Gdy muzułmanie zabijają muzułmanów, a chrześcijanie chrześcijan

Obiecywano nam święty spokój. Miał nastąpić koniec wieku ideologii, koniec historii, konwergencja, globalizacja, koniec wojen i głodu.

Aktualizacja: 25.03.2017 12:09 Publikacja: 23.03.2017 14:42

Gdy muzułmanie zabijają muzułmanów, a chrześcijanie chrześcijan

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Chociaż nie sposób przedstawić dokładnych danych, od zakończenia drugiej wojny światowej, w której zginęło około 60 milionów ludzi, w wyniku wojen i konfliktów zginęło na świecie ponad 50 milionów ludzkich istnień.

Te same statystyki podają na przykład szczegółowe dane na temat strat poniesionych w konfliktach izraelsko-arabsko-palestyńskich, poczynając od wojny 1947 roku. Do 2010 roku miało zginąć 10 938 Izraelczyków, 56 tysięcy Arabów i 4300 Palestyńczyków. Jest to jedyny obszar, gdzie podane są szczegółowe liczby. W przypadku Chin mamy na przykład 38 milionów wymordowanych w czasie Wielkiego Skoku i 11 milionów w czasie rewolucji kulturalnej. Związek Sowiecki jest potraktowany dosyć ulgowo: wielkie czystki obejmują tylko lata 1937–1938 i zamykają się liczbą 11 milionów ofiar. Robert Conquest, niedawno zmarły wybitny znawca Związku Sowieckiego, twierdził, że komunistom udało się ukryć kilka milionów ofiar systemu w stratach pierwszej i drugiej wojny światowej.

Fakt, że Izrael jest szczególnie w tych wyliczeniach wyróżniony, świadczy o tym, że jako kraj cywilizowany prowadzi dokładne statystyki, ale też i o tym, że fałszywe są tezy o solidarności muzułmanów. Miliony zabitych muzułmanów w Indiach czy Indonezji nie wywoływały religijnego oburzenia, a kilka wojen między państwami muzułmańskimi (konflikt Pakistanu z Bangladeszem w 1970 roku kosztował życie 500 tysięcy ludzi, Iranu z Irakiem w latach 1980–1988 – 450 tysięcy) są dowodem, że islam nie powstrzymuje przed użyciem broni przeciwko swoim współwyznawcom, tak jak i chrześcijaństwo nie powstrzymuje przed wzajemnym wyrzynaniem się przez chrześcijan.

Obrońców teorii o wyższości jednej religii nad wszelkimi innymi lubię pytać, które z plemion w Rwandzie było chrześcijańskie, a które muzułmańskie. Prawda o tym, że członkowie obu skonfliktowanych plemion byli wyznawcami chrześcijaństwa, jest dla niektórych bolesna.

Historia toczy się nadal, i to w dość bolesny sposób. Nie nastąpił również koniec wieku ideologii. Chociaż z zasady nie obchodzą mnie spory pomiędzy ideologiami, to pamiętam wykres w kształcie koła, na którym oddzielone od siebie były liberalizm, konserwatyzm i socjalizm, ale gdzie zbiegały się ideologie radykalne – komunizm i faszyzm. Nie są one w żadnym wypadku tym samym, ale czerpią z podobnych źródeł filozoficznych i historycznych i – co mnie zawsze fascynowało – ich przywódcy cechują się osobowością autorytarną.

Dziś wiodącym słowem opisującym nielubiane ideologie lub nielubianych polityków jest „populizm". Mało kto umie to zjawisko zdefiniować w sposób zadowalający. Wikipedia podaje: „Populizm (z łac. populus „lud") – termin politologiczny, nieostry i niejednoznaczny, opisujący zjawiska polityczne, których wspólną cechą jest retoryka odwołująca się do »woli ludu«".

W terminologii lewicy populistami są Viktor Orbán, Donald Trump czy Recep Tayyip Erdogan, którzy, choć używają podobnych słów, sprawują władzę na zupełnie różne sposoby. Nie jest nim jednak Władimir Putin. Być może dlatego, że dla lewicy byłoby to zbyt obraźliwe słowo. A dla ludzi normalnych określenie „populista" jest zbyt łagodne w stosunku do dyktatora.

Okazało się jednak, że tak jak na wykresach, które studiowałam w młodości, znalazły się punkty zbieżne pomiędzy Putinem i Trumpem. Otóż ich doradcy czy też ich guru wywodzą się filozoficznie z tego samego pnia lub co najmniej odwołują się do jednego mistrza. I Aleksander Dugin, Rasputin Putina, jak się go nazywa, i Steve Bannon, Machiavelli Trumpa, jak ja go nazwałam, są wyznawcami Juliusa Evoli, zmarłego w 1974 roku włoskiego nazistowskiego filozofa, ojca duchowego skrajnej prawicy europejskiej. O którym zapewne będziemy mieli jeszcze okazję usłyszeć.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Chociaż nie sposób przedstawić dokładnych danych, od zakończenia drugiej wojny światowej, w której zginęło około 60 milionów ludzi, w wyniku wojen i konfliktów zginęło na świecie ponad 50 milionów ludzkich istnień.

Te same statystyki podają na przykład szczegółowe dane na temat strat poniesionych w konfliktach izraelsko-arabsko-palestyńskich, poczynając od wojny 1947 roku. Do 2010 roku miało zginąć 10 938 Izraelczyków, 56 tysięcy Arabów i 4300 Palestyńczyków. Jest to jedyny obszar, gdzie podane są szczegółowe liczby. W przypadku Chin mamy na przykład 38 milionów wymordowanych w czasie Wielkiego Skoku i 11 milionów w czasie rewolucji kulturalnej. Związek Sowiecki jest potraktowany dosyć ulgowo: wielkie czystki obejmują tylko lata 1937–1938 i zamykają się liczbą 11 milionów ofiar. Robert Conquest, niedawno zmarły wybitny znawca Związku Sowieckiego, twierdził, że komunistom udało się ukryć kilka milionów ofiar systemu w stratach pierwszej i drugiej wojny światowej.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Inwazja chwastów Stalina
Plus Minus
Piotr Zaremba: Reedukowanie Polaków czas zacząć
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Elon Musk na Wielkanoc
Plus Minus
Kobiety i walec historii