Przez lata nazwisko tego izraelskiego dramaturga, pisarza i poety kojarzyło się przede wszystkim ze znakomitym spektaklem „Krum", który Krzysztof Warlikowski zrealizował w Teatrze Rozmaitości w Warszawie w 2005 roku, czyli sześć lat po śmierci pisarza. Przedstawienie obrosło legendą i po latach inni polscy twórcy zaczęli się delektować Levinowym spojrzeniem na świat.
Zainteresowanie wzmacniała świadomość, że rodzice Levina wychowywali się w Polsce, a on samo choć urodzony w Izraelu, dorastał w społeczności polskich Żydów. Ta „genetyczna przypadłość" może być jednak dość myląca. Levin bardzo mocno osadzony był bowiem w kulturze izraelskiej; bliżej mu było z pewnością do Becketta niż np. Mrożka czy Gombrowicza. Niektórzy widzą w nim też kontynuatora teatru absurdu Eugene'a Ionesco czy spadkobiercę teatru okrucieństwa Antonina Artauda oraz teatru epickiego Bertolta Brechta.
Premiera spektaklu satyrycznego „Królestwo wszechwanny" wyreżyserowanego w słynnym Teatrze Cameri w Tel Awiwie przez brata pisarza zakończyło się skandalem. Najbardziej ponoć zbulwersowała widzów scena „ofiarowania Izaaka", gdzie przygłuchy Abraham nie reaguje na głos Anioła. Pacyfista Levin wyśmiał w ten sposób motyw niezawinionej i bezsensownej śmierci przypisanej ofierze sakralnej. Odczytano to dość jednoznacznie jako głos protestu wobec ruchu syjonistycznego walczącego o polityczną autonomię w imię religii. Warto dodać, że w warszawskim Teatrze Żydowskim utwór wystawiony został tak nieporadnie, że wywołał raczej senność i znudzenie, więc żaden aktor, wychodząc na scenę, nie narażał się jak w Tel Awiwie na atak ze strony widowni. I nie doznał uszczerbku na zdrowiu i życiu.
Ale w teatrach polskich od czasów „Kruma" mogliśmy też odnotować wiele udanych premier. Jedną z nich przygotował przed laty Jan Englert. Wystawił on w Teatrze Narodowym „Udrękę życia" z kreacjami Anny Seniuk i Janusza Gajosa. Specjalistami od Levina stali się też m.in. Adam Sajnuk i Artur Tyszkiewicz. Ten ostatni zrealizował m.in. znakomitą inscenizację „Sprzedawców gumek" w IMCE.
Teraz do tej listy dopisać trzeba spektakl „Nikt" w Teatrze Narodowym. Mimo pewnej rozwlekłości i fatalnej scenografii przedstawienie to zasługuje bez wątpienia na uwagę.