Jay Z i Beyoncé: nowa dynastia w show-biznesie

Wokalistka Beyoncé i raper Jay-Z, prywatnie para, posiadają majątek oceniany na 1,2 miliarda dolarów. Wystąpią na PGE Narodowym 30 czerwca. A jeszcze niedawno byli bliscy rozwodu z powodu „Becky o dobrych włosach".

Publikacja: 24.03.2018 23:01

Jay Z i Beyoncé: nowa dynastia w show-biznesie

Foto: AFP

Każda wiadomość o Beyoncé i Jayu-Z – zła czy dobra – jest dla dzisiejszych mediów wspaniała, ponieważ jak najbardziej dochodowy serial podnosi czytelnictwo i znakomicie się „klika".

Nawet nie wypada się dziwić. Sir Paul McCartney, przez kilka dekad najbogatszy muzyk świata, dojrzewał w powojennym, zbombardowanym Liverpoolu i trzy dekady musiał harować, żeby zostać najbogatszym człowiekiem w show-biznesie. Również dlatego, że przez pierwszą dekadę traktowany był przez menedżerów jak niewolnik, który nie ma prawa do owoców swojej pracy, czyli piosenek z okresu The Beatles. Tak jest zresztą do dziś.

Jay-Z urodzony w 1969 roku, młodszy od McCartneya o 27 lat, wyrastał w ekstremalnych warunkach nowojorskiego Brooklynu. Ojciec, alkoholik i narkoman, nie dbał o rodzinę, angażując się w uliczne porachunki i nocne poszukiwania z bronią w ręku zabójcy brata.

Jay od najwcześniejszych lat miał kontakt z bronią. Gdy brat ukradł mu męską biżuterię, postrzelił go w ramię. W szkole poznał historyczne już dziś w rapie postacie – The Notorious B.I.G. i Busta Rhymesa. Miał też handlować narkotykami. Kto wie, może właśnie te handlowe doświadczenia w bezwzględnej rzeczywistości Nowego Jorku sprawiły, że dorobił się blisko miliarda w niespełna dwie dekady. Dziś jest wzorowym biznesmenem, choć jeszcze w 1999 roku był oskarżony o dźgnięcie w brzuch pięciocalowym nożem wydawcy podejrzanego o dystrybucję pirackich płyt z kompozycjami rapera.

Dba o owoce swej pracy, bo pierwsze kompakty ze swoimi nagraniami sprzedawał wprost z samochodu. W 1996 roku założył firmę Roc-A-Fella Records i debiutował albumem „Reasonable Doubt". 12 lat później stał się pierwszym hiphopowym artystą, który był główną gwiazdą na największym europejskim festiwalu w Glastonbury. Kontroluje nie tylko katalog swoich nagrań, działalność koncertową, ale także wiele słynnych marek.

Jay-Z dał początek nowej dynastii w show-biznesie, żeniąc się z najbardziej utytułowaną afroamerykańską wokalistką Beyoncé Knowles (rocznik 1981). Wielu specjalistów w branży uważa, że to od lat największa gwiazda r'n'b, która kontynuuje tradycje takich wykonawczyń jak Aretha Franklin czy Whitney Houston.

Zaczynała karierę w girlsbandzie Destiny's Child, który prowadzony przez ojca wokalistki, wcześniej menedżera w salonie Xeroxa, sprzedał 60 mln albumów. Jej przeznaczeniem było stać się nową królową pop oraz najzamożniejszą kobietą w światowym show-biznesie. Kim jest, do końca nie dowiemy się nigdy, ponieważ zawsze lubiła ukrywać się za medialną kreacją. Na estradzie prezentowała się jako Sasha Fierce, a jak powiedziała sama Beyoncé – Sasha jest od niej bardziej dynamiczna, agresywna i sexy.

Solową karierę zaczęła od występu w filmie „Austin Powers i Złoty Członek". Jest również znana z „Carmen", adaptacji opery Bizeta, w której zagrała główną rolę, a także „Wojny pokus". Nie budzi większych kontrowersji – jedną z nielicznych był ujawniony przez media prywatny show dla libijskiego dyktatora Kaddafiego. Zarobiony w ten sposób milion dolarów szybko przekazała na cele charytatywne.

