Kiedy Blaż Janc wyrównał, do końca zostało pięć sekund. Polacy błyskawicznie ruszyli z akcją, podanie dotarło do Daszka, a ten tak rzucił zza obrońców, że piłka po koźle wpadła do bramki rywali tuż przed końcową syreną. Skrzydłowy, który po przerwie grał na prawym rozegraniu, został bohaterem.
Polacy potrzebowali zwycięstwa, bo marcowy dwumecz ze Słoweńcami i Holendrami zakończyli bez punktów. To skomplikowało sytuację naszej drużyny w eliminacyjnej grupie, ale dzięki wygranej w Opolu awans do przyszłorocznych mistrzostw Europy mamy już niemal pewny.
Biało-czerwoni zaczęli nieźle, a powrót do składu Tomasza Gębali dobrze zrobił polskiej obronie, która w pierwszej połowie była największym atutem drużyny Patryka Rombla. Polacy do przerwy stracili tylko dziesięć goli, a zdobyli dwanaście, rzucając 66-procentową skutecznością.
Największe spustoszenie w szeregach rywali siał obrotowy Maciej Gębala. Zawodnik SC DHfK Lipsk potwierdził, że jest w wysokiej formie i brak w reprezentacji zmagającego się z problemami zdrowotnymi Kamila Syprzaka nie jest żadnym problemem.
Rywale pierwsze minuty drugiej połowy wygrali 4:0, ale Polacy odzyskali prowadzenie. Później mecz toczył się w rytmie bramka za bramkę, aż do ekscytującego finału. Wygrana nad zespołem Ljubomira Vranjesa to bardzo wartościowy wynik. Słoweńcy na ostatnich ME dotarli do półfinału.