Taki mecz nie miał prawa się wydarzyć. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa przegrywali z MVM Veszprem różnicą dziewięciu goli (19:28), a jednak odrobili straty i po rzutach karnych zdobyli trofeum. Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Krzysztof Lijewski, Piotr Chrapkowski i Michał Jurecki dokonali niemożliwego cztery miesiące po klęsce z Chorwatami na Euro 2016 (23:37), kiedy scenariusz science fiction spełnił się rywalom.
Kielczanie wyprzedzili swój czas, do turnieju Final Four nie przystępowali wcale w roli faworyta. Sukces był efektem wielu lat pracy, ale klub ciągle był w budowie.
Minęły cztery lata. PGE VIVE przeżyło finansowy kryzys (zawodnicy i trenerzy dwa lata temu zgodzili się na obniżkę pensji o 25 procent), a dziś prezes Bertus Servaas wyprowadza klub na prostą po epidemii koronawirusa. Zakończenie sezonu w trakcie rundy wiosennej odbiło się na budżecie.
Tylko na domowym meczu fazy pucharowej Ligi Mistrzów z Celje Pivovarną Lasko kielczanie mogli zarobić 150 tys. zł, a brak szans na udział w turnieju finałowym to teoretycznie nawet 1,5 mln zł utraconego zysku.
– Idziemy dobrą drogą. Mamy plan, zgodnie z którym do końca czerwca spłacimy wszystkie długi – wyjaśnia Servaas w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. – Jak sobie poradziliśmy z problemami? Trzeba po prostu ciężko pracować, nie narzekać, mieć dobrych partnerów i trochę szczęścia.