W 2002 roku Jay-Z wystąpił gościnnie w piosence Beyoncé „03 Bonnie & Clyde". Potem raper pojawiał się na kolejnych solowych płytach wokalistki, których sprzedała 100 mln egzemplarzy. Długo podkreślali, że ich prywatne relacje nie są na sprzedaż i to ich tajemnica. Ale 4 kwietnia 2008 roku stało się: zawarli małżeństwo, a na jednym z koncertów Beyoncé zaprezentowała pierścionek zaręczynowy wart 5 mln dol., wykonany przez firmę Lorraine-Schwartz. Od tego czasu są najlepiej zarabiającą parą w show-biznesie, już w pierwszym roku małżeństwa powiększając majątek o 162 mln dol. To Beyoncé przypadł w udziale zaszczyt wykonania hymnu podczas uroczystej inauguracji drugiej kadencji Baracka Obamy, potem uświetniła Super Bowl, finał rozgrywek futbolu amerykańskiego. Migawki z tych występów pokazały wszystkie telewizyjne programy na świecie oraz portale internetowe. Nic dziwnego, że przytulają się do niej i jej męża najsłynniejsze globalne marki. Partnerem najnowszego tournée będzie amerykański bank z dwustuletnią tradycją.

Zła kobieta

Horror małżeństwa, mającego córkę i dwójkę bliźniaków, ze zdradą w tle rozgrywał się długo. Gdy cały muzyczny świat plotkował o rozwodzie i starał się dociec, o co chodzi, ojciec Beyoncé wyśmiewał się z całej sprawy, nazywając ją „projekcją świadomości Jedi". Sugerował, że to plotka, która podgrzała sprzedaż biletów na wspólne tournée artystów w 2014 roku. W przestrzeni publicznej rodzinny dramat najmocniej wybrzmiał w 2016 roku na płycie Beyoncé „Lemonade" oraz na „4:44" Jay-Z.

Beyoncé śpiewała: „On chce mnie tylko wtedy, kiedy mnie nie ma/ Lepiej zadzwoń do Becky z dobrymi włosami". Oznajmiała też, że nie zamierza pić w domu z mężem koniaku D'usse, który reklamował także w wielu wspólnych piosenkach, bo woli wybrać się ze swoim towarzystwem do klubu. Nie życzyła sobie, żeby do niej dzwonił, płakał w telefon i przepraszał. Niemal krzyczała:

„Środkowe palce do góry, podnieś ręce wysoko/ Machnij mu prosto w twarz i powiedz do widzenia/ Powiedz mu, chłopcze, cześć, cześć/ Środkowe palce: nie myślę o tobie".

Z czasem do mediów, również społecznościowych, zaczęło przeciekać coraz więcej szczegółów. W końcu Jay-Z zdecydował się na wywiad dla „The New York Times Magazine". Wszystkich interesowała przede wszystkim tożsamość „Becky". Becky to w raperskim slangu określenie białej kobiety, która w przeciwieństwie do Afroamerykanek nie ma problemu z układaniem włosów. Temperaturę domysłów podnosił film z kamery ochroniarskiej w jednej z wind, która zarejestrowała wybuch wściekłości siostry Beyoncé – Solange – okładającej pięściami szwagra.

Solange wiedziała, kim jest Becky. To blond projektantka mody Rachel Roy. Jay pracował z nią, gdy była dyrektorem kreatywnym Rocawear, firmy odzieżowej rapera. Rachel przez przypadek czy nie sama ujawniła się na Instagramie, pisząc: „Dobre włosy się nie przejmują, zawsze będziemy się dobrze bawiły, w selfie lub naprawdę, żyj w świetle". Ostatecznie Beyoncé mężowi wybaczyła. Cztery finałowe piosenki z jej płyty zostały zinterpretowane jako zachęta do pojednania.

On na swoim albumie śpiewa, żeby Becky zostawiła go w spokoju, z przekąsem dodając, że mężczyzna, który nie dba o rodzinę, nie może być bogaty. W wywiadzie zarysował swój psychologiczny portret z okresu zdrady, wiążąc swoje zachowanie z przyzwyczajeniami z czasów młodości w Brooklynie. „To wtedy wytwarzałem na sobie skorupę twardej osoby, która chce walczyć i ewentualnie zabijać (...). Bo musi przetrwać. A kiedy działa się w trybie przetrwania, co się dzieje? Zamykasz w sobie wszystkie emocje i nie możesz połączyć się emocjonalnie z kobietą. (...) W moim przypadku to stan bardzo głęboki. A wtedy zdarza się wszystko, w tym niewierność" – wyjaśniał.

Przyznał też, że zdecydował się na terapię, aby uratować małżeństwo. Dodał, że Beyoncé jako pierwsza zajęła się małżeńskimi problemami na płycie „Lemonade". Potem było „4:44". „Używaliśmy muzyki jako pretekstu do sesji terapeutycznej. I zaczęliśmy tworzyć muzykę razem. Razem szliśmy też w oku tego huraganu. (...) To wymagało od nas szczerych rozmów i poruszania niełatwych tematów. W końcu byłem naprawdę dumny z muzyki, którą Beyoncé stworzyła, a ona była naprawdę dumna z tego, co ja zrobiłem. Odzyskaliśmy dla siebie szacunek".

