Po długiej podróży odpoczywam w kolonialnej atmosferze w Seminyak, indonezyjskiej wersji Miami Beach. Orientalna willa ma klimat tych, które opisywali w swych książkach Joseph Conrad czy Rudyard Kipling. Pod sufitami obracają się skrzydła wentylatorów, łóżka z baldachimem osłaniają moskitiery, a splendoru przestronnym pokojom dodają meble w stylu art déco. Nad basenem w cieniu palm, z serwisem kamerdynerskim i wszelkimi udogodnieniami, zdążyłem już zapomnieć o dziurach powietrznych, które prześladowały mnie podczas godzin niekończącego się lotu, w czasie którego doznałem takich turbulencji, jak jeszcze nigdy dotąd. Nawet stewardesy, zwykle asertywne, tym razem siedziały blade, mocno przypięte pasami.