– Każdy spektakl Nekrošiusa ma wiele symboli – życia, śmierci, przemijania. Zadziwia fakt, że to proste środki: słowo, ruch ciała, intonacja. On przyjechał z gotowymi obrazami – mówi towarzysząca mu tłumaczka Beata Gołaszewska.
W komnacie Senatora obok łoża pojawiają się makówki. „Mak symbolizuje noc, zapomnienie, niewiedzę, sen, ciszę, chytrość, lenistwo, odurzenie, czary". To jedne z wielu wyjaśnień, które znajduję w słowniku Władysława Kopalińskiego. Także Słowianom mak towarzyszył od najdawniejszych czasów. Odgrywał ważną rolę w obrzędowości pogrzebowej (symbol łączności z innym światem), chronił przed duchami i czarownicami. Makówki ustawione wokół tronu Senatora są gigantyczne i przypominają jednocześnie dynie wydrążone z okazji Halloween.
– U Nekrošiusa pewne symbole przekształcają się w inne i potem się autonomizują – mówi Paweł Szymański, kompozytor, autor muzyki.
– Na pewno inspirują go rzeczy zaskakujące – dodaje Magda Warzecha. – Myślę, że byłoby miło poznać się bliżej, lepiej go zrozumieć. Na szczęście się okazało, iż nasza wrażliwość jest na tyle pojemna, że udaje się znaleźć niezbędną nić porozumienia. A jednak myślę, że przydałoby się więcej czasu, by ze sobą poobcować, posłuchać, poprzyglądać się sobie. Wtedy szybciej reagowalibyśmy na jego uwagi, bo reżyser bywa niecierpliwy. Wymaga natychmiastowej reakcji, a jak się nie pojawia, to nie ukrywa irytacji. Spotkania z Nekrosiusem pozwalały nam odszukać w sobie takie pokłady, o które by się człowiek nie podejrzewał. I to było bardzo cenne i twórcze.
Filozof i kaznodzieja
Wnikanie do świata Nekrošiusa wcale nie jest proste – dodaje Piotr Grabowski. – To nie jest analiza tekstu, do której jesteśmy przyzwyczajeni. On mówi obrazami i musieliśmy powoli nakładać jego wyobrażenia na nasze. Kiedy to nastąpiło, poczuliśmy niezwykłą wolność. Mówiąc o moim bohaterze, on użył słowa „nieporadność". To mi starczyło.
– Niektóre jego uwagi są jak koany buddyjskie. Trzeba przespać się z tym albo nie spać całą noc, by zrozumieć, co miał na myśli – twierdzi Grzegorz Małecki. – To umysłowość fascynująca i odlepiona od naszej rzeczywistości. Czasem trudno wniknąć w jego myśli. Nad niektórymi uwagami zastanawiamy się tygodniami.
Wrażenie robi muzyka Pawła Szymańskiego znakomicie budująca nastrój. Z Nekrošiusem poznali się przed trzema laty, gdy on reżyserował w Operze Narodowej jego „Qudsję Zaher".
– Propozycję napisania muzyki do „Dziadów" przyjąłem z radością, choć nie bez lęków. Jak się okazało, uzasadnionych – mówi Paweł Szymański. – Język, jakim porozumiewa się on z kompozytorem, jest językiem metaforycznym. Ta komunikacja nie była łatwa. Nekrošius, którego niezwykle cenię, nawet aktorom nie zdradza swoich intencji, tylko jak mag staje naprzeciw nich i kreuje sceny. Musiałem za tym podążać, a przecież muzykę trzeba napisać, potem nagrać, nagrana jest produktem dość sztywnym, więc praca wymagała intuicji. Masa teatralna podlegała ewolucjom, zwrotom. Ale było warto. Gdy coś jest łatwe, okazuje się zazwyczaj mało ciekawe.
– Teraz panuje moda na to, by przeszłość odłożyć na bok, odepchnąć. Dla mnie to niezrozumiałe – mówi Nadieżda Gultiajewa, autorka kostiumów. – Nowoczesność, którą się ciągle stawia na piedestał, też jest ograniczeniem. Wiem, że modnie jest szokować, ale jeśli to jedyny wyznacznik, to mnie jest obcy. Przygotowując kostiumy, mniej zwracam uwagę na czasy, bardziej na charakter konkretnej postaci, człowieka. Miałam pomysł na kostium dla Konrada, ale jak poznałam Grzegorza Małeckiego, to niektóre rzeczy przepracowałam, by poczuł się w nim jak we własnej skórze.
Aktorzy przed premierą czuli zmęczenie, ale i satysfakcję z pracy z niezwykłym twórcą. – Nekrošius to teatralny kaznodzieja, filozof, człowiek poszukujący i zmagający się z rzeczywistością. Nie tą, która jest na ulicy, w sklepach czy z tematami felietonowymi, ale z tym, z czym zmaga się ludzkość od zarania dziejów – mówi Grzegorz Małecki. – Tu nie ma taniej publicystyki, nie poruszamy tematów modnych i aktualnych. „Dziady" są naszym największym dramatem narodowym, a ich wystawieniom zawsze towarzyszyły emocje. Teraz reżyserowane są przez Litwina nieobciążonego polskością, naszą tradycją, naszą historią. On czyta w tym dramacie coś innego niż my do tej pory. Oczywiście nie wycięliśmy patriotycznych wątków z dramatu, ale one nie są istotą tego przedstawienia. Tu akcent nie jest położony na polskość, patriotyzm, narodowość. To raczej poszukiwanie kontaktu z tamtym światem, jeśli on w ogóle istnieje.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95