Pierwszy mecz finału PGNiG Superligi w Płocku, zgodnie z nazwą „święta wojna" był bardzo emocjonujący i zakończył się remisem 26:26, co zwiastowało wielkie emocje w rewanżu. W drugim meczu jednak zawodnicy Tałanta Dujszebajewa pokazali swoją siłę.
Orlen Wisła prowadziła tylko przez moment, na samym początku, a potem gospodarze budowali przewagę i wygrali 32:25. To 16. złoto w piłce ręcznej w historii dla Kielc i ósme z rzędu.
PGE Vive stało się najbardziej utytułowanym polskim zespołem, a w Kielcach zdążyło już wyrosnąć pokolenie kibiców, którzy nie pamiętają innych rozstrzygnięć. Kolejne tytuły uważają za oczywistość.
W kolekcji na rok 2019 jest też Puchar Polski, a już niedługo może być jeszcze bardziej kolorowo, bo zespół z Kielc w przyszły weekend zagra w turnieju Final Four Ligi Mistrzów (półfinałowym rywalem będzie węgierski Telekom Veszprem) i ma szanse na wywalczenie tego trofeum. Co ciekawe, w nowym sezonie zagra (na zasadzie wypożyczenia) tam Paweł Paczkowski, piłkarz Vive, obecnie zawodnik Motora Zaporoże.
Ten sezon nie był jednak tak lekki, łatwy i przyjemny dla mistrzów Polski, jak mogłoby się wydawać po wynikach. Jeszcze w lipcu ubiegłego roku prasa pisała o możliwym bankructwie i zaległościach wobec zawodników, a prezes Bertus Servaas prosił radnych o dodatkowe pieniądze. Później, m.in. w rozmowie z „Parkietem" przyznawał, że zaufał nieodpowiednim ludziom i jest wdzięczny zawodnikom, że zgodzili się na obniżki pensji. Wyjątkiem był Dean Bombac, który odszedł do Pick Szeged. Nie obyło się też bez kontuzji. Dość poważne urazy – już w tym roku – mieli Michał Jurecki i Krzysztof Lijewski. Problemy zdrowotne mieli też Marko Mamić i Luka Cindrić.