Podopieczni Patryka Rombla w meczu z Brazylijczykami urządzili sobie karnawał i zatańczyli sambę: czuli rytm, pilnowali kroków, nikt nie deptał nikomu po palcach, wszyscy błyskawicznie przemieszczali się po parkiecie. Wykorzystali błędy rywali i choć sami też się mylili, to podczas egipskiego turnieju dojrzewają z meczu na mecz, z minuty na minutę.
W żadnym z pierwszych trzech spotkań Polacy nie byli faworytami, zaczynali mistrzostwa jako outsiderzy. Cztery lata temu, kiedy zgasły gwiazdy kadry Bogdana Wenty i przyszło szukać następców, zajęliśmy na mundialu 17. miejsce. Dwa kolejne wielkie turnieje oglądaliśmy w domu, rok temu zespół Rombla przegrał w Szwecji wszystkie mecze. Dziś Polacy mają na rozkładzie wicemistrzów Afryki i dziewiątą drużynę świata oraz apetyt na więcej.
Rombel objął kadrę w lutym 2019 roku, a jego cierpliwa praca zaczyna przynosić efekty. W ciągu kilku dni Polacy wygrali więcej niż przez cztery lata. Chodzi nie tylko o rzeczy wymierne, czyli awanse i punkty, ale także o szacunek. Mecz z Brazylijczykami obejrzało w internecie 650 tys. widzów, czyli prawie dwa razy więcej niż otwierające turniej spotkanie przeciwko Tunezyjczykom.
– Próbuję ograniczać kontakt z zewnętrznym światem, a o tym, co dzieje się w Polsce, mówią mi koledzy ze sztabu. Dobrze, że zainteresowanie rośnie, ale najważniejsza jest praca – podkreśla selekcjoner w rozmowie z „Rz". Rombel po spotkaniu z Brazylijczykami poszedł spać o trzeciej nad ranem, bo chciał jeszcze raz obejrzeć mecz. Kawę pije tylko dla towarzystwa, więc w przytomności trzymała go prawdopodobnie adrenalina.
37-letni Rombel zapewnia, że zaległości odeśpi w lutym, ale trudno mu wierzyć. Tałant Dujszebajew, który był kiedyś w kadrze jego przełożonym, mówi, że Rombel to pracoholik. – Cały czas jeździ po kraju, odwiedza kluby i układa plany dla szkół mistrzostwa sportowego. To czarna, niewidoczna praca, której wyniki przyjdą dopiero za kilka lat – wyjaśnia „Rz" Kirigiz.