Raczej nie takiego efektu podwyżki minimalnej płacy od 1 stycznia 2020 r. spodziewał się rząd, gdy ją zapowiedział. W przyszłym roku ma ona wzrosnąć o 350 zł, do 2600 zł miesięcznie. Docelowo w 2023 r. minimalne wynagrodzenie ma wynieść aż 4000 zł.
Mniej niż obecnie
Okazuje się, że części pracodawców nie stać na takie podwyżki. Wzrost minimalnego wynagrodzenia o 350 zł oznacza dla nich podwyżkę kosztów zatrudnienia takiej osoby o przeszło 420 zł miesięcznie. W skali roku oznacza to koszty wyższe o 5 tys. zł. Gdy takich pracowników jest 20, przedsiębiorca będzie musiał znaleźć dodatkowe 100 tys. zł na podwyżki. Dlatego część pracodawców planuje ominąć obowiązek wypłaty podwyżki, przygotowując się do skrócenia czasu pracy osób pobierających najniższą płacę.
Czytaj także: Minimalne wynagrodzenie w 2020 r. wyniesie 2600 zł
Obecnie nawet ponad 1,5 mln Polaków otrzymuje minimalne wynagrodzenie. Takie zmiany mogą dotyczyć sporej grupy zatrudnionych. Może się wtedy okazać, że zarabiający obecnie 2250 zł miesięcznie po przejściu na 3/4 etatu od początku przyszłego roku, czyli już po podwyżce, będą otrzymywali zgodnie z przepisami nawet jeszcze mniej, bo tylko 1950 zł brutto. I co najważniejsze: jest to sposób całkowicie legalny.
– Zgodnie z art. 94 § 2 kodeksu pracy pracodawcy mają wręcz obowiązek takiego organizowania pracy, aby zapewnić pełne wykorzystanie czasu pracy. Może się więc okazać, że w pewnych sytuacjach nowa organizacja pracy pozwoli na skrócenie dniówki – komentuje Dawid Zdebiak, partner w Kancelarii Gujski Zdebiak.