Przed przerwą zagraliśmy słabo. Popełnialiśmy dziesięć błędów technicznych, a rywale zdobywali łatwe bramki z kontry - w pierwszej połowie skutecznie wyprowadzili sześć. Duży wpływ na grę naszej drużyny miał uraz Michała Olejniczaka. 19-letni środkowy opuścił parkiet po kilku minutach i wrócił na boisko tuż przed przerwą. W tym czasie z 4:5 na tablicy wyników zrobiło się 8:15.
Ofensywa niemoc Biało-Czerwonych w pewnym momencie rozciągnęła się do dziewięciu minut. Właśnie ten okres pozwolił rywalom na objęcie siedmiobramkowego prowadzenia. Węgrzy nie grali wielkiego meczu: wystarczyła twarda obrona i kilka błyskotliwych akcji Mate Lekaia, bo już z obrotowym Bence Banhidim Polacy radzili sobie bardzo dobrze.
Podopieczni Patryka Rombla we wszystkich meczach tegorocznego mundialu lepiej prezentowali się po przerwie. Teraz impuls drużynie dała dopiero zmiana w bramce, kiedy Mateusz Kornecki zmienił Adama Morawskiego. Przemysław Krajewski zaczął kryć indywidualnie Lekaia, a Rombel w ataku polecił podopiecznym granie bez bramkarza, siedmiu na sześciu.
Spotkanie się wyrównało. Polacy grali bramka za bramkę, ale strat z pierwszej połowy odrobić nie zdołali. Porażka oznacza, że nie mam już szans na pierwszy do 2015 roku awans do najlepszej „ósemki” mistrzostw świata. Biało-Czerwonym został jeszcze jeden mecz, z Niemcami. Stawką poniedziałkowego będzie trzecie miejsce w grupie i czołowa „dwunastka” mundialu.
Polska - Węgry 26:30 (10:16)