Zawsze byłem niesforny

Wicemistrz świata z 2007 roku, 159-krotny reprezentant Polski w piłce ręcznej Grzegorz Tkaczyk po czterech latach wznowił karierę w KSZO Ostrowiec.

Publikacja: 23.09.2020 19:03

Zawsze byłem niesforny

Foto: newspix.pl

Po co panu ten powrót?

Dla syna. Chcę, żeby mój 12-letni Mateusz zobaczył, jak ojciec gra w piłkę ręczną.

To był decydujący argument, który przesądził o moim powrocie, ale niejedyny. Ostrowiec Świętokrzyski jest blisko Kielc, więc nie muszę się przeprowadzać, wystarczą dojazdy na treningi oraz mecze. Poza tym chcę sobie coś udowodnić i sprawdzić, czy w wieku prawie czterdziestu lat wciąż daję radę.

Człowiek, który był wicemistrzem świata i wygrał Ligę Mistrzów, musi sobie coś udowadniać?

Ja już po prostu tak mam. Zawsze byłem niesforny, a teraz w dodatku odezwał się we mnie sportowy charakter. Uznałem, że przyda mi się trochę reżimu treningowego oraz samodyscypliny. Jasne: to szalona decyzja. W życiu często szedłem jednak pod prąd i robiłem rzeczy, które innym mogły wydawać się kontrowersyjne.

Co na to żona?

Do powrotu przekonywał mnie nie tylko syn, ale także ona. Kinga powtarzała: „Idź, spróbuj, niech Mateusz zobaczy, jak grasz". Mówili jednym głosem, nie dali mi wyboru.

Przybyło panu trochę kilogramów, które trzeba teraz zrzucić?

Po zakończeniu kariery faktycznie nie robiłem zbyt wiele, może tylko czasem jakiś trening siłowy. Na pewno się jednak nie zapuściłem! Zbędnych kilogramów nie ma, nigdy zresztą nie miałem z nimi problemu. Powrót do reżimu treningowego oraz ponowne wejście w rytm „trening – mecz – trening" na pewno się jednak przyda.

Debiut był bolesny?

Myślałem, że będzie gorzej. Jestem trochę obolały, a po meczu odezwały się kolana, ale najważniejsze, że wyszedłem z tego w jednym kawałku. Kiedy obudziłem się kolejnego dnia, wszystko było w porządku. Spędziłem na boisku 45 minut – dużo jak na mój wiek.

Piłka ręczna wciąż sprawia panu przyjemność?

Oczywiście! Nie spodziewałem się, że tak wielką.

Trudno było odbudować boiskowe automatyzmy, odzyskać czucie piłki?

Granie w szczypiorniaka jest jak jazda na rowerze – tego się nie zapomina. Może brakuje mi trochę szybkości, a regeneracja nie przebiega tak szybko, bo PESEL robi swoje, ale pamięć boiskowych sytuacji szybko wróciła. Kiedy pojawiła się oferta gry w Ostrowcu Świętokrzyskim, od razu zaznaczyłem, że nie podpiszę kontraktu bez treningowych podstaw. Propozycję dostałem w połowie lipca, decyzję podjąłem na początku sierpnia. Najpierw pracowałem indywidualnie, a potem dołączyłem do zespołu i zaczęliśmy zajęcia z piłkami. Trenujemy razem już od trzech tygodni i z dnia na dzień powinno być coraz lepiej.

Nie bał się pan, że nie nadąży za młodszymi kolegami?

Miałem podstawy, by sądzić, że się uda. Tak naprawdę winny mojego powrotu jest kolega z reprezentacji Damian Wleklak, który pracuje dziś

w Wybrzeżu Gdańsk i na początku roku namawiał mnie, żebym pomógł jego drużynie w walce o utrzymanie. Odpowiedziałem, że jeśli po miesiącu pracy będę na siłach, możemy to zrobić. Na przełomie stycznia i lutego wszedłem w mocny trening. Skupiłem się na przygotowaniu fizycznym, trenowałem

z miejscowym UJK oraz SMS-em. Powrót na parkiet zatrzymała pandemia koronawirusa. Tamten okres przekonał mnie jednak, że taka akcja może mieć sens.

Wybrzeże występuje w PGNiG Superlidze. To znaczy, że może pan jeszcze kiedyś wystąpić w najwyższej klasie rozgrywkowej?

Absolutnie nie! Nie używajmy tak wielkich słów. Po pierwsze, nie czuję się na siłach. A po drugie, nie chcę się wyprowadzać z Kielc i poświęcać życia rodzinnego po to, aby grać w piłkę ręczną.

To znaczy, że do pracy w roli trenera też pana nie ciągnie?

