Jan Maciejewski: Od Buddenbroków do K-popu czyli konsumenci własnej ulgi

Bardziej podziwiał, niż rozumiał to, z czym się właśnie zetknął, ale to w zupełności wystarczyło. Senator Tomasz Buddenbrook, szanowany obywatel, właściciel świetnie prosperującej firmy zbożowej, siedział w altanie swojego ogrodu w Lubece od dobrych kilku godzin, ale myślami zawędrował już daleko stąd, daleko na Wschód. Kierował się przeczuciem i poszlakami, tu i tam pojedyncze zdanie, użyte sformułowanie wzmacniało w nim przekonanie, że gdzieś tu musi być odpowiedź, taka, po której nie trzeba już pytać o nic więcej. Znalazł ją w rozdziale poświęconym śmierci, obietnicy wielkiej ulgi, silniejszej od jakiegokolwiek ziemskiego spełnienia.

Aktualizacja: 01.03.2020 22:12 Publikacja: 28.02.2020 18:00

Jan Maciejewski: Od Buddenbroków do K-popu czyli konsumenci własnej ulgi

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Główny bohater „Buddenbrooków. Dziejów upadku rodziny" Tomasza Manna przeżył największy duchowy wstrząs swojego życia podczas lektury Artura Schopenhauera, Marco Polo europejskiej filozofii. Jak podróżnik był pierwszym, który przywiózł ze Wschodu przyprawy i opowieści, rozbudził ciekawość i żądzę przygód, tak filozof znalazł tam receptę na ukojenie całej ciekawości i wszystkich żądz tego świata. Te dwie wielkie podróże, fizyczna i intelektualna, są klamrą spinającą historię nowoczesnego Zachodu. Pierwsza była zapowiedzią wielkich odkryć, ekspansji i rozwoju na nieznaną dotąd skalę, druga – obietnicą ostatecznego odpoczynku, dowodem bezsensowności jakichkolwiek podbojów.

Pozostało 81% artykułu

Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach subskrypcji rp.pl

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Irena Lasota: Po wyborach