Jednocześnie raper przyznał, że Beyoncé była też dumna jako kobieta. Nie przyznawała się do bólu, jaki jej sprawił. „Ci, którzy się rozstają lub rozwodzą, robią to, bo nie dostrzegają swojego cierpienia. A najtrudniejszą rzeczą jest zobaczyć na twarzy bliskiej osoby ból, który wywołałeś, a potem sobie jeszcze z tym poradzić" – tłumaczył.

Koniec ideałów

Album „4:44" stał się pretekstem do głębszych rozliczeń nie tylko z żoną, ale i ze środowiskiem raperów. To zwierzenia afroamerykańskiej gwiazdy, która wyszła z murzyńskiego getta i stała się liderem masowej kultury. Jay-Z rapuje z dumą, podszytą obawą o słabość dzieci wychowanych w nadmiernym luksusie: „Moja żona w łóżeczku karmi dzieciaki płynnym złotem/ Działamy dziś w zupełnie innym trybie/ Dzieciak, który zwykł rzucać cegłami, nie może zostać oszukany".

Raper zdaje sobie sprawę, że za pieniądze można sobie kupić poklask i przyjaciół: „Nie ma czegoś takiego jak brzydki miliarder, jestem słodki". A mimo to ma świadomość kompleksów typowych dla człowieka z awansu, w świecie niewolnym od rasizmu: „Powiedziałbym, że jestem prawdziwym raperem czarnuchów/ Ale co znaczy takie oświadczenie/ To tak, jakby powiedzieć, że jestem najwyższym karłem/ Chwila, to nie jest politycznie poprawne".

Z sentymentem wraca do gangsterskich czasów: „Będę oglądać »Ojca chrzestnego«, bardzo tęsknię do tego". Raper pyta też prowokacyjnie: „Co jest lepsze od jednego miliardera? Miliarderów dwóch! Będę przeklęty, jeśli napiję się Belvedere, a Puff dostanie Ciroc". Chodzi o to, że rywal Jaya-Z – Puff Diddy – jest współwłaścicielem likieru Ciroc, produkowanego z użyciem winogron z Charente-Maritime, w cenie 30 dol. za butelkę. Kiedy podpisał kontrakt w 2007 roku sprzedawało się rocznie 60 tys. butelek. W 2015 roku rozchodziło się już 2 mln. Z kolei Jay-Z lubi polską wódkę Belvedere. Kiedy zaczynał w Brooklynie, nie stać go było na alkohol za 30 dol. Teraz Jay-Z jest krezusem, ale i dyktatorem mody dla wielu milionów młodych ludzi na świecie.

Stworzył wytwórnię muzyczną nowej generacji o nazwie Tidal, dla której stara się pozyskać nagrania zaprzyjaźnionych celebrytów. Nowe przeboje dystrybuuje przez internet i sieci telefonii komórkowych, płyty kompaktowe stawiając na szarym końcu. Jego atutem była od początku popularność własna oraz zaprzyjaźnionych gwiazd. A są wśród nich najważniejsi przedstawiciele wszystkich gatunków: Kanye West i Nicki Minaj, Beyoncé i Rihanna, Madonna, Calvin Harris, Daft Punk, Jack White i Coldplay, Jason Aldean.

Jay-Z podkreślał, że chce oferować muzykę lepszej jakości niż inne portale streamingowe, a także atrakcyjne dodatki, w tym wideo i playlisty gwiazd. Utrzymuje, że zamierza przywrócić muzycznemu biznesowi zdrowe zasady.

– Wartość muzyki jest deprecjonowana. W każdym biznesie, gdyby ktoś wyprowadzał zyski i nie opłacał wytwórców, stanąłby przed komisją w Kongresie – powiedział „Billboardowi". – Ludzie przyzwyczaili się do tego, by płacić 6 dol. za wodę, choć jest za darmo w kranie, ale za piosenki, których wyprodukowanie kosztuje, nie chcą płacić. Zmienimy to, ale będziemy supertransparentni. Każdy artysta uzyska wgląd w dane dotyczące sprzedaży jego muzyki.

Tylko inwestycja giganta komunikacji bezprzewodowej Sprint w Tidala oceniana była na 200 mln dol., co sprawiło, że wartość firmy szacowano na 600 mln dol., a więc dziesięć razy więcej, niż zapłacił za nią Jay-Z. Do tego trzeba doliczyć wpływy z szampana Armand de Brignac, który w Polsce kosztuje blisko 2 tys. zł. A Jay-Z ma też linię odzieżową i klub NBA Brooklyn Nets.

Pierwszy wielki interes zrobił na sprzedaży udziałów w odzieżowym gigancie Rocawear za 204 mln dol. Potem założył nową firmę Roc Nation, w której najbardziej rozwojowa jest spółka zajmująca się sportem i odzieżą sportową. Inwestuje w takie marki, jak Duracell, Bacardi i Budweiser. W 2014 roku kupił producenta ekskluzywnego szampana od firmy Sovereign Brands. Armand de Brignac, znany też pod nazwą Ace of Spades, jest produkowany ze szczepu Pinot Noir we francuskiej miejscowości Chigny-les-Roses jedynie przez osiem osób. Winnica działa od 1763 roku. Teraz należy do rapera, który potrafi wypuścić na rynek krótką serię butelek, a za jedną trzeba zapłacić 850 dolarów. Elegancki trunek dystrybuuje w formie przedsprzedaży. Dobrze rozwinął wiedzę o rynku doskonaloną od brooklyńskich czasów. Z kolei kontrakt na wyłączność z globalnym liderem na rynku koncertowym Live Nation szacowany był na 170 mln dol.

Estrada jak wybieg

Beyoncé też ma duże osiągnięcia w biznesie, lecz nie jako inwestor, tylko twarz wielu kampanii reklamowych. Jej kontrakt z Pepsi podpisany w 2012 roku oceniano na 50 mln dolarów. Reklamowała też perfumy Tommy'ego Hilfigera i Emporio Armani, do czasu, gdy specjalnie dla niej wyprodukowano linię zapachową Heat, Heat Rush i Pulse. W wysmakowany sposób przygotowane kompanie reklamowe nakręcały sprzedaż albumów i biletów na koncerty. Premiera specjalnej serii perfum była związana z tournée „Mrs Carter Show". Można powiedzieć bez przesady, że kobiecy świat w dużej części pachniał tak jak Beyoncé, ponieważ sześć produktów perfumowych sygnowanych przez wokalistkę uzyskało łączny obrót w wysokości 400 mln dol. To światowy rekord.

Beyoncé jest też gwiazdą mody. Wraz z mamą wylansowała linię odzieżową House of Deréon, przeznaczoną dla trzech pokoleń kobiet. Nazwa jest hołdem dla babci Agnéz Deréon, która była szwaczką. Koncerty były dobrą formą promocji ubrań. Beyoncé połączyła też siły z House of Brands, by produkować szeroką gamę obuwia dla House of Deréon. Wszystkie produkty promowała poprzez „Beyoncé Fashion Diva", grę mobilną odwołującą się do odzieżowej kolekcji. Potem Beyoncé wprowadziła na rynek nową markę dla młodzieży Sasha Fierce, która lansowała ubrania szkolne. W kolekcji znalazła się odzież sportowa, torebki, obuwie, okulary, bielizna i biżuteria. Po tym ruchu o współpracę z gwiazdą zaczęły zabiegać duże sieci sklepów, w tym C&A i Topshop. Nazwa Ivy Park jest ukłonem w stronę córki Blue Ivy i jej ulubionego numeru rzymskiej czwórki.

Można być pewnym, że warszawski koncert Beyoncé i rapera Jaya-Z przypominać będzie showbiznesowy rebus. Fani z jednej strony będą słuchać piosenek i śpiewać je razem z gwiazdami, ale także podziwiać kreacje artystów i czytać z ich twarzy więcej, niż mówią wersy przypominające małżeński dramat oraz Becky o dobrych włosach.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Każda wiadomość o Beyoncé i Jayu-Z – zła czy dobra – jest dla dzisiejszych mediów wspaniała, ponieważ jak najbardziej dochodowy serial podnosi czytelnictwo i znakomicie się „klika".

Nawet nie wypada się dziwić. Sir Paul McCartney, przez kilka dekad najbogatszy muzyk świata, dojrzewał w powojennym, zbombardowanym Liverpoolu i trzy dekady musiał harować, żeby zostać najbogatszym człowiekiem w show-biznesie. Również dlatego, że przez pierwszą dekadę traktowany był przez menedżerów jak niewolnik, który nie ma prawa do owoców swojej pracy, czyli piosenek z okresu The Beatles. Tak jest zresztą do dziś.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Inwazja chwastów Stalina
Plus Minus
Piotr Zaremba: Reedukowanie Polaków czas zacząć
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Elon Musk na Wielkanoc
Plus Minus
Kobiety i walec historii