To musiało podobać się na Kremlu: złote medale na szyjach zwycięzców, flaga olimpijska na najwyższym maszcie, wybrzmiewa hymn olimpijski, a mistrzowie z całych sił śpiewają hymn Rosji, przy wsparciu kibiców na trybunach.
Ta historia mogłaby się nie wydarzyć, gdyby drużyna Niemiec zachowała zimną krew w ostatniej minucie trzeciej tercji. Hokeiści trenera Marco Sturma prowadzili 3:2, mieli przewagę jednego gracza, ale stracili bramkę. Rywale zdjęli bramkarza, zaatakowali i 56 sekund przed syreną najlepszy napastnik turnieju Nikita Gusiew wyrównał.
Dogrywka (20 minut lub do złotego gola) przyniosła już zdecydowaną przewagę hokeistów z Rosji. Ilja Kowalczuk chybił raz i drugi, ale tuż przed końcem 10. minuty, gdy Niemiec Patrick Reimer wylądował na ławce kar, atak Wiaczesława Wojnowa, podanie Gusiewa i Kirył Kaprizow spowodował eksplozję rosyjskiej radości.
Potem była scena z hymnem, po której pytano Rosjan, skąd ta inicjatywa, sprzeczna z zasadami zatwierdzonymi przez MKOl.
– Nie mogliśmy zobaczyć naszej flagi na maszcie, więc musieliśmy coś z tym zrobić. Zaśpiewaliśmy też dlatego, że w hali byli Rosjanie. Czy boimy się kary? Nie, mamy przecież wolność wypowiedzi – mówił obrońca Bogdan Kisielewicz.