Praca szkoleniowca oznaczałaby wejście w buty, jakie nosi zawodnik. Trener prowadzi życie na walizkach, a dla mnie zostawienie rodziny nie wchodzi w grę. Cieszę się, że Marcin Lijewski, Bartek Jurecki czy Bartek Jaszka – czyli moi byli koledzy z kadry – rozwijają się w tej roli. Uważam, że wykonują fajną pracę, i jest to bardzo dobry kierunek dla polskiej piłki ręcznej. Mnie na dziś takie rozwiązanie nie interesuje, ale... Nigdy nie mów nigdy. Może kiedyś spróbuję na przykład pracy z kielecką młodzieżą.

Po zakończeniu kariery zajmował się pan marketingiem w klubie z Kielc. Na czym polegała ta rola?

Byłem osobą odpowiedzialną za pozyskiwanie sponsorów, ale dziś nie pełnię już tej funkcji. Jestem oczywiście przy piłce ręcznej – jako ekspert telewizyjny albo komentator – prowadzę swoje biznesy. Mam co robić. Po zakończeniu kariery nie usiadłem na kanapie.

Czym zajmuje się wiceprezes do spraw szkoleniowych i kontaktów zagranicznych Świętokrzyskiego Związku Piłki Ręcznej?

Na razie niczym szczególnym, wszystko przez pandemię koronawirusa.

Do tej pory pracowaliśmy głównie nad kwestiami organizacyjnymi, treścią statutu. Zobaczymy, co będzie dalej.

Jest pan jednym z pomysłodawców „Handball Legends", czyli spotkań byłych reprezentantów Polski. Półtora roku temu zagraliście nawet towarzyski mecz. Co dalej z tym projektem?

Spotkanie w Gliwicach miało charytatywny cel, zbieraliśmy pieniądze dla czteroletniego Sebastiana z Buska-Zdroju. Właśnie tak wyobrażam sobie naszą działalność – jako organizowanie wydarzeń, które niosą coś dobrego. Trudno jednak dograć terminy. Wszyscy jesteśmy zajęci: jedni mają swoje biznesy, inni trenują albo wciąż grają. Chciałbym, aby takie akcje jak ta w Gliwicach odbywały się częściej, ale jestem świadomy, że może być to trudne.

Ogląda pan czasem mecze dla przyjemności?

Poświęciłem piłce ręcznej całe życie, więc nie może być inaczej. Interesuję się dyscypliną i uważnie śledzę, co się dzieje.

Orlen Wisła Płock w pierwszej kolejce ligowej przegrała z Sandra Spa Pogonią Szczecin. To oznacza, że kwestia mistrzostwa Polski jest już rozstrzygnięta?

Powiedziałem, że płocczanie już w pierwszym spotkaniu przegrali tytuł, i obawiam się, że to może być prawda. Wisła musiałaby dwa razy pokonać VIVE, a moim zdaniem kielczanie wygrają wszystkie ligowe mecze. Pytanie, czy walkę o pierwsze miejsce są w stanie nawiązać Azoty Puławy, które wzmocnił Michał Jurecki. Obawiam się, że VIVE jest po prostu za mocne.

Za mocne, ale czy silniejsze niż w poprzednim sezonie? Latem władze klubu przebudowały i bardzo odmłodziły drużynę.

Trudno mi dziś ocenić potencjał kielczan w kontekście rywalizacji na europejskiej arenie. Mają bardzo dobry zespół, ale z drugiej strony w kadrze jest sporo niedoświadczonych zawodników – jak Szymon Sićko, Sebastian Kaczor czy Michał Olejniczak – którzy nie mieli styczności z piłką ręczną na tak wysokim poziomie. Wiem z doświadczenia, że będą potrzebowali czasu, aby przyswoić sobie filozofię gry trenera Tałanta Dujszebajewa. Wyjazdowa porażka jednym golem z Flensburgiem pokazała, jak wyrównana jest stawka w Europie. VIVE jest dziś dla mnie dużą niewiadomą.

Po co panu ten powrót?

Dla syna. Chcę, żeby mój 12-letni Mateusz zobaczył, jak ojciec gra w piłkę ręczną.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka ręczna
Turniej Final4 troszkę bliżej. Industria Kielce pokonała Magdeburg sc
Piłka ręczna
Dlaczego Sławomir Szmal rusza po władzę w polskiej piłce ręcznej
Piłka ręczna
Industria Kielce przed Final Four Ligi Mistrzów. Teraz czas na marzenia
Piłka ręczna
Nowa impreza na mapie piłki ręcznej. ZPRP zorganizuje Superpuchar Polski
Piłka ręczna
Liga Mistrzów. Czy Industria Kielce i Wisła Płock wywalczą awans do Final Four?