamiętam, że użyto wówczas m.in. słynnej reklamówki atakującej Kwaśniewskiego – z Markiem Siwcem parodiującym papieża i z chwiejącym się Kwaśniewskim nad grobami w Charkowie.
Na nic się to zdało. Być może gdyby AWS wystawiła innego kandydata w wyborach prezydenckich, mogłaby przetrwać. Z zaniechaniami AWS kontrastowały działania Lecha Kaczyńskiego, który jako minister sprawiedliwości efektywnie walczył z przestępczością. To stworzyło podstawę dla Prawa i Sprawiedliwości.
Pan wszedł do rządu Buzka dopiero w marcu 2000 roku, a więc cztery miesiące przed rozpadem koalicji z Unią Wolności. Jak się panu układały stosunki z premierem?
Z początku nie miałem pełnego zaufania premiera.
Dlaczego?
Być może uważał, że prezentuję zbyt wyraziste poglądy. Moja kandydatura na ministra kultury była zwalczana przez spółdzielnię Tomaszewskiego i publicznie przez kierownictwo Unii Wolności. Szef klubu tej partii powiedział publicznie, że zadam kulturze śmierć. Potem emocje opadły i premier dał mi wolną rękę i wsparcie. Dla mnie był to wspaniały czas budowy podstaw nowoczesnej polityki historycznej i dyplomacji kulturalnej za granicą. Zaprosiłem do współpracy ludzi, którzy rozwinęli swoje umiejętności i służą do dziś polskiej kulturze: Roberta Kostro, Dariusza Gawina, Jacka Kopcińskiego, Jana Ołdakowskiego, Grażynę Bandych, Lenę Cichocką, Pawła Kowala, Pawła Skibińskiego, Dariusza Karłowicza.
A jednak odszedł pan z rządu po zdymisjonowaniu Lecha Kaczyńskiego. Uważa pan swoją ówczesną decyzję za słuszną?
Zdecydowanie tak. Zdymisjonowanie Lecha Kaczyńskiego było złą reakcją na dobrą politykę.
To jak pan może chwalić Buzka?
W polityce, nawet jeżeli się z kimś spieram, to chcę dostrzec dobre strony jego działań. Tak też opisuję Jerzego Buzka i AWS. Weźmy chociażby pozycję Polski w traktacie nicejskim. To było wielkie osiągnięcie rządu AWS i Jacka Saryusza-Wolskiego. Pamiętam, jak Jerzy Buzek podczas Kongresu Kultury Polskiej był w ciągłym kontakcie z Saryuszem-Wolskim, który samodzielnie wynegocjował niezwykle korzystne dla Polski regulacje.
Padło też z ust Jana Rokity hasło „Nicea albo śmierć", które zostało później wykpione.
Ze względu na jego pewną teatralną przesadę. Niemniej pozycja Polski w traktacie nicejskim to przykład, jak należy robić politykę europejską – asertywnie i z jednoczesną zdolnością do współpracy. Z posiedzeń rządu zapamiętałem też negocjacje budżetowe, bo prof. Bartoszewski wygłaszał zawsze następującą tyradę: – Choć miałem w rodzinie bankiera i księgowego, nie znam się na pieniądzach, ale muszę płacić służbie dyplomatycznej w dolarach i żądam tyle i tyle pieniędzy. I z reguły dostawał to, czego chciał.
—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
Kazimierz Michał Ujazdowski – polityk konserwatywny, ostatnio nawołujący do kompromisu w sprawie TK. W przeszłości w kilku partiach, m.in. w Koalicji Konserwatywnej, SKL, Przymierzu Prawicy. Obecnie eurodeputowany PiS. Był ministrem kultury w rządach Jerzego Buzka, Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95