Dominik Zdort: Być jak Tomasz Terlikowski

Słowo „kompromis" ostatnio króluje w mediach, więc i ja na ten temat. Jestem – wbrew pozorom – człowiekiem elastycznym i skłonnym do kompromisu.

Aktualizacja: 19.03.2016 05:52 Publikacja: 18.03.2016 00:00

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Sądzę, że byłbym w stanie znaleźć nić porozumienia z maratończykami, którzy blokują miasta. Byłbym też zdolny układać się z właścicielami psów, którzy szczują na mnie potwory z wyszczerzonymi kłami. Mało tego: chętnie widziałbym kompromis w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Najlepiej taki, który rozpocznie się od oczywistości: zakończenia prawniczej samowolki i przestrzegania przez TK polskiej konstytucji oraz ustaw.

Ale są sytuacje, gdy nie ma miejsca na kompromis. Gdy nie ma już miejsca na publicystyczne zabawy i żarciki. Gdy trzeba być pryncypialnym jak Tomasz Terlikowski.

Przed dwoma tygodniami w warszawskim Szpitalu Świętej Rodziny doszło do wydarzenia, które media opisały jako „nieudaną aborcję". Dziecko wyrwane z brzucha matki w 24. tygodniu ciąży przeżyło tę procedurę. Biło mu serce, płakało. Złożono je do inkubatora i czekano na śmierć. Świadkowie twierdzą, że płacz było słychać przez godzinę. Szpital prostuje, że „tylko" przez 22 minuty.

Jak rozumiem, skoro dziecko płakało 22 minuty, a nie 60, to problemu nie ma. Tym bardziej że krajowa konsultant ds. neonatologii Ewa Helwich uspokaja (w nieocenionej „Gazecie Wyborczej"), iż półkilogramowe dziecko nie jest w stanie głośno płakać, może co najwyżej kwilić.

Nie wiem, jak trzeba być bezdusznym, bezmyślnym lub cynicznym, aby wygłaszać takie – choćby i prawdziwe – zdania. Porażające jest, że powiedziała to osoba, po której powinniśmy się spodziewać choćby odrobiny empatii wobec nowo narodzonego człowieka.

Dla niektórych ten szpitalny przypadek pewnie będzie przyczynkiem do refleksji nad niefachowo wykonaną pracą lub niedoskonałością sprzętu medycznego. Dla mnie to horror i przypomnienie, że „kompromis aborcyjny" był po prostu legalizacją mordowania niewinnych istot w sposób wyjątkowo bestialski.

Nie domagam się jednak, aby poprawiać ustawę z 1993 roku. Wręcz przeciwnie – trzeba jak najszybciej ją znieść w całości. I po prostu zacząć korzystać z art. 148 kodeksu karnego: Kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności od lat ośmiu do 25 albo karze dożywocia.

Nie, nie jestem tak bezduszny, aby domagać się skazywania lekarzy, którzy dopuszczą się przerwania ciąży, gdy zagrożone będzie życie matki. Tu także wystarczy się odwołać do kodeksu karnego, do przepisów z art. 25 o obronie koniecznej. A decyzję o tym, czy aborcja była uzasadniona, podejmie sąd.

Prawo – jak wiadomo – kształtuje poglądy obywateli. Dlatego trzeba okrutne zabójstwo nazwać po imieniu, nie skrywając go pod słowem „aborcja".

I jeszcze jedna ważna sprawa – w końcu należy zacząć ścigać nielegalne aborcje. Powinny się tym zajmować policja, prokuratura, inne upoważnione służby. Bo dziś zakaz aborcji jest fikcją, prawem w praktyce niestosowanym. Jeśli gdzieś w Polsce potrzebna jest szybka i dobra zmiana, to właśnie w tej dziedzinie.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Plus Minus
Tajemnice pod taflą wody