Berlin przesłał do Komisji Europejskiej odpowiedź na pierwsze upomnienie w sprawie nowych przepisów o płacy minimalnej. Zgodnie z nim zagranicznego kierowcę, który, wykonując usługę transportową, przejeżdża przez Niemcy tranzytem, można uznać za pracownika delegowanego co najmniej wtedy, gdy zleceniodawca ma siedzibę w RFN. Czyli np. kierowca polskiej firmy transportowej, przewożąc towar z Polski do Francji na zlecenie firmy niemieckiej, powinien otrzymywać 8,5 euro za każdą godzinę spędzoną w Niemczech.
Komisja Europejska uważa, że zastosowanie tych przepisów do wszystkich operacji transportowych na terenie Niemiec w nieproporcjonalny sposób ogranicza swobodę świadczenia usług i wolny przepływ dóbr w Unii. Upomnienie to początek postępowania o naruszenie prawa UE, które w ostateczności może się skończyć przed Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Niemcy woleliby tego uniknąć. Są gotowi na kompromis. Już kilka miesięcy temu, gdy Komisja i kilka krajów unijnych, w tym Polska, zasygnalizowały zastrzeżenia do niemieckich przepisów, Berlin zawiesił ich stosowanie do tranzytu do czasu wyjaśnienia sporu z Komisją.
Niemiecka płaca minimalna została wprowadzona od początku roku. Wynosi 8,5 euro za godzinę. Stawka ta obowiązuje także wszystkich polskich pracowników, którzy świadczą pracę w Niemczech, bez względu na miejsce zamieszkania. Muszą ją także stosować pracodawcy zagraniczni, których pracownicy świadczą etatowe zadania nad Łabą, tak zwani pracownicy delegowani. A za takich Niemcy uznają też kierowców w transporcie tranzytowym.
Uderza to szczególnie mocno w polskie firmy przewozowe, które mają drugą największą flotę samochodów ciężarowych w całej